Definicja miłości i nieznajomy

36 4 7
                                    


Daisy

- Niesamowite, moja córeczka właśnie zaczyna ostatni rok szkolny... - zapłakała moja rodzicielka. - Kiedy to zleciało?!

Wpatrywałam się w okno, siedząc z tyłu obok Sun, która również musiała, uczestniczyć w t ej jakże ważnej akademii. Przy okazji musiała pochwalić się swoim dawnym nauczycielom, że dostała się na najlepszą uczelnię. 

Mama dalej coś mówiła, ale jej nie słuchałam, dopóki zapytała się taty czy uda się z nami do mojej szkoły.

- Skarbie, przecież wiesz, że mam dzisiaj ważną konferencje - położył swoją rękę na jej udo. - Porób zdjęcia to później mi pokażesz, dobrze? - dał jej buziaka w policzek. - Pamiętasz chyba, że dzisiaj zabieram cię do naszego miejsca, prawda? Spędzimy sobie miło czas.

- W porządku, kocham cię - odpowiedziała Lilianna i spojrzała na niego z miłością.

Pożegnałyśmy się z tatą i wyszłyśmy razem z auta.

Moi rodzice zdecydowanie są dla mnie wzorem idealnej miłości.

Peter ciągle starał się uszczęśliwiać mamę. Nieważne czy miał ciężko w pracy, zawsze, gdy wracał do domu, nie myślał o pracy. Odróżniał życie prywatne od zawodowego. 

Zabierał Liliannę na randki, wycieczki, podróże, ale większość czasu po prostu byli razem. 

Gdy umarła babcia Clara, mama bardzo to przeżywała. Peter ciągle wtedy z nią był. Opiekował się nią. Jednak moja mama również troszczyła się o ojca. 

Na przykład, gdy zmarł jego brat, który miał przejąć firmę, którą aktualnie zajmuje się mój tata. Z opowiadań dziadka Victora pamiętam, że był w totalnej rozsypce. Nie wiedział czy sobie poradzi bez niego. 

Za to Lilianna postawiła go na nogi.

Byli ze sobą na dobre i na złe.

Peter odjechał ,a my udałyśmy się pod drzwi mojej szkoły.

Na wejściu zobaczyłam niektórych nauczycieli, wtedy usłyszałam głos matki:

- Sun, chodź dziecko. Opowiemy im o twoich planach - Moja rodzicielka poszła z siostrą do nauczycieli. 

Przewróciłam oczami, przywitałam się i, gdy miałam już sobie pójść, zatrzymał mnie głos mojej dyrektorki:

- Daisy! - zawołała mnie, więc się do niej odwróciłam i przybrałam naturalny wyraz twarzy. - Jesteś gotowa, by przemówić? - zapytała, uśmiechając się.

- Jak nigdy - odpowiedziałam z entuzjazmem, wiedziałam, że na mnie liczy. poza tym fajna była z niej babka.

- Bardzo mnie to cieszy - odparła. - Mam nadzieję, że w tym roku również chcesz startować na przewodniczącą szkoły?

Przytaknęłam i gdy myślałam, że skończyła, dodała:

- To dobrze, bo w tym roku doszło parę osób i bardzo bym chciała, abyś ich jutro oprowadziła po szkole - powiedziała pani Stone. - Niektórzy nawet są zapisani do wolontariatu.

Zmarszczyłam brwi i odpowiedziałam:

- Jak to? Nawet naboru jeszcze nie było, jak mieli by się dostać? - zapytałam.

Możliwe było nawet, że nie będę prowadzić wolontariatu, w końcu jest początek roku i ktoś inny, by mógł to robić. Jednak to tylko formalność, logiczne było to, że ja muszę je prowadzić. W końcu moja mama, by tego nie przeżyła.

- Niektóre z tych osób miało słabe wyniki w poprzednich szkołach, ich rodzice poprosili mnie, żebym dała im miejsce w wolontariacie - powiedziała. - Poza tym, wiesz, nasza szkoła ma wysokie wymagania. Jeżeli komuś naprawdę zależało, by się tu dostać, to warunkiem było to, że musi uczestniczyć w jakiś zajęciach dodatkowych. Większość wybrała to.

Chwilę jeszcze porozmawiałyśmy i udałam się do łazienki powtórzyć przemowę.

Gdy wszystko perfekcyjnie wyśpiewałam, udałam się na korytarz. Nikogo na nim nie było, do chwili, gdy otworzyły się główne drzwi.

Najpierw zobaczyłam mężczyznę w średnim wieku. Dobrze zbudowany, w garniturze, z lekkim zarostem. Miał mokre ubrania i czarne włosy, gdyż gdy weszłam z Sun i Lilianną do środka, chwilę potem zaczął padać deszcz. Sprawdzał właśnie godzinę i cicho przeklnął, usłyszałam, bo odbijało się echo.

Dosłownie za niedługo ma się zacząć akademia. Tego Pana nie kojarzyłam. Albo jest nowym nauczycielem, albo ojcem któregoś z tych rozwydrzonych dzieciaków.

W momencie, gdy nieznajomy sprawdzał czas, drzwi się otworzyły, a z nich pewien chłopak.

Miał na sobie białą koszule, która była prześwitująca, przez deszcz na dworze, rękawki były podwinięte do łokci. Na sobie też miał czarne, eleganckie spodnie. Jego mokre włosy lekko się zakręcały, a niebieskie oczy skanowały teren. W ręku trzymał marynarkę, a jego żyły się zaostrzyły tak, że ja, z daleka to zauważyłam. Był strasznie opalony.

O Boże...

Schowałam się za drzwiami, tak ,że ich widziałam, nagle usłyszałam głos:

- Gabriel, pośpiesz się, za chwile akademia się zacznie, a ty stoisz jak widły w gnoju, rusz te swoje cztery litery i chodź - powiedział, prawdopodobnie jego ojciec, a niejaki Gabriel się cicho zaśmiał. Poszli razem do sali w której ma być apel, wcześniej zauważając, znak, że ma się on tam odbyć.

Gabriel...ładne

- Co się denerwujesz, zrobimy za to wielkie wejście - odparł pewnie Gabriel i udał się za nieznajomym.

Ten głos...

Otrząsnęłam się z letargu i poszłam do sali.


xoxo buziaki i do zobaczenia :)

Draculoraa








Hope for a better tomorrowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz