Rozdział 10. Menele na budowie

175 14 40
                                    

Pov Gavi

- To, że wzięłaś sobie wolne w pracy, nie znaczy, że cały dzień masz mi tu narzekać - odezwałem się do Aurory, która od godziny siedziała w kuchni mówiąc, jak to ona nie ma źle w życiu.

- Co ja ci poradzę, że źle się czuję? W takim stanie nie dałabym rady pracować - odparła pijąc jakieś zioła z apteki, które musiałem jej zaparzyć, bo sama oczywiście tego nie zrobi.

- Nie wiem. W ciąży jesteś czy coś - westchnąłem mając dość jej gadania.

- Ja? W ciąży? Z kim kurwa niby? Z Ines? To raczej mało prawdopodobne - stwierdziła.

- Najwidoczniej za dużo wypiłaś w klubie z tymi swoimi koleżankami wczoraj i teraz masz jakieś nieznane objawy, bo ci trutkę na szczury wjebali do drinka - powiedziałem szukając czegoś w lodówce, co nadawałoby się na obiad - nic nie ma. Idę do sklepu.

- Ale pomocny jesteś - obróciła oczami - mnie tu kurwa jakąś malarią zatruli, a ty sobie do sklepu idziesz!

- To zadzwoń sobie po Ines, żeby dotrzymała ci towarzystwa - wzruszyłem ramionami wychodząc z kuchni.

- Że ja na to wcześniej nie wpadłam! - dziewczyna uderzyła się w czoło i chwyciła za telefon - jak coś, to nie wracaj szybko.

- Spokojnie. Nie mam zamiaru wam przeszkadzać - zaśmiałem się.

Miałem w planach iść do sklepu i sam coś zrobić do jedzenia w domu, ale finalnie skończyłem z kebabem w ręce. Co ja będę się wysilał, jak tutaj za mnie wszystko zrobią? Skoro Aurora sprowadza sobie tę swoją przyjaciółkę i mam nie wracać za wcześnie, to idę złożyć niezapowiedzianą wizytę Pedro. Tylko żebym tym razem znowu nie natrafił na jego tatę. Chociaż czasami lepiej da się dogadać z Alvaro niż z Pedrim. On już słyszał tyle moich historii, że dziwne, że jeszcze mnie na policję nie zgłosił.

Idąc zauważyłem Neymara i jego słynny rower. Musiałem się dowiedzieć, co z Florianem i Jamalem.

- Witam księdza! - krzyknąłem podchodząc do Brazylijczyka - i jak tam ta sprawa z ziemniakami?

- Wszystkie zarobionie pieniądze mają oddać, tym, którym zajebali ziemniaki, żeby to się jakoś wyrównało i nie byli stratni nasi rolnicy - odpowiedział - nie lubią ich już tutaj za bardzo i ostatnio jadąc widziałem, jak ktoś Wirtza widłami atakował.

Po wymianie jeszcze kilku zdań ruszyłem w dalszą podróż. W pewnym momencie zauważyłem naszego osiedlowego żula, Karima. Nie miałem teraz ani czasu, ani ochoty na rozmowę z nim, dlatego użyłem swojego instynktu przetrwania i przeskoczyłem przez ogrodzenie wpierdalając się komuś na podwórko.

- Ty tu czego? - zapytał właściciel wychodząc przed dom.

- Przed Benzemą się chowam! - krzyknąłem i kątem oka zobaczyłem, że już sobie poszedł - o już nie muszę się chować. Miłego dnia! - ponownie przeskoczyłem na drugą stronę ulicy.

Reszta drogi, czyli jakieś dziesięć minut, minęła o dziwo spokojnie.

- Siema geju - wszedłem do warsztatu mając nadzieję, że tym razem się nie pomylę i zastanę tam Pedro, a nie jego tatę - a ty to kurwa kto? - spytałem oceniając wzrokiem mężczyznę stojącego przede mną.

- Nasz nowy pracownik - wyjaśnił Gonzalez wysuwając się spod samochodu - ojciec stwierdził, że przyda nam się jeszcze jedna osoba do pomocy i akurat on tutaj przyszedł no to go wzięliśmy.

- Aha? Bierzecie jakiegoś patusa zamiast mnie? - udałem obrażonego - potrzebuję wszystkich jego danych osobowych, pesel, miejsce zamieszkania i nazwiska rodziców.

Co, gdyby nie piłka? || FC BarcelonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz