12

197 23 6
                                    


Po vnl nadszedł czas na olimpiadę.
Podróż do Paryża była szczerze okropna, lecz minęła mi dość szybko, ze względu na Kubę i jego ciągłe pierdolenie. Może to też trochę moja wina. Nie ukrywam ja też nie zamykam ryja, prawie wcale. Przegadaliśmy z Kochanowskim całą drogę do stolicy Francji. Nie mam pojęcia jak to robimy, ale zawsze mamy tysiące tematów do przegadania. I nigdy nie ma niezręcznej ciszy, ani w ogóle jakiej kolwiek ciszy. Przez to, że mieszkamy w innych miastach i nie możemy spotykać się za często, dzwonimy do siebie przynajmniej trzy razy w tygodniu i napierdalamy po pięć godzin. W trakcie tych rozmów jestem najbardziej pracowity. A tu pranie zrobię albo do sklepu pójdę, umyje naczynia, raz nawet prawie przemeblowanie całego domu zrobiłem.

Na moje nieszczęście, nie udało mi się załatwić z nim pokoju. Przez cały wyjazd będę musiał dzielić jedno pomieszczenie z ta dwu metrową glizdą.

Gdy dotarliśmy do hotelu, zdarzyliśmy się juz pokłócić o najbardziej zjebane rzeczy. Po otworzeniu dzwi do miejsca naszego tymczasowego zamieszkania, wrzuciłem torbę do środka i spierdoliłem z tamtąd w podskokach.
Nawet nie zdarzyłem zobaczyć wnętrza, nie chcąc wchodzić w następną konwersacje z tym cymbałem.

- No dzień dobry. - powiedziałem wchodząc do pokoju Kuby i Bartka.

- Co ty tu robisz? Sio stąd. Idź się rozpakować czy coś. - próbował mnie wygonić Kochanowski.

- Nie ma opcji, zostaję tu. - rzuciłem się na łóżko szatyna. - Macie coś do żarcia?

- Japierdole wiedziałem że po to przyszedłeś pasożycie jebany. - westchnął Bołądz.

- No to tak, czy nie? - zapytałem głodny.

- Won mi stąd!

***

Około osiemnastej wszyscy zebraliśmy się na kolację. Siedziałem przy stole z największymi odklejami świata, mianowicie Kochanowskim, Norbertem, Leonem i Bartkiem tym bez włosów.

Nicola cos tam gadał o planach na najbliższe dni, ale tych debili to nie obchodziło. Zaczęli ciekawą konwersacje na temat ślimaków.

- Mowie ci, one mają rasy. Na przykład taki ślimak chiński jadowity, czy coś. - przedstawił swój pogląd Leon.

- Co ty pieprzysz. Są tylko te czarne, albo brązowe. - machnął na niego ręką Huber.

- Zapachniało rasizmem. - powiedział Bartek.

- A weź się idioto, dobrze wiesz o co mi chodziło!

- Ja to w ogóle ślimaków nie trawie. Nie smaczne są. - wtrącił się Kuba.

- Pierdolisz farmazony! Smaczny taki ślimaczek, trochę jak kurczak. - szybko zaprzeczył Wilfredo.

- Ja to po prostu nie lubie ich jako zwierząt. Ostatnio prawie w jednego wdeplem, straszne przeżycie, dla mnie oczywiście. Weź se tak wyobraź goła stopą w ślimaka bez skorupy wejść. - dołączyłem do ich konwersacji. -  Najchętniej to bym je wszystkie solą posypał, niech się rozpuszczają diaboliczne kreatury.

- Słodkie są takie. Ale trochę za wolne jak ma mój gust.

- Zamknięcie mordy na chwilę? - warknal z sąsiedniego stolika Bieniek.

Chłopaki tylko się zaśmiali i kontynuowali swoją bardzo inteligentną wymianę zdań.
Po kilku dobrych minutach rozmowa zeszła na inny temat, jeszcze bardziej zjebany.

- Ej a tak w ogóle to kto jest u was na dole, znaczy mogę się domyślić, ale no. - zapytał jeden z największych cymbałów w wiosce olimpijskiej o imieniu Wilfredo.

He's NOT my boyfriend!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz