Rozdział 5: Śmierć Marie

13 0 0
                                    

Jennifer z lekkim niepokojem weszła po schodach na górę do salonu. Nie była pewna, czego się spodziewać, po jej ostatnim wybryku. Jak mogła tak stracić nad sobą kontrolę i się upić?! I to wtedy, gdy akurat starała się zdobyć zaufanie członków rodziny? Nie poznawała samej siebie. Czy to stworzenie przypadkowo swojej nowej, pierwszej podwładnej tak na nią zadziałało? To była prawda; zupełnie nie planowała na tym wypadzie kogoś zmieniać. Ale gdy już okazja się nadarzyła, nie mogła tego zmarnować i tak to sobie tłumaczyła. Tylko nie przewidziała, że to ją aż tak wytrąci z równowagi. Nie pamiętała prawie nic od momentu, w którym weszła do umysłu ofiary.

- Patrzcie, kogo my tu mamy – rozległ się w salonie kpiący głos na jej widok. – Śpiąca królewna raczyła nas zaszczycić swoją obecnością!

- Lawrence, uspokój się – nakazała surowym tonem Minerva. Jennifer na jej widok coś ścisnęło w środku. Obawiała się, że to ją zawiodła najbardziej.

- Jak mam się uspokoić, kiedy ona prawie wywołała tu wojnę?! – ryknął chłopak. Buzującą w nim wściekłość dało się wyczuć na kilometr. – Mówiłem wam, że to się źle skończy, że ją tu mój wspaniały kuzynek przyprowadził, ale wy nieee! Po co mnie słuchać?!

- Nie wystarczy ci, że już przeprosiłem?! Wiesz dobrze, że musiałem pozałatwiać rodzinne sprawy, prawie mnie tu nie było, nie miałem kiedy jej powiedzieć!

Dziewczyna zamarła, kiedy usłyszała dobrze znany jej głos, głos, za którym w dodatku tak strasznie zdążyła się stęsknić. Od razu skierowała wzrok na niego. Lysander stał w przestrzeni pomiędzy barkiem a basenem, zaciskając pięści i wyraźnie próbując panować nad sobą. Zresztą, jak się okazało, była tam też Abigail, Nyssa, Nathan i Joshua. Dziewczyna skrzywiła się. Świetnie, zebrała się prawie cała rodzinka. I to z jej powodu.

- Nie przyszło ci do tej pustej mózgownicy, żeby powiedzieć jej, że my z tymi zwierzętami się nie zadajemy?! – Lawrence nadal dawał upust swojej złości, tym razem zwracając się do Abigail.

- Nie miałam pojęcia, że on tam będzie, jasne?! – odwarknęła mu rudowłosa. – Mój informator zapewnił mnie, że w klubie będą tylko i wyłącznie nasi!

- To radziłbym zmienić informatora, bo ten jest jakiś nieudany – prychnął chłopak. Ze zdenerwowania przejechał wolną ręką po swoich czarnych włosach.

- Uspokójmy się – powiedziała spokojnym tonem Minerva, a w jej głosie zabrzmiała władczość. – Wypominanie sobie nawzajem błędów nic nam nie da. Teraz możemy przynajmniej jak najbardziej zminimalizować potencjalne szkody. Kogo Jennifer spotkała?

Tu kobieta spojrzała wyczekująco na Abigail, rudowłosa jednak zacisnęła usta. Cisza, która przeciągała się pomiędzy nimi, wydłużała się, ale dziewczyna nadal uparcie milczała. Lawrence tylko prychnął pogardliwie. Nyssa wciąż tam stała i nic nie mówiła, chociaż po jej postawie było widać napięcie.

- Heej, ale czy to taki wielki problem, że młoda natknęła się na wilczka? – napiętą ciszę o dziwo przerwał wuj Nathaniel, kręcąc z politowaniem głową. – Nic się przecież nie stało, nikt nikogo nie zabił, to w końcu sukces, mam rację?

Nyssa zaśmiała się otwarcie, ale poza nią nikt się nie śmiał. Jennifer w końcu postanowiła ujawnić swoją obecność. Teraz zaczynała żałować, że nie powiedziała im od razu swojego prawdziwego celu. Na przyszłość będzie wiedziała, żeby nie pić zaraz po stworzeniu podwładnego.

- Musicie mi wybaczyć, to była nieprzewidziana akcja – powiedziała głośno, zwracając na siebie uwagę. – Nie sądziłam, że... Że znajdę kogoś odpowiedniego do mojego celu.

W poszukiwaniu korzeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz