Rozdział 11

444 68 9
                                    

Szedł przed siebie. Być może powinien biec, ale świadomość gdzie właśnie zmierza, nie pozwalała mu przyspieszyć. Czekał go ból, niewyobrażalne cierpienie a potem śmierć. Sam był świadkiem okrucieństwa pana wobec innych niewolników i służby. Wiele razy widział czym kończyło się nieposłuszeństwo lub przyniesienie złych wieści. Popełnione błędy lub celowe czyny. Pamiętał, jak kazał wymierzyć sto batów jednemu z chłopców. Wybrał do tego bicz o zaostrzonych końcach, który ilekroć przywarł do skóry, wyrywał jej część. I to wszystko za to, że ten nieumyślnie podał jednemu z jego hartów złe pożywienie, w skutek czego zwierzę się pochorowało. Nie przeżył, to było wiadome, ale przedtem strasznie się nacierpiał. Pan Samson nie gustował jednak jedynie w tak prostych karach. Pomysły miał różne. Bardziej i mniej wymyślne. Od ukrzyżowania żywego niewolnika po nakazanie zjedzenia rozbitego szkła. Czy taki los spotka również i jego?

Oczy zaszkliły mu się jeszcze bardziej. Nie miało znaczenia, jak zginie. Liczyło się tylko ocalenie swojego pana, który wpadł w kłopoty przez niego.

Zwiesił głowę i szedł jeszcze wolniej.

- Elio?! - usłyszał nagle głos z naprzeciwka.

Przestraszony od razu uniósł głowę. Odetchnął nieco, gdy na przeciw siebie dostrzegł Bukera. Ten stał, wpatrując się w niego z pod przymrużonych oczu.

- Panie... - powiedział chłopak i przełknął ślinę. Chwila ulgi minęła, gdy zdał sobie sprawę, że właśnie został przyłapany na... No właśnie. Na czym? Czy to była ucieczka? Miał nie wychodzić z domu. Miał wyraźny zakaz. Co jeśli pan nie uwierzy mu, że chciał oddać się w ręce Samsona by go ocalić? Co jeśli pomyśli, że chciał skorzystać z okazji i zbiec?

Zbladł cały na tę myśl.

- Co tutaj robisz? - wycedził mężczyzna gniewnie, podchodząc bliżej - Miałeś być w domu! Nakazałem to chyba wyraźnie?!

- Panie, ja... - zaczął chłopak, kuląc się. Kat nie krzyczał, uniósł jedynie głos, jednak był on tak donośny, że dzieciak zdawał się pod nim maleć.

- Milcz - warknął i złapał go za ramię.

Ruszyli w stronę powrotną. Dom nadal majaczył w oddali. Widocznie wbrew myślom niewolnika, nie odszedł tak daleko, jak mu się zdawało. Przeszedł ledwie kilkanaście kroków, na skraj lasu.

Gdy weszli do chaty, Buker rozejrzał się jeszcze po podwórzu i zaryglował drzwi. Gniewnie spojrzał na chłopaka i pchnął go lekko do środka.

- Co? Spaceru ci się zachciało...? - zapytał, patrząc na niego srogo. - Gdzie się wybierałeś...?

Elio spuścił głowę. Gula w gardle zrobiła się ciężka a on sam, nie wiedział co powiedzieć. Czuł się... Strasznie. Czuł się, jak zdrajca, jak... Jak ktoś niegodny dobroci jaką otrzymał.

- Mów że! - mówił mężczyzna.

Niewolnik znów nie odezwał się ani słowem. Stał bez ruchu, niczym posąg bez zdolności do choćby drgnięcia. Jedynie łzy leciały mu po policzkach.

Buker zirytowany jego postawą pchnął go na stół. Zrobił to lekko, delikatnie, jak na miarę swojej siły. Dzieciak jednak zatoczył się.

- Zabroniłem ci wychodzić. Miałeś nawet nosa nie wyszczubiać a ty co robisz? - zapytał gniewnie, po czym rozejrzał się przelotnie po pomieszczeniu.

To było czyste, wysprzątane. Bez niczego, co mógłby teraz pochwycić by wyładować swoją złość. Nie zastanawiając się dłużej, Buker sięgnął do pasa spodni. Zdjął go i zsunął pochwę noża i sakwę, która przywiązana była do niego sznurkiem.

ExecutionerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz