Rozdział 6

9 4 0
                                    

Natan siedział za kierownicą samochodu pędzącego w kierunku Beaumont. Wiatr wlatujący przez uchylone okno, mierzwił jego i tak już potargane, kawowe włosy. W lusterku widział terenowe auto Ryana, jednak wzrok skupiał na jezdni, ciągnącej się przed nim, ignorując widoki zza szyby.

Liście drzew mieniły się czerwienią w świetle pobliskich latarni, podczas gdy blask księżyca chował się za chmurami, pozwalając ciemności współgrać z uderzającymi o dach pojazdu kroplami deszczu.

Podczas, gdy pozostałych detektywów ogarniało znużenie, po całodobowej jeździe samochodem, z kilkoma krótkimi postojami, Natan był pobudzony. Ogarniała go znajoma adrenalina. Gdy mu przejdzie, będzie wycieńczony, lecz teraz z szeroko otwartymi oczami, wpatrywał się w przybliżającą się do niego tabliczkę, z widniejącą na niej nazwie miasta. Beaumont.

Niechętnie zwalniając, mijał pierwsze budynki, aż po kilkunastu zakrętach zaparkował przed klubem nocnym, na obrzeżach. Gdy Ryan z pewną trudnością, również znalazł wolne miejsce parkingowe, cała trójka stanęła, na najmniej oświetlonej części kostki brukowej.

- To tutaj, ten adres wskazała Ash. Strasznie duży budynek, jak na taki klub.

Ashley, udało się odszyfrować plik, zawarty w adresie IP. Sam adres pokazywał na okolice Beaumont, jednak plik zawierał prośbę o pomoc i dokładne współrzędne. Mieli kilka godzin, żeby odespać, a następnie wyruszyli w drogę.

- To burdel – odparł chłodno Natan, widząc jak mężczyzna ubrany w garnitur, ze złotym zegarkiem na ręce, wysiada z nowego samochodu jednej z najdroższych marek. - Taki elegancik nie przyszedłby do obskurnego klubu. Tu musi być drugie dno.

Ryan głośno westchnął, obserwując, jak mężczyzna otwiera drzwi i wchodzi do środka, machając ręką do ochroniarzy. - Czekajcie tu. Ja wejdę do środka i zorientuję, się w przestrzeni. Nie ruszacie się z tond, a jeśli nie wrócę za pół godziny dzwonicie po policje i dajecie im pracować. Czas start.

Natan tylko prychnął pod nosem, patrząc jak Ryan podchodzi do wejścia i naśladuje, przechodzącego chwilę wcześniej mężczyznę. - Obstawiasz, że wytrzyma tam więcej niż pięć minut? Przecież od razu widać, że to nie jego klimat.

- Jestem pewna, że ty wpasowałbyś się w ten klimat o wiele lepiej. - Roxi nawet nie próbowała ukryć rozbawienia, a zamiast tego zabarwiła swój głos podwójną dawką przekąsu. - Oczywiście pomimo tego, że podobno nie odwiedzałeś takich miejsc.

- Nie odwiedzałem, co nie zmienia faktu, że umiem się zachować w towarzystwie przestępców, a Ryan nawet do mnie jest uprzedzony.

Roxi naciągnęła mocniej kaptur i włożyła ręce do kieszeni kurtki. - Nie byłoby rozsądniej, usiąść w aucie. Może ty się wpasujesz, ale obecność kobiety pod nocnym klubem, raczej nie jest codzienna, zwłaszcza na takim odludziu.

- To tylko pretekst, bo boisz się, że któryś z ochroniarzy cię poderwie i Miles będzie zazdrosny, czy po prostu ci zimno?

- Mi? Nie prawda.

Ostatecznie Natan przez następne dziesięć minut opierał się o maskę swojego samochodu, pozwalając Roxi zając miejsce w środku. Po mimo nieprzespanej nocy energia go roznosiła, nie mógł znieść bezczynności. Instynkt podpowiadał mu by działać.

Gwałtownie podniósł się z maski i podał Roxi kluczyki. - Mam dość czekania. Idę się rozejrzeć. Poszukam drugiego wejścia.

- Nie słyszałeś co Ryan mówił. Mamy tu czekać. Po za tym skąd pewność, że w ogóle jest tu drugie wejście?

- Z argumentów, które wymieniłem i z takich, których nie chce mi się wymieniać, wywnioskowałem, że to mocno rozbudowany... Dom rozpusty – dodał po krótkim zastanowieniu, nie chcąc znów używać potocznej nazwy – burdel. - Czyli, krótko mówiąc, jest to miejsce, wyczerpujące miano działalności przestępczej. Każdy zdrowo myślący właściciel takiego lokalu, ustawił by co najmniej dwa wejścia, z jednego powodu, ewentualnej ucieczki przed glinami. - Pod koniec swojej przemowy, Natan niechętnie przyznał, że przypominała ona nieco, styl Mitellersa, ale nie zawracał sobie tym głowy.

Walka Wspomnień - Zemsta serc 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz