Rozdział 4

554 80 11
                                    

Rozsiadł się na ławie, opierając o stół. Elio stał z boku, trzymając w dłoni jeden z najmniejszych i najostrzejszych noży, jakie sam posiadał. Może dobrze by było zainwestować w brzytwę, jednak dotychczas, gdy jedynie przycinał brodę gdy ta zaczynała go irytować, nie była mu ona potrzebna. Teraz rozmyślał czy danie w dłoń niewolnika ostrego noża to aby rozważny pomysł. Ostatecznie uznał jednak, że potrafiłby dostatecznie szybko zareagować.

- Ino mnie nie draśnij, bo ja drasnę ciebie a szkoda by było, bo twarz masz niebrzydką. - postraszył go, przymykając oczy.

- Tak panie - powiedział pokornie chłopak i sięgnął po pianę z mydła, które Bukerowi udało się znaleźć gdzieś na dnie szuflady. Miało już dobre kilka lat, można powiedzieć, że nie używał go niemal wcale. Po cóż, skoro wystarczyła sama woda.

- Buker - poprawił go mężczyzna, przymykając oczy.

- Tak panie Buker - skinął głową chłopak.

Mężczyzna odetchnął głęboko.

- Bierz się do pracy - polecił, chwilę później czując, jak Elio z niebywałym skupieniem, zaczyna pozbawiać go zdecydowanie przydługiego zarostu. Dość sprawnie operował nożykiem w dłoniach. Zmieniał jego kąt i robił to delikatnie i choć na tej delikatności mu nie zależało, widać było, że wie co robi.

- Mówisz, że byłeś niewolnikiem Samsona od początku. Jak tam trafiłeś? - zapytał ni to z ciekawości ni od niechcenia.

- Pan Samson przywiózł mnie podczas jednej ze swoich podróży. Nie pamiętam tego. Wiem, że wziął mnie i mojego starszego brata.

- A więc masz brata.

- Miałem. Był starszy ode mnie dość dużo. Mój pan nie lubił gdy jego niewolnicy się starzeli a on później wyrósł na rosłego i silnego mężczyznę, więc mój pan go sprzedał a ja zostałem.

- Głupiec, czy nie lepszy silny niewolnik, który ma więcej sił i jest bardziej wytrzymały?

- Mój pan wolał delikatną urodę. Tylko niewolnicy zarządzający domem byli starsi.

- Stary zboczeniec - rzekł z obrzydzeniem Buker.

Jako kat, nie czerpał wybitnej przyjemności z tortur, jednak gdy miał do czynienia z człowiekiem, który lubił chłopców lub co gorsza dzieci, ta chęć zdecydowanie wzrastała. Miał ochotę pozbawiać go życia powoli i boleśnie. Samson należał do jednych z nich.

- Ilu was tam było?

- Teraz... - chłopak zamyślił się - Trzydziestu ośmiu.

- Pfff, na co komu tylu niewolników?

- Każdy z nas był od czego innego. Ja zajmowałem się sprzątaniem, myciem podłóg, zbieraniem kurzu...

- A inni?

- To zależy panie. Ci którzy byli ulubieńcami pana, nie musili robić zbyt wiele. Po prostu mu towarzyszyli. Spali z nim, wychodzili na przyjęcia, jadali w jednej izbie.

- Ty nie? - zapytał z zaciekawieniem.

- Nie. Kiedyś tak, gdy byłem młodszy. Ostatnio zapomniał o moim istnieniu.

- Może to i lepiej...

- Może, choć właśnie dlatego nie mogłem liczyć na jedzenie. Nie zasługiwałem na nie. Kiedyś gdy w kuchni pracował jeden z niewolników w moim wieku, Rosso, dawał mi posiłki ukradkiem, ale skierowali go do pracy na polu a jego miejsce zajął inny. Nazywał się Bastian. Nie pozwalał mi nawet przekraczać jej progu.

ExecutionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz