Rozdział 7

76 18 31
                                    

Szymon

Żałowałem, że nie musiałem iść na cały dzień do pracy w walentynki. Jakoś niespecjalnie cieszyła mnie wizja sztucznej i przesadnej romantyczności, i wolałem już sprzedawać ludziom smaczki dla psów w kształcie serduszek. Nie rozumiałem fenomenu tego święta. Co w nim było takiego wyjątkowego i dlaczego ludzie tak bardzo chcieli je celebrować? Przecież w każdy inny dzień można było robić dokładnie to samo. Dlaczego więc tak wiele par w jeden dzień tak bardzo potrzebuje rzucać w siebie komplementami, chodzić na randki i robić całą resztę różnych rzeczy...?

̶M̶o̶ż̶e̶ ̶i̶n̶a̶c̶z̶e̶j̶ ̶p̶o̶d̶c̶h̶o̶d̶z̶i̶ł̶o̶ ̶s̶i̶ę̶ ̶d̶o̶ ̶t̶a̶k̶i̶c̶h̶ ̶d̶n̶i̶ ̶w̶ ̶z̶w̶i̶ą̶z̶k̶a̶c̶h̶ ̶z̶ ̶p̶r̶a̶w̶d̶z̶i̶w̶e̶j̶ ̶m̶i̶ł̶o̶ś̶c̶i̶?̶

Mieliśmy spotkać się z Helą o czternastej pod restauracją, do której ją zaprosiłem. Zrobiłem to, ponieważ wiedziałem, jak bardzo jej na tym zależało. W piątek wpłynęła mi wypłata, więc kupiłem dla niej bukiet jakże przereklamowanych czerwonych róż, które tak czy siak zwiędną za kilka dni, i złoty naszyjnik ze stokrotką (ten podobał mi się bardziej od tych z serduszkami czy znakami nieskończoności). Nie umawialiśmy się co prawda na żadne prezenty, ale...

Czego nie robiło się z...

...miłości?

Westchnąłem sam na siebie, gdy po raz kolejny zostałem pokonany przez World Bossa z Diablo IV. Czekałem chwilę, aż jeden z graczy wskrzesi moją postać, po czym ponownie ruszyłem na Wędrującą Śmierć, chcąc jak najszybciej odpędzić od siebie myśli, które coraz częściej mnie nachodziły i sprawiały, że było mi zwyczajnie ciężko na duszy.

Zacząłem chodzić z Heleną stosunkowo niedawno, bo dopiero w połowie listopada. Poznaliśmy się przypadkowo, gdy wpadliśmy na siebie w księgarni. Trochę wykłócaliśmy się o to, które z nas powinno kupić książkę, która została na półce jako jedyny egzemplarz, a które miało czekać na nową dostawę. Rzucaliśmy w siebie bezsensownymi argumentami, trochę się z tego podśmiechując, ale w końcu... ugiąłem się i odstąpiłem Heli. W ramach podziękowania zostałem zaproszony na kawę i okazało się, że rozmawia nam się całkiem dobrze. Cała reszta poszła już bardzo szybko. Kolejne spotkania, pierwszy pocałunek, decyzja o związku. Było nam razem dobrze od samego początku, a przynajmniej przez większość czasu.

Jednak... czy potrafiłbym w tej chwili powiedzieć, że jestem w niej zakochany? Nie wiem. Na pewno bardzo lubię jej towarzystwo. Uwielbiam z nią przebywać, bo jest świetną dziewczyną. Bardzo mądrą, zabawną i... piękną.

Więc, co stoi na przeszkodzie, by zwyczajnie i szczerze ją pokochać?


***


— Nie wierzę! — zawołała rozanielona, znajdując się kilka metrów metrów przede mną. Uśmiechnąłem się szeroko, bo jej radość naprawdę sprawiła, że zrobiło mi się jakoś tak lepiej z całą tą walentynkową otoczką. Ruszyłem w jej stronę. — To dla mnie? — zapytała, gdy znaleźliśmy się już obok siebie.

— Nie. Dla tamtej pani — odparłem ze śmiechem, wskazując głową na kobietę przechodzącą przez pasy. — Tak. To dla ciebie — powiedziałem, wręczając jej najpierw bukiet kwiatów, z którym jeszcze przed chwilą stałem jak kołek przed wejściem do restauracji.

— Dziękuję — powiedziała, a jej wyraz twarzy mówił, że była w tym wszystkim naprawdę szczera. Wzięła ode mnie róże i stanęła na palcach, by mnie pocałować. Była naprawdę niska, więc by jej trochę ułatwić życie, nachyliłem się.

Proces o miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz