Rozdział 14

72 15 27
                                    

Tymon

Doskonale wiedziałem, że zrobiłem coś głupiego. Bo czym innym jest wchodzenie w związek, zaczynając od potężnego niedopowiedzenia? Od nieprzegadanej sprawy? Sprowadziliśmy Szymona do krótkiego dialogu:

— Ale nie będziesz się już rzucał o takie rzeczy?

— Nie, sorki.

Tyle. Bez większego zagłębiania się, mimo że ja sam czułem, że to nie powinno zostać zbyte takim tekstem. Błażej ewidentnie miał problem z sytuacją, a ja ewidentnie miałem problem z popełnianiem specyficznych głupot. W pewien sposób tak wyszło, a w pewien sposób... półświadomie zostawiłem temat za nami. Liczyłem, że nic w związku z tym nic się nie zdarzy, a w razie czego zdążę podjąć tę kwestię na nowo.

Chwilowo mieliśmy zresztą inne... problemy?

— No weź... — wymruczał, podwijając moją koszulkę.

— Błażej... — westchnąłem, przewracając się do niego przodem. — Muszę iść. Spóźnię się.

— Będę szybki.

Uniosłem brew.

— Tak się teraz reklamujesz? — zapytałem z lekkim śmiechem, gdy tak nade mną wisiał, sunąc dłonią po mojej skórze w dół, do rozporka.

— Mógłbyś już dawno być bez spodni, gdybyś tyle nie gadał...

Było to kuszące, ale był jeden konkretny problem.

— Nie mam ochoty — określiłem się jasno. Zatrzymał swoje ruchy.

— "Nie mam ochoty" czy "spóźnię się"? — zapytał, mrużąc brwi.

— Oba...? — odparłem, chociaż nie do końca wiedziałem, jakie to ma znaczenie.

— Aha — prychnął. — Nie to nie.

Wstał ze mnie i w ogóle z łóżka, po czym usiadł na krześle i odchylił się do tyłu. Trochę zbity z tropu, podniosłem się do siadu i spojrzałem na niego.

— Jesteś... zły? — Byłoby to dla mnie całkiem niepokojące.

— Nie — odparł, ale nie do końca mnie tym przekonał. — Po prostu wczoraj nie miałeś ochoty i przedwczoraj nie miałeś ochoty, a wcześniej... — Zaciął się, bo trochę ciężko było mnie oskarżać o to, że coś zjebał i nawet on się w tym zorientował.

— Nie zachce mi się magicznie, kiedy mi wypominasz, że wczoraj mi się nie chciało. — Nie miałem pojęcia, jak to odebrać. Tak, mimo naszego zejścia się, nie świętowaliśmy wylądowaniem w łóżku i myślałem, że Błażej to zrozumie.

— Nie wiem, to dla mnie nowość?

— A co to, niby, ma znaczyć?

To, że najczęściej mi się chciało nie oznaczało, że byłem robotem i że nie mogłem mieć przestoju, a że "przestój" przypadł akurat na taki okres, nie było moją winą. Nie było moją winą i za nic nie zamierzałem dać sobie wmówić, że było inaczej.

— Nieważne — prychnął Błażej.

— To nieważne — odmachnąłem się jakże dojrzale. Standardowy rytuał. Wstałem. Oczekiwałem od niego czegoś jeszcze. Jednak tego nie było. Wyszedłem.

Nie byłem z siebie dumny.


***


Szorowałem pokal, jakby coś mi zrobił. Był to jednak całkowicie nieszkodliwy i niewinny pokal. Nie miałem co robić ze sobą i swoimi myślami, bo byłem dzisiaj na zmianie z Anką i Marysią. Obsługiwały salę, a ja byłem przywiązany do baru. Bez sensu. Przynajmniej bym się rozchodził, a tak to...

Proces o miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz