Pov Gavi
Po tym całym cyrku, czyli campingu, następnego dnia około dwunastej wróciliśmy do mieszkań. Oczywiście nie było nudno. Opiszę wam wszystko, co się wydarzyło.
Gdy zgasło ognisko i zamknęliśmy się w namiotach, musieliśmy toczyć walkę z komarami. Pau podobno atakowały pająki, a nas te małe latające skurwysyny. Ferranowi pogryzły całą rękę, a miał bluzę, chociaż płakać nad nim nie będę. Po zabiciu wszystkich możliwych owadów poszliśmy spać. Garcia zajął 3/4 miejsca, więc zostaliśmy skazani na zmieszczenie się w małej przestrzeni. Na szczęście potem Pedri przesunął go w bok. Misja Fran zakończona sukcesem. Cała trójka zasnęła. Z wyjątkiem mnie. Nie mogąc zmrużyć oczu, chciałem włączyć muzykę na słuchawakch, ale coś nie wyszło. Okazało się, że jakiś szczur czy jeleń przegryzł mi kabel. W takiej sytuacji włączyłem Sabrinę Carpenter z telefonu zaczynając śpiewać. Po pierwszym wersie Pedro mnie opierdolił, a po sekundzie wydarł się na nas Hector.
Jakimś cudem usnąłem, lecz nie na długo. Około czwartej nad ranem poczułem, jak ktoś uderzał w nasz namiot. Był to dzik. Przez ten hałas i mój krzyk pełen paniki, obudziłem Ferrana. Rzucił na niego jakieś łacińskie zaklęcia, po czym ten, jakby go zrozumiał, uciekł.
Około jedenastej Cole z Philem nam powiedzieli, że w południe leśniczy sprawdza las, więc musieliśmy się zmywać.
Aktualnie siedzę w kuchni myśląc, co by tu zrobić do jedzenia. Przeglądałem różne sklepy w poszukiwaniu promocji. Nie miałem dużego budżetu pieniężnego, dlatego taka obniżka cen o 50% byłaby idealna. W końcu znalazłem jeden sklep z moimi wymaganiami.
- Wstawaj. Idziemy do ałszmana szamana - uderzyłem Pedriego w ramię.
- Do czego kurwa? Naćpałeś się? - chłopak nie ukrywał rozbawienia.
- No do oszołoma. Ałszwic. Auchuja. Nie potrafię tego wymówić. Ten czerwony sklep z ptakiem - wyjaśniłem.
- Chodzi ci o oszą? - uniósł brew z lekkim uśmiechem.
- Oszą nie oszą, ale idziemy - pociągnąłem go do wyjścia.
- A po co my tam tak w ogóle idziemy? - spytał, gdy byliśmy blisko rynku.
- Umyślało mi się robić brownie. Znalazłem przepis na ania gotuje. Zapisałem go sobie na wszelki wypadek. Musimy kupić jajka, czekoladę, cukier, mąkę, masło, olej, kakao i sól - zacząłem wymieniać.
- Widzę, że czeka nas połowia dnia spędzona w sklepie - westchnął - ej księciuniu, a może tak wózek być sobie wziął albo koszyk chociaż? Ja nie mam zamiaru tego nosić.
- A no tak - wróciłem się do wyjścia i chwyciłem za jeden z nich - jakoś tak krzywo jeździ.
- Nie dziwne, skoro nie ma jednego koła - Pedri obejrzał ten wehikuł dookoła - nie narzekaj. Jedziemy. Nie mam czasu.
- Piszczy to jak cholera. Ty go pchaj - podrzuciłem mu wózek do rąk - mam olej!
- Znakomicie. Jeszcze tylko siedem inncych składników - prychnął.
Szukanie tego zajęło nam czterdzieści minut. Na sam koniec zostały dwie rzeczy.
- Ej ale to chyba miała być gorzka czekolada, a nie truskawkowa - zauważył Gonzalez, kiedy pakowałem ją do jeżdżącego koszyka.
- Wiem. Ta jest dla mnie - wyjaśniłem - też chcesz? Dobra wezmę ci, nawet jak nie chcesz, bo potem moją mi weźmiesz. O i jeszcze Yamalowi wezmę, bo on też lubi mi podpierdalać słodycze. Myślisz, że Diego też by chciał?
- A kup kurwa wszystkim po kolei - uciszył mnie.
Takim sposobem skończyliśmy z czternastoma opakowaniami czekolad. I jeszcze dwie do ciasta. Torresowi miałem nie brać, ale Pedro mnie zmusił. Niby tak by było nie grzecznie, czy coś.
CZYTASZ
Co, gdyby nie piłka? || FC Barcelona
Historia CortaKsiążka przedstawia życie piłkarzy Barcelony przed tym, jak stali się piłkarzami. Grupa kolegów wychowujących się na jednym osiedlu i chodzących do tej samej szkoły. ⚠️cringe i gay alert⚠️