Lipiec zaczął się pełną parą. Już od pierwszych dni z nieba lał się skwar, a w nocy było bardzo ciepło. Młodzież rozpoczęła trwające dwa tygodnie wakacje. Jennifer spędzała dnie w kryjówce, a pod wieczór przeważnie albo spotykała się z Evanem, Amber i Oliverem, albo siedziała nad jeziorem i coś czytała. Odszedł jej na razie przykry obowiązek wychodzenia za dnia do szkoły z Ruth. Jej potomkini nie sprawiała jak na razie żadnych problemów, ale cały czas miała ją na oku, żeby przypadkiem nie spowodowała tragedii przez ciężki do opanowania głód. Ten łapał Ruth kilka razy w ciągu dnia i musiały szukać jedzenia wśród nastolatków, co było niestety ryzykowne. Szatynka wciąż uczyła się funkcjonować. Przez pierwsze kilka lat istnienia jako wampir, głód był znacznie bardziej odczuwalny i ciężej było go zaspokoić. Później pragnienie było mniejsze, wraz z nabyciem większej pojemności mrocznej energii.
Kiedy dziewczyna wróciła do kryjówki po tym, jak pozałatwiała swoje sprawy rodzinne, wyglądała na zagubioną. Lawrence i Nyssa ciągle wykłócali się o zbliżającą się imprezę, na którą podobno było zaproszone pół szkoły. Abigail próbowała ich pogodzić, ale z marnym skutkiem.
— Nie będziesz robiła tematycznej imprezy! Wiesz, ile z tym roboty? Ludzie chcą się tylko upić!
— Ale można się przy tym świetnie bawić! Będą konkursy, zabawy...
— O co się oni właściwie kłócą? — zapytała Jennifer rozbawiona. Siedziała przy barku i po raz kolejny czytała bajkę, którą znalazła wtedy w bibliotece, jak tu przyjechała. Miała wrażenie, że miała jakiś głębszy sens, ale nie mogła na to wpaść. Abigail westchnęła, stając za ladą.
— Lawrence urządza imprezę na zakończenie szkoły u swojej ludzkiej dziewczyny. On i Nyssa mają troszkę inne pojęcie zabawy — wyjaśniła, nadal niezadowolona, że nie udało jej się pogodzić rodzeństwa. Jennifer zmarszczyła brwi.
— Lawrence ma dziewczynę? — zapytała głupio. — Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że któraś go zechciała z tym jego wrednym charakterkiem, jeśli mam być szczera.
— Uwierz mi, potrafi być pociągający, jeśli zechce — zaśmiała się głośno rudowłosa. — Ma całkiem spore powodzenie wśród rówieśniczek, co tylko zwiększa i tak jego wybujałe ego.
Jennifer nachyliła się do niej konspiracyjnie, zaaferowana. Obejrzała się kontrolnie przez ramię, ale Lawrence i Nyssa dalej byli zajęci sobą, więc nie było możliwości, żeby usłyszeli.
— A co na to jego dziewczyna? — zapytała szeptem. — Bo z tego, co zrozumiałam, impreza będzie u niej, a nie tu.
— Rose nie miała w tej kwestii nic do gadania. Ona miała tylko załatwić wolny dom — odparła Abigail, przeczesując włosy i odrzucając lekko głowę do tyłu. — Nie podoba mi się, jak Lawrence ją traktuje, bo to dobra dziewczyna, ale za bardzo uległa. I w dodatku w nim zakochana — dodała ze zbolałą miną. — Jestem prawie pewna, że Lawrence wpływa na nią wampirzym urokiem. Nie, żebym to pochwalała — zastrzegła od razu rudowłosa. — Ale wiesz, jak z nim jest. Zrobi tak, jak będzie chciał i nie da mu się przemówić do rozsądku. Jest pod tym względem cholernie uparty.
— Po tym, co mówisz, nie wiem, czy kiedykolwiek zmienię podejście do niego — przyznała panna Lindsay. — I nie wiem, czy mam ochotę wybrać się na imprezę, na której będzie on.
— A planowałaś? — teraz to Abigail spojrzała na nią z zaciekawieniem. Wzruszyła obojętnie ramionami.
— Wiesz, mogłabym skorzystać z okazji i rozejrzeć się za kandydatem do przemiany — wyznała i poczuła przy tym dziwną lekkość. Nie musiała się w końcu kryć ze swoim celem. Cieszyła się, że mogła z kimś porozmawiać o tym otwarcie. Nie musiała dźwigać tego ciężaru sama.
CZYTASZ
W poszukiwaniu korzeni
FantasyJennifer Lindsay przyjeżdża do Chicago i zamieszkuje u rodziny swojego najlepszego przyjaciela, Lysandra, którego nie widziała od dziesięciu lat, kiedy to rozstali się nagle w Japonii. Dziewczyna ma tylko jeden cel: zrobić swoją własną, małą armię...