Rozdział 26 (18+)

99 11 12
                                    

Szymon

Czułem się tak, jakbym pierwszy raz w życiu robił coś niezgodnego z przepisami — choć wcale tak nie było. Byłem sam z... chłopakiem i to było w porządku. To musiało być w porządku.  ̶B̶a̶r̶d̶z̶o̶ ̶c̶h̶c̶i̶a̶ł̶e̶m̶,̶ ̶ż̶e̶b̶y̶ ̶w̶ł̶a̶ś̶n̶i̶e̶ ̶t̶a̶k̶ ̶b̶y̶ł̶o̶.̶

Sięgnąłem po dłoń Tymka. Splotłem ze sobą nasze palce w taki sposób, jakby to było dla nas czymś normalnym. W rzeczywistości nie było niczym normalnym. Było czymś wyjątkowym.

Najpierw, niestety, musiałem sprawdzić, czy rodzice zamknęli drzwi na klucz.  ̶N̶i̶e̶ ̶m̶o̶g̶ł̶e̶m̶ ̶r̶y̶z̶y̶k̶o̶w̶a̶ć̶,̶ ̶ż̶e̶ ̶z̶o̶s̶t̶a̶n̶i̶e̶m̶y̶ ̶p̶r̶z̶y̶ł̶a̶p̶a̶n̶i̶. 

Gdy w końcu było bezpiecznie, gdy wróciliśmy do mojego pokoju, poczułem, jak całe pomieszczenie wypełnia się napięciem tak gęstym, że aż namacalnym.

— Cieszę się, że do mnie przyszedłeś. — Spojrzałem Tymkowi prosto w oczy. Chciałem, żeby wiedział.

— Nie odrzuciłbym takiego zaproszenia. — Zbliżył się do mnie. Objął w pasie. Przyciągnął do siebie. Zadrżałem. — Nie mogłem się doczekać.

Pogładziłem go po policzku. Pocałowałem jego usta.

— Mam nadzieję, że będzie ci tu dobrze...

— Już jest mi dobrze — szepnął i złączył nasze usta z powrotem. Całował mnie delikatnie i z uczuciem. Tak, że kompletnie się rozpływałem.

Kiedy przestał i odsunął się nieco, natychmiast poczułem niedosyt. Chwycił mnie jednak za rękę i pociągnął w głąb pokoju. Kiwnął zachęcająco, zapraszając do mojego własnego łóżka. Nie potrafiłem i nie chciałem odmówić. Położyliśmy się więc wygodnie, przodem do siebie. Wyciągnąłem dłoń do jego twarzy.

— Lubię cię tak dotykać — powiedziałem, gładząc jego skórę.

— Lubię, kiedy to robisz. — Uśmiechnął się. — Ale lubię też... — Zamiast powiedzieć, pokazał mi. Przesunął się, podniósł na łokciu. Nachylił się nade mną. Pocałował, ale tylko raz. Potem jego usta wylądowały na moim policzku. Później niżej, na linii szczęki. Aż w końcu kolejnymi pocałunkami zszedł na szyję.

W pierwszej chwili zamarłem. To było tak przyjemne doświadczenie, że aż mnie zaskoczyło. Jednak im dłużej całował, tym bardziej rozluźniony byłem.

— Tak... To też lubię — przyznałem, sięgając dłonią do boku chłopaka. Zacisnąłem dłoń na jego koszulce. Każdy jego gest wywoływał we mnie przyjemne mrowienie. Poczułem, jak sunie językiem po mojej skórze. Na moment odsunął usta, jednak zaraz pocałował płatek ucha. Myślałem, że zrobi to znowu, ale...

— Zamierzam wykorzystać cały czas, jaki mamy — wyszeptał, owiewając mnie ciepłym oddechem — i sprawić ci dużo przyjemności.

Na raz poczułem w sobie... wiele. Nie potrafiłem tego wszystkiego pojąć i logicznie wyjaśnić. Jego słowa odrobinę mnie zestresowały, bo przez chwilę nie miałem pojęcia, co z tym faktem zrobić, ale jednocześnie... podekscytowały i sprawiły, że zadrżałem. Zacząłem pragnąć tej przyjemności, o której mówił.

Sięgnąłem dłonią do jego policzka, by sprawić, żeby na mnie spojrzał. Mój oddech przyspieszył. Zrobiło mi się ciepło. Serce z każdą chwilą biło coraz mocniej i mocniej...

— W takim razie go nie marnujmy — szepnąłem.

Tymon, wyraźnie zachęcony, podniósł się. Nagle znalazłem się na plecach, a on nade mną. Z jedną nogą pomiędzy moimi nogami, z rękami opartymi po obu stronach mojej głowy. Wrócił do pocałunków — zachłannych i w jakiś sposób głodnych, a jednocześnie tak dziwnie delikatnych. Wcześniej mnie tak nie całował. Z taką potrzebą.

Proces o miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz