═════ஓ๑♡๑ஓ═════Janek
— Tadeusz! Zdałem, zdałem! — wykrzyknąłem radośnie, rzucając się mężczyźnie na szyję.
— Gratulacje, kochany. Mówiłem, że ci się uda — wyszeptał w moje włosy, tuląc się do mnie mocno. Niestety nie mogliśmy trwać w tym uścisku zbyt długo, gdyż spotkaliśmy się w parku, na Polu Mokotowskim, gdzie kręcili się spacerowicze.
W trakcie matur, a także po nich nie widywałem się z Tadeuszem, gdyż należy on do komisji sprawdzającej egzaminy. Dlatego też stęskniłem się za nim i umówiłem na spotkanie od razu po upublicznieniu wyników.— Z tej okazji przyszykowałem dla nas mały piknik. — Dopiero teraz dostrzegłem wiklinowy koszyk z klapką, który stał przy jego nodze.
— Och, jesteś uroczy — uśmiech cisnął się na moje usta. — Ale to też twoja zasługa, że zdałem. Medalik — wyjąłem go spod koszulki — przynosił mi szczęście. Gdy czegoś nie wiedziałem, ściskałem go w dłoni — wyjaśniłem — i od razu wszystko mi się przypominało.
Uśmiech, jaki posłał mi Tadeusz, był bezcenny. Chwycił mnie lekko za nadgarstek i pociągnął za sobą, na zieloną trawę.Był początek czerwca i ciepło ostatecznie wygrało z zimnem. Liście na drzewach i krzewach rozwinęły się już w pełni, niebo było błękitne, kwiaty wyrastające spośród traw pyszniły się swoją urodą a promienie słońca współgrały z lekkim wietrzykiem, tworząc przyjemną pogodę, idealną, by wyjść na zewnątrz i rozłożyć koc na trawie, tak, jak to teraz zrobił Tadeusz.
Gestem zaprosił mnie, bym usiadł obok niego, a potem wyjął z kosza prowiant — butelkę schłodzonej herbaty wraz z dwoma kubkami, pajdy świeżego chleba, ciasteczka owsiane i pudełko wypełnione truskawkami.— Pierwsze w tym roku — oznajmił Tadeusz. — Przywiozła je ze wsi przyjaciółka matki.
Wziął jedną z truskawek i gestem nakłonił mnie, bym otworzył usta. Posłusznie nachyliłem się i odgryzłem czerwony owoc od szypułki, rozsmakowując go na języku. Był słodki i orzeźwiający, z nutą kasowości.I tak siedzieliśmy na kocu wśród zielonej trawy, zajadając się truskawkami i owsianymi ciasteczkami, zapijając je chłodnym czajem. Ptaki świergotały wesoło; białe, puchate obłoki sunęły gładko po niebie, a promienie słońca raziły nas nieco w oczy, ale nie przeszkadzało nam to. Wystawiłem twarz na te promienie, delektując się ich pieszczących moją skórę ciepłem. Wyjdzie mi od nich więcej piegów; całkiem je lubię, a Tadeusz powiedział mi kiedyś, że są śliczne i dodają mi uroku. Od tego czasu lubię moje piegi jeszcze bardziej.
Gdy już poczuliśmy sytość, Tadeusz schował resztkę prowiantu do koszyka i obaj położyliśmy się obok siebie na kocu. Z zamkniętymi oczyma słuchaliśmy śpiewu ptaków, czując na sobie ciepłe pocałunki słońca. Panowała przyjemna cisza — słowa nie były potrzebne, wystarczała nam tylko nasza bliskość.W pewnym momencie poczułem na twarzy delikatny chłód. Rozchyliłem powieki i dostrzegłem, że kurtyna chmur zasłoniła słońce, które nijak nie mogło się przez nią przecisnąć. Powietrze stało się ciężkie, jakby oczekiwało na coś w napięciu.
— No to tyle z dobrej pogody — skwitował Tadeusz, przyglądając się ciemniejącemu niebu. Nagle, jakby na potwierdzenie jego słów, kropla deszczu spadła wprost na mój nos. Po chwili rozpadało się na dobre.
— Odprowadzić cię do domu, czy pójdziesz do mnie? — zapytał Tadeusz, gdy pakował szybko koc do koszyka, a ja chroniłem się przed deszczem, stojąc pod drzewem. Wyczułem w jego głosie cichą nadzieję. Czas trwania drogi z Pól Mokotowskich do mojego domu i do domu Tadeusza był porównywalny, do mnie właściwie krótszy, ale bardzo chciałem spędzić z Tadziem jeszcze trochę czasu. Za bardzo się za nim stęskniłem, by teraz rozstać się z nim przez jakiś głupi deszcz!
Powiedziałem, że chcę iść do niego, po czym odeszliśmy z parku szybkim krokiem. Ulewa przybrała na sile, a my nie mieliśmy ze sobą nawet jednego parasola, toteż szybko szybko zmokliśmy. Mrużyłem oczy; krople deszczu zatrzymywały się na moich rzęsach i wsiąkały we włosy oraz ubranie. Ulica poszarzała, a przechodnie tak jak my nadłożyli kroku, by gdzieś się skryć. Na szczęście, dzięki naszemu szybkiemu tempu, już niedługo później znaleźliśmy się na klatce schodowej. Przemoczeni, zaczęliśmy wdrapywać się na schody.

CZYTASZ
𝐓𝐄𝐋𝐋 𝐘𝐎𝐔 𝐌𝐎𝐑𝐄. rudy x zośka ff.
FanfictionJanek od zawsze nie znosił chemii - te wszystkie kwasy, sole, mole i relacje przyprawiały go o ból głowy. Wraz ze zmianą nauczyciela chemii liczył, że odtąd lekcje staną się przyjemniejsze, lecz mylił się: nowy nauczyciel jest chłodny i uszczypliwy...