Rozdział 15

79 16 23
                                    

Szymon

Nie taki miałem plan na ten wieczór. Właściwie w ogóle nie miałem żadnych planów, więc tym bardziej byłem zaskoczony, że wylądowałem z Tymonem w klubie.

W takim klubie.

Ciężko było mi przyznać przed samym sobą, że bawiłem się z nim bardzo dobrze, że policzki bolały mnie od ciągłego uśmiechu, bo naprawdę dawno nie śmiałem się tak długo, i że czułem gdzieś w środku wielką potrzebę, żeby jeszcze kiedyś tutaj wrócić. Z Tymonem. Moim nowym kolegą, z którym tak nagle czułem się dobrze.

Szliśmy w stronę baru w całkiem miłych humorach, a przynajmniej tak mi się wydawało do czasu, w którym chłopak nagle zatrzymał się w połowie drogi. Spojrzałem na niego zaciekawiony, ale dopóki nie zauważyłem, że przygląda się komuś badawczo, nie zareagowałem w żaden sposób. Przeniosłem wzrok mniej więcej w miejsce, w które patrzył Tymon i...

Chyba to ten facet...?

Zmrużyłem czoło, bo byłem prawie pewien, że widziałem w tej chwili chłopaka Tymona, który kilka dni temu „przegonił" mnie spod uczelni, bo był wyraźnie zły na mnie o to, że, pocałowałem jego partnera. Tak. To na pewno był on. Doskonale pamiętam jego twarz, bo przez nią miałem w sobie wiele skrajnych emocji, wiele ciężkich przemyśleń. Nie zapomina się takich twarzy, które mogą być zagrożeniem.

Spojrzałem z powrotem na mojego towarzysza, który cały czas trwał w bezruchu, sprawiając wrażenie, jakby był w totalnym szoku. Co oczywiście ani trochę mnie nie dziwiło.

Stanąłem więc przed nim, zasłaniając mu ten widok. Nie zasługiwał na to, by być świadkiem takiej sytuacji. W ogóle nie zasługiwał na takie traktowanie.

̶B̶o̶ ̶z̶a̶s̶ł̶u̶g̶i̶w̶a̶ł̶ ̶n̶a̶ ̶t̶o̶,̶ ̶c̶o̶ ̶n̶a̶j̶l̶e̶p̶s̶z̶e̶.̶

— Hej, chodźmy stąd — powiedziałem, nachylając się do niego. Nie reagował. Nawet na mnie nie spojrzał. — Tymon... — Położyłem dłonie na jego ramionach, chcąc dać mu poczucie, że nadal byliśmy tutaj razem i że może oderwać wzrok od tego koszmaru. Widziałem, jak trudne to dla niego jest, ale w końcu spojrzał na mnie.

— Tak — odparł, mrugając szybciej oczami. — Tak, chodźmy. — Cała lekkość, jaką przed chwilą miał w głosie, wyparowała całkowicie. Słyszałem, jak trudne to było, żeby wypowiedzieć te trzy słowa. Musiał mieć ogromną gulę w gardle. Ponieważ stał dalej, musiałem coś zrobić. Nie pytając o pozwolenie, sięgnąłem po jego nadgarstek i delikatnie pociągnąłem go za sobą. Wzięliśmy swoje rzeczy, ale nie założyliśmy ich w środku. Wyszliśmy na zewnątrz i stanęliśmy dopiero kawałek przed budynkiem.

Spojrzałem Tymonowi w oczy. Były smutne i pełne zawodu. Trochę szkliste. Wyglądał na kompletnie zagubionego, próbując na mnie spojrzeć i... równocześnie chyba po prostu się nie załamać.

— Cztery dni związku to... jest jakieś osiągnięcie — zaśmiał się, ale złamał mu się głos po drodze. — Kurwa — jęknął do siebie, odwracając wzrok, a mnie coś w środku zabolało.

— Przykro mi, że musiałeś na to patrzeć... — powiedziałem, gładząc kciukiem bez większego zastanowienia jego rękę, którą nadal trzymałem.

— Jakbym nie zobaczył, to bym się nie dowiedział — stwierdził cicho. W niewyraźnym świetle lampy zobaczyłem, jak łza odbija się na jego policzku, ale szybko przetarł oczy wolną ręką i pociągnął nosem. — Nie takiego wieczoru chciałem. Sorki — mruknął, wywracając oczami.

Zacisnąłem szczękę, patrząc na niego z przejęciem. Czułem w sobie ogromną potrzebę pocieszenia go, sprawienia, by czuł się lepiej, by nie płakał, by znowu tak pięknie się do mnie uśmiechał.

Proces o miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz