Rozdział 17

93 16 30
                                    

Tymon

— Boże, myślałam, że zasnę — jęknęła Julka. — Nie mów, że nie śpisz.

— Nie śpię — odparłem, wychodząc za nią z sali. — Ale napiłbym się kawy — przyznałem. Nie do końca się jej dziwiłem, pogoda była bardzo niesprzyjająca. Było kilka stopni na plusie, ale zwyczajnie lało.

— To nam się priorytety rozmijają. Ja bym po prostu poszła spać — oznajmiła, obracając się do mnie przodem i idąc tyłem.

— Julka, zabijesz się.

— Boli mnie główka. Poszłabym spać. Chcę jak Kuba.

— Kuba ma migrenę, a nie "boli go główka".

— Jedno i to samo. — Widziałem, że jest naprawdę śnięta, więc nie zamierzałem się z nią kłócić. — Chyba idę do domu. Walić angielski. Powiesz mi, co było, nie?

Chciałem się zaśmiać, ale w tej chwili jej taktyka idę tyłem, będzie dobrze sprawiła, że na kogoś wpadła. Złapałem ją i odciągnąłem dosłownie w ostatniej chwili, ogarniając bardzo szybko, że wpadła na nikogo innego, jak najbardziej rozjarzonego pomarańczowym blaskiem osobnika na kierunku (tak, byłem monotematyczny, tak, żartowałem z rudego oraz tak, było to beznadziejne).

— O Boże, przepraszam — zareagowała, na chwilę się rozbudzając.

— Wybacz jej, śpi. — Uśmiechnąłem się niemrawo do Szymona.

— Wybaczone — odparł z uśmiechem. — Taki dzień.

— Prawda? — potwierdziła dziewczyna, której na wpół było głupio, a na wpół wykorzystała sytuację. — Nie będziesz mnie oceniał, jeśli pójdę do domu, nie? — zwróciła się znowu do mnie.

Zmarszczyłem brwi.

— A co ja, twój ojciec?

— Ale powiesz mi, co było?

— No tak... — westchnąłem, szybko orientując się, o co się martwiła.

— To cześć. — Przytuliła mnie na pożegnanie, wyraźnie chcąc ulotnić się tak szybko po wykładach, jak to było możliwe.

— Cześć — rzucił w jej stronę Szymon, a ta zaraz po tym zniknęła z naszych oczu. — Jak tam? — zapytał, wkładając dłonie do kieszeni czarnej bluzy.

— Całkiem, całkiem. Nie śpię i nie wpadam na ludzi — stwierdziłem, jakoś tak automatycznie mierząc go wzrokiem. — Nie jest ci za ciepło?

— Nie — zaśmiał. — A tobie nie jest za zimno? — Wskazał brodą na moją koszulkę z krótkim rękawem.

— A widzisz, jestem bardzo ciepłym człowiekiem — odparłem, a na moją twarz wkradł się wyjątkowo głupi uśmiech. Na szczęście Szymon też wyglądał na rozbawionego. Pokręcił jednak głową.

— Podziwiam — westchnął. — Mnie wiecznie jest zimno.

— Biedny — stwierdziłem. Spojrzałem szybko na część korytarza wokół niego i... Zdziwiłem się, że nie ma tu żadnego jego kumpla. To sprawiło, że powiedziałem coś, czego nawet nie przemyślałem. — Idziesz na angielski? Bo jeśli tak, to mam ofertę na okienko.

— Idę — odparł najpierw. — I słucham uważnie.

— Znaczy... Nie jest za bogata. Idziemy na kawę?

— Już się bałem, że zapytasz o coś innego — zaśmiał się. — Chętnie.

Ruszyliśmy więc razem. W planach miałem stołówkę. Nie mogłem jednak czegoś zostawić.

Proces o miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz