Długo czekałem na odpowiedź Tymona. Zaglądałem w telefon co kilka minut zarówno w sobotę, gdy wróciłem do domu, jak i w niedzielę, a potem w poniedziałek z samego rana. Sam jednak nie pisałem, nie dopytywałem, nie narzucałem się. Tymon wiedział, że mógł się do mnie odezwać, bo przecież mu o tym powiedziałem. Być może przez cały ten czas, w którym próbowałem magicznie przywołać jakąkolwiek informację od niego, był z chłopakiem i rozwiązywał z nim własne problemy. Być może siedział sam i rozpaczał, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Być może zwyczajnie nie chciał dzielić się ze mną swoimi uczuciami.
Mimo to ja...
Martwiłem się.
Potrzebowałem dowiedzieć się, czy wszystko w porządku.
Jednocześnie myślałem o sobie i Helenie, z którą wcale nie było lepiej. Od naszej ostatniej rozmowy w jej samochodzie nie widzieliśmy się ze sobą, a nasz kontakt ograniczał się raczej do krótkich wiadomości na messengerze i kilku wysłanych rolkach na instagramie. Próbowaliśmy rozmawiać ze sobą normalnie, ale nadal było sztywno i raczej informowaliśmy siebie nawzajem o naszych dniach bardzo zdawkowo.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że problem w tym wszystkim był ze mną, nie z Helą. Ona się starała. Ona pisała. Podejmowała próby, a ja... Cóż, ja plułem sobie w brodę za każdym razem, gdy tylko widziałem, że jest aktywna lub gdy tylko przychodziła do mnie jej wiadomość za to, że nie potrafiłem nad tym przejść i przestać myśleć o tym, że wygadała się przed koleżankami. I czułem się winny za to, że nie kocham jej tak, jak chciałbym pokochać.
̶Ż̶e̶ ̶n̶i̶e̶ ̶k̶o̶c̶h̶a̶m̶ ̶j̶e̶j̶ ̶w̶ ̶o̶g̶ó̶l̶e̶.̶
Siedziałem w poniedziałek przed salą już o siódmej dwadzieścia pięć, bo gdybym pozwolił sobie na dłuższy sen, zapewne spóźniłbym się na każdy sensowny transport pod uczelnię. Na uszach miałem słuchawki, w których leciał Dehumanizer Black Sabbath, ale mimo to pochłonięty byłem prozą Dukaja. Obiecałem sobie jakiś czas temu, że wykorzystam każdą wolną chwilę na przeczytanie chociaż fragmentu.
Byłem zbyt pochłonięty, więc dopiero po chwili zorientowałem się, że ktoś obok mnie usiadł. Podniosłem wzrok. Tymon był wpatrzony w telefon. Wyglądał okropnie. Miał sińce pod oczami i był strasznie blady. Coś ścisnęło mnie od środka.
Ściągnąłem słuchawki, zamknąłem książkę.
— Cześć — przywitałem się.
— Hej — odparł, zerkając na mnie. — Nie chciałem ci przerywać — przyznał.
— Nie przerwałeś — zapewniłem go z lekkim uśmiechem. Spojrzałem mu w oczy. Były cholernie smutne. T̶a̶k̶ ̶b̶a̶r̶d̶z̶o̶ ̶n̶i̶e̶ ̶c̶h̶c̶i̶a̶ł̶e̶m̶,̶ ̶ż̶e̶b̶y̶ ̶t̶a̶k̶i̶e̶ ̶b̶y̶ł̶y̶. — Ciężki weekend, co? — zapytałem tylko.
— Całkiem — potwierdził, opierając się o ścianę. — Wczoraj było... ciężko — dodał. Widziałem po nim, że bije się z myślami, czy powiedzieć coś więcej.
— Jeśli chcesz, chętnie cię wysłucham. Może ci ulży — powiedziałem niepewnie. — Choć odrobinę.
— Nie wiem, czy jest wiele do powiedzenia — przyznał. — Poszedłem wczoraj do Błażeja, nawet za bardzo nie zaprzeczał ani nie walczył. Nawet nie wpuscił mnie dalej niż do kuchni, bo ten koleś... ten z soboty — ton mu się trochę złamał — dalej u niego był.
— Strasznie mi przykro, Tymon... — przyznałem cicho. — To musiało być dla ciebie okropne.
— Strasznie upokarzające przede wszystkim — sapnął, choć miałem wrażenie, że było coś łatwiejszego w powiedzeniu o upokorzeniu, a nie o... innych uczuciach. — Ale no nic. Lepiej szybciej niż później — stwierdził.
CZYTASZ
Proces o miłość
RomanceStudia to idealny czas w życiu na odkrywanie swoich potrzeb i marzeń, ale dla Szymona ten proces okazał się mało przyjemny. Zrozumienie, że zainteresowanie budzi w nim kolega z kierunku, a nie własna dziewczyna trafiło go jak grom z jasnego nieba...