Rozdział 6

106 21 30
                                    

Tymon

Czasami zimno nie było takie złe. Jak na przykład wtedy, kiedy pozwalało czuć i doświadczać więcej. Jak wtedy, kiedy po gorącym dotyku pojawiała się przyjemna, gęsia skórka i kiedy chłód mieszał się z ciepłym oddechem drugiej osoby.

U Błażeja tego dnia było zimno, bo padło mu ogrzewanie. Mieliśmy to jednak gdzieś i od samego rana ogrzewaliśmy się nawzajem. Przyszedłem do niego z cudowną nowiną, sprzedaną przy wspólnym śniadaniu (które raczej nam się nie zdarzało). Błażej bez zastanowienia stwierdził, że kawkę możemy dokończyć później — i zaciągnął mnie do pokoju, gdzie straciłem ubrania szybciej niż kiedykolwiek. Wszystkie. Nie dawał mi jednak za dużo czasu, bym marznął.

Próbowałem uspokoić ciężki oddech, kiedy wtulił się w moje plecy. Zrobił ze mnie swoją małą łyżeczkę chwilę po tym, jak ze mnie wyszedł; najpierw zadbał o mnie do końca, a potem zwyczajnie przytulił, obejmując bardzo mocno. Pasowało mi to. Byłem najedzony, spełniony i całkiem szczęśliwy. Obróciłem się powoli na plecy, bo chociaż obecna pozycja była bardzo miła, to chciałem wygodnie pocałować mężczyznę. Spojrzeć na jego twarz, w jego brązowe oczy. Chciałem to poczuć. Chciałem zobaczyć, co w tej chwili z tego wszystkiego mam.

— To była bardzo miła nagroda — przyznałem jednak cicho zamiast przejmować się tym, co faktycznie poczułem. — Albo motywacja...? Dla takich rzeczy warto zdobywać piątki — zaśmiałem się lekko.

— Co jest większą motywacją? Seks ze mną czy stypendium? — zapytał, wyciągając rękę, by odgarnąć mi włosy z czoła.

— Stypendium pozwala mi studiować, a nie cokolwiek nagradza na tym etapie — odparłem, wywracając lekko oczami. Całość szła na czesne, więc tak naprawdę nie miała znaczenia. — Więc... zdecydowanie seks — stwierdziłem, uśmiechając się zaczepnie. Głaskał mnie wierzchem dłoni po policzku, a ja wpatrywałem się w niego jak w obrazek. Dwudniowy zarost dodawał mu sporo uroku. Nie mogłem się powstrzymać, by samemu wyciągnąć rękę do jego policzka.

— Dobrze. Cieszy mnie to. — Puścił mi oczko. — Czyli... logika prawnicza kończy spektakl? — zapytał. — To jak tam stoisz ze średnią?

— Trochę ponad cztery dziewięć — odparłem i wyszczerzyłem się.

— Boże. Ale z ciebie pieprzony kujon — prychnął. — Z kim ja się umawiam?

— Z pieprzonym kujonem — potwierdziłem. — Ale spoko. Mogę tego nie utrzymać. Drugi semestr ma być trudniejszy.

— Nawet tak nie mów — westchnął. — Mówiłeś już dziadkowi?

— Jeszcze nie — mruknąłem, przymykając powieki. — Zadzwonię do niego przed pracą. Pewnie jeszcze śpi. Ostatnio bardzo dużo śpi — przyznałem cicho, mimo że nigdy nie mówiłem za dużo Błażejowi o takich rzeczach. Odmruknął coś tylko na potwierdzenie, czym jakoś mnie nie zdziwił. Niby pytał o moje sprawy, ale szybko się z nich wycofywał, kiedy próbowałem rozwinąć. W jakiś sposób to rozumiałem i akceptowałem, tak zwyczajnie.

Leżeliśmy nago długo, ale w końcu trzeba było się ubrać, bo ogrzewanie się nawzajem działało tylko dopóty, dopóki byliśmy oboje rozgrzani. Później było już ciężko. Zresztą, musiałem zmykać, żeby nie przeszkadzać mężczyźnie w pracy. Czasami było tak, że siedziałem u niego, gdy zajmował się swoimi obowiązkami (pracował zdalnie), ale dzisiaj miał mieć kilka spotkań pod rząd i moja obecność byłaby co najmniej niewskazana.

— Ej, tak chciałem zapytać... — podjąłem, kiedy zbierałem się do wyjścia. — Co robisz w środę?

— Hm? — Spojrzał na mnie. — Mam coś wstępnie zaplanowane, ale nie wiem. A co?

Proces o miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz