Rozdział 6

530 95 11
                                    

Elio zatrzymał się przed ciężkimi drzwiami. Patrzył na nie niepewnie i niechętnie. Wcale nie miał chęci tam wchodzić. Buker jednak popędził go. Wszedł pierwszy, bo dzieciak przecież sam nie zdołałby ich otworzyć. Były zbyt ciężkie dla człowieka o przeciętnej sile. Dla kogoś tak słabego jak on, były fortecą.

- Co stoisz - zrugał go, gdy mimo ich otworzenia, dzieciak nadal stał w progu. Dopiero po wyraźnym nakazie, wszedł do środka.

Znów zobaczył te obskurne ściany i te drzwi, prowadzące zapewne do pomieszczenia pełnego najgroźniejszych narzędzi tortur. Stał zlękniony, przypominając sobie dzień, w którym poznał pana Bukera. Dzień, w którym myślał najpierw, że straci życie a potem dłonie. A los okazał się taki przewrotny...

- Co? Ciekaw jesteś co tam jest? - zapytał kat, rozsiadając się na krześle i zapalając świece.

- Nie zbyt panie - przyznał szczerze Elio.

- Pokażę ci potem - powiedział a następnie ponownie wstał, uchylając drzwi. Znajdował się za nim mężczyzna ubrany w strój taki, z jakiego znani byli strażnicy królewscy. Nie odezwał się słowem, podał jedynie parę kartek Bukerowi i odszedł. Ten na odchodne skinął mu tylko i wymruczał coś pod nosem.

- Sporo tego - powiedział, znów siadając. Zaczął je przeglądać, co jakiś czas coś mrucząc.

W końcu odrzucił je na stół i odchylił się na krześle z westchnieniem.

- Dwie chłosty, trzy stryczki, jedno ścięcie. I najgorsze, przesłuchanie. - powiedział głosem pełnym udręki.

Niewolnik patrzył na niego niezrozumiale, nie do końca wiedząc, o czym tenże człowiek mówi.

- Co się gapisz? Tym się dziś mam zająć.

- Umiesz panie czytać? - zapytał Elio z zaskoczeniem. Dotychczas tylko jego dawny pan to potrafił. Dla niego zdawała się to wiedza niemal nie do zdobycia, a tych, którzy posiadali te umiejętność traktował z najwyższym szacunkiem i poważaniem.

- Tyle o ile. Bardziej pamiętam wygląd danego słowa. Liczby znam. Podpisać się potrafię.

- To... Bardzo wiele panie. - rzekł Elio z prawdziwą fascynacją.

- Będzie wolny czas to cię i może nauczę. Jak zasłużysz - mruknął pod nosem, łypiąc na niego.

Oczy chłopca rozbłysły.

- Zasłużę panie! Obiecuję...

- Dobra, nie ma co zwlekać, - mężczyzna poprawił kaptur, który narzucił na głowę w jednej z uliczek po powrocie ze sklepu. - Idziesz ze mną. Stryczek pójdzie gładko. Potem mamy wolne aż do południa. - oznajmił

***

Wszystko odbywało się tak, jak zwykle, bez większych ceregieli. Klasycznie i szybko. Najpierw wprowadzono skazańca. Potem czytano wyrok. Później była chwila na wysłuchanie lamentu i zapewnień o niewinności mężczyzny wprowadzonego na drewniany podest. Zawsze te same słowa.

"Zostałem wrobiony", "nic nie zrobiłem" "to wszystko bluźnierstwa i oszczerstwa tego czy tamtego sąsiada"

Buker stał znudzony. Czasem czuł rozbawienie w takich chwilach. Czy ci ludzie, z pętlą na szyi, naprawdę sądzili, że jeśli teraz będą darli się o swojej niewinności, cokolwiek to da? Oczekiwali zakończenia jak w królewskich księgach i bajkach? Że nagle pojawi się jakiś nieznany wybawca, który wtargnie tutaj, żądając przerwania egzekucji, tłum spąsowieje w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń a on - kat, wstrzyma się czekając cóż ten człowiek ma do powiedzenia?
A może skazaniec liczył na wsparcie tłumu? To zdawało się być jeszcze większą głupotą, bo ludzie w tych czasach za nic mieli innych. Rasa niby ta sama a przywiązanie żadne. Lojalność w tych czasach była rzadka nawet w rodzinie. Kupić można było wszystko i każdego. Dosłownie i w przenośni. Ten, który wczoraj był bratem, dziś zazdrosny o powodzenie rodzeństwa donosił na niego. Te same kobiety, które modliły się gorliwie pod szubienicą, wylewając łzy nad okrutnym ludzkim losem, zaraz rozejdą się po targu, opowiadając jakiż to z niego nie był okrutnik, dopowiadając co rusz to nowe bzdury, zasłyszane gdzieś w tłumie, to wymyślając nowe.

ExecutionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz