12

288 22 5
                                    


*

-Nawet nie dała ci szansy się wytłumaczyć?- Wiktor zapytał oburzony.
-Ronald jest dupkiem żeby dzwonić do twojej mamy.- Wiktor objął mnie ramieniem. Przerwał nam donośny dźwięk dzwonka.
-Nie wiem czy chcę tam wchodzić. Co jeśli po rozmowie z panią Aleksandrą będzie gorzej?- Zaczęłam zdzierać skórki.
Wiktor złapał moją rękę powstrzymując mnie przed drapaniem.
-Wtedy go pogryzę.- Uśmiechnął się i ja wraz z nim.

*

-Otwórzcie książki na ostatnim temacie. Zrobimy powtórkę zanim zaczniemy.- Ton jego głosu zdawał się mniej pretensjonalny niż zazwyczaj. Wszyscy zaczęli spoglądać na siebie nawzajem.
-Od kiedy on robi powtórki?- Zapytał Olaf - rudowłosy chłopak z ławki przed nami. Wzruszyliśmy ramiona w odpowiedzi. -Może dyrektor go zastraszył.- Zastanawiał się. Spojrzałam na Wiktora, a ten szturchnął moje ramię z uśmiechem.
Przez całe czterdzieści pięć minut nauczyciel ani razu nie spojrzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się zadowolona wychodząc z klasy.
-Zaraz wrócę.- Rzuciłam do Wiktora i pobiegłam korytarzem pod drzwi sali z numerem czternaście. Zapukałam, otworzyłam energicznie drzwi i wbiegłam do środka.
Pani Aleksandra przyglądała mi się pytająco, pomimo to uśmiech pojawił się na jej ustach.
Przytuliłam ją do siebie energicznie.
-Nie wiem co pani mu powiedziała ale dziękuję.
Nauczycielka się zaśmiała.
Wypuściłam ją z objęć i poczułam piekące uczucie na polikach. Podrapałam się nerwowo po karku.
-Nie ma za co. Rozumiem, że nie miałaś już większych problemów z panem Ronaldem?- Uśmiechała się ciepło. Przytaknęłam.
-No dobrze, leć na lekcję.- Rzuciła, a ja wyszłam z sali.

*

-Sonia! Jesteś gotowa? Za godzinę zaczynają się urodziny Rona.- Głos chłopaka wybrzmiewał na schodach. Cholera.
-Yyy... jeszcze moment!- Odkrzyknęłam i zerwałam się z fotela w stronę szafy. Założyłam letnią sukienkę, którą dostałam rok wcześniej od mamy Wiktora - Teresy. Mieliśmy jechać dzisiaj na urodziny syna jej siostry Kseni. Mały Ron kończył dzisiaj sześć lat.
Założyłam szybko odkryte buty i wybiegłam z sypialni. Zasapana zbiegłam ze schodów i przywitałam się z przyjacielem siedzącym w fotelu z moim batonem w dłoni.
-Ej!- Założyłam ręce na klatce.
-Nie był podpisany.- Wymamrotał z pełną buzią. W tym momencie usłyszeliśmy klakson. Rodzice Wika.
Otworzyłam drzwi i oboje wybiegliśmy przed dom. Wiktor niczym prawdziwy dżentelmen otworzył mi drzwi.
-Cześć, Gwiazdeczko! Wyglądasz prześlicznie! Wiedziałam, że pokochasz tą sukienkę! Znowu musimy udać się do tego sklepu.- Starsza kobieta obróciła się do tyłu by na mnie spojrzeć. Uśmiechnęłam się wdzięcznie.
-Pani też wyglądasz śliczne.
Mężczyzna za kierownicą odchrząknął, poprawiając się na siedzeniu. Zaśmiałam się z Wiktorem.
-Oczywiście pan też wygląda niczego sobie, panie Borysie.
Uśmiechnął się i zakręcił koniec siwego wąsa na palec.
-Proszę was, tym razem nie wkręcajcie nic wujowi Austinowi. Biedak ostatnio bał się zjeść rybę, kiedy wmówiliście mu, że jest od Niemców.
Wiktor starał się stłumić śmiech.
-Dobrze, pani Tereso.- Zapewniłam. Kobieta tssknęła.
-Gwiazdko, miałaś mówić do mnie po imieniu. Podcierałam cię kiedyś, a ty mówisz do mnie pani. Poczułam falę zawstydzenia, na co Wiktor się zaśmiał. -Nie wspominając już o tych wszystkich rozwolnieniach Wiktora, którymi ojciec musiał się zajmować.- Odparła rozbawiona. Parsknęłam śmiechem.
-Oj tak, mama nie zniosłaby takich bomb.- Dodał Borys.
Wiktor uderzył mnie łokciem.
-Wyobrażam sobie. Do tej pory przesiaduje na tronie przynajmniej godzinę.- Chichotałam.
-A wy się zastanawiacie dlaczego nie lubię zapraszać znajomych do domu.- Założył ręce na klatkę.
-Oj tam, Sonia jest dla nas jak drugie dziecko, synu.- Uśmiechnęłam się szeroko. Uwielbiałam spędzać czas z rodziną Wiktora. Zawsze brali mnie na swoje rodzinne wycieczki. Pewnie głównie po to, żeby Wik im nie marudził, ale to zawsze były moje najulubieńsze wycieczki. W pewnym sensie zazdrościłam im tej rodzinnej bliskości, która mnie niestety omijała.
Na szczęście zawsze miałam ich.

Borys otworzył drzwi po czym rozległ się ogromny jazgot. Krzyki dzieci biegających po pomieszczeniu zagłuszały każdą rozmowę w odległości 20 metrów.
-Cześć wam! Wchodźcie!- Ksenia - brunetka o równie ciemnej karnacji co siostra - przywitała wszystkich uściskiem.
Pachniała proszkiem do prania, waniliową perfumom i płynem do naczyń. Zawsze była zapracowana, ale nikt z nas nie był tym zdziwiony. Miała dom na utrzymaniu wraz z dzieckiem i ojcem na wózku z niespotykanym charakterem.
-Wyglądasz cudownie.- Zapewniła Teresa. Wiktor podszedł do jubilata i podał mu opakowanie od nas dwojga. Ron uśmiechnął się szeroko i przytulił mocno do nogi bruneta. Ksenia podeszła i odczepiła chłopca od nogi, a reszta zaczęła się śmiać. -Chodź tu, koalo.- Zaśmiał się Borys i wziął sześciolatka na ręce.
Dziecko wtuliło się w niego, a mężczyzna udawał, że brak mu powietrza.
-Mamo? Kiedy mogę otworzyć prezent od Wika i Gwiazdki?- Zatrzepotał powiekami. -Po torcie, skarbie.
Gdy Ksenia nazwała syna skarbem, przed oczy wrócił mi obraz pani Aleksandry kiedy płakałam w jej ramionach.
-Gwiazdko, dobrze się czujesz, kochanie? Poczerwieniałaś.- Teresa przyłożyła dłoń do mojego czoła, przez co jeszcze bardziej się zaczerwieniłam.
-Tak. Wszystko w porządku.- Zapewniłam spokojnie. Wiktor spojrzał na mnie prześmiewczo.

-Ostatnia runda i kończymy.- Oznajmiłam chłopcu. Ron pobiegł chichocząc, gdy ja zaczęłam liczyć z zamkniętymi oczami.
Wszystkie dzieci wróciły już do domów, a Roma trzeba było porządnie zmęczyć.
-Szukam!- Usłyszałam kolejny cichy śmiech dobiegający z szafy w salonie.
-Gdzie on się schował...- Krążyłam powoli po pokoju.
Ksenia wyszeptała „Dziękuję" i z uśmiechem przeszła dalej.
-Co tu się wyrabia?- Znajomy chropowaty głos wuja Austina wydobył się zza rogu. -Wujek!- Wiktor podszedł do starca i objął go ostrożnie.
-Urosłeś?- Zmarszczył brwi wujek, po czym tssknął i machnął ręką.
-Ciągle zapominam że siedzę na tym cholernym wózku.- Zaśmiał się donośnie.
-Jest i mój wróbelek!- Pełen radości uniósł ręce. Teresa pomachała swojemu ojcu.
-Nie mówię do ciebie, stara wrono.
Wszyscy się zaśmiali. Podeszłam do wujka Austina i przybiłam mu żółwika. Czuć było zapach jego fajek, a na koszuli jak zwykle widniały plamy po kawie.
-Słyszeliście o tych eksperymentach na kurczakach w Rosji? Już trutki na nas szykują!- Starzec tłumaczył z pełną powagą.
-Gwiazdko, miałaś mnie szukać!- Chłopiec podbiegł do mnie rozczarowany. Ukucnęłam obok niego.
-Przepraszam, malcu. Wuj Austin mnie rozproszył. Za to możemy zagrać jeszcze raz.- Uśmiech sześciolatka rozpromienił całe pomieszczenie.

Nic, Czego Mogłabym ŻałowaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz