Rozdział 30. Co w rodzinie to nie zginie

124 14 48
                                    

Pov Gavi

- Ogólnie to poznałam taką fajną dziewczynę - powiedziała Aurora siadając przy wyspie kuchennej - przyszła do nas do kawiarni. Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Zakochałam się od pierwszego spojrzenia.

- Wreszcie nie będziesz mi narzekała na temat Ines. Ja jestem jak najbardziej za, żebyś się z nią spotkała - odparłem próbując włączyć mikrofalę - a jak ma na imię?

- No właśnie nie wiem - nerwowo zaczęła stukać paznokciami o ekran telefonu - rozmawiałam z nią pół godziny, a nawet nie zapytałam o imię! Japierdole idiota ze mnie!

- Z tym ostatnim ciężko się nie zgodzić - przyznałem - to o czym rozmawiałyście, że zapomniałaś o najważniejszej rzeczy?

- Jak podawałam jej zamówienie zauważyłam na stoliku jedną z moich ulubionych książek. No musiałam do niej zagadać - wyjaśniła - może dzisiaj też przyjdzie. Mam przynajmniej taką nadzieję.

- Nadzieja matką głupich, jak to mówią - westchnąłem - weź mi nastaw mikrofalę na dwie minuty. Za dużo tu przycisków i nie wiem co do czego.

Gdy wreszcie mogłem podgrzać makaron z wczorajszej kolacji, postanowiłem pójść do Pedriego. Aurora szykowała się do pracy, mamy nie było, Marc był zajęty podrywaniem Fermina, a przynajmniej tyle wywnioskowałem z jego wiadomości, Diego nie miał czasu, a Hector nie raczył odebrać.

Ruszyłem prosto do jego warsztatu, bo gdzie indziej pan wielce zapracowany miałby siedzieć? On stamtąd nawet nie wychodzi.

- Kogo moje oczy widzą? Pablo Gavira! - krzyknął Karim wstając z ławki na przystanku - wywiało cię nie wiadomo dokąd przez trzy tygodnie! Opowiadaj co tam u ciebie!

- Wiesz co... spieszy mi się aktualnie na bardzo ważne spotkanie, którego termin ustaliłem rok temu. Z kuzynem babci sąsiada wujka brata kolegi muszę się zobaczyć. Idziemy pisać umowę o pracę i ten yyy muszę iść - skłamałem.

- Nie daj się prosić. Mam zimne piwo. Przed chwilą kupiłem - zachęcał wystawiając puszkę w moją stronę.

- Jebany mnie przekonał - mruknąłem pod nosem - dobra powiem ci, gdzie siedziałem przez ten czas.

I tak właśnie zamiast iść do przyjaciela, skończyłem na opowiadaniu historii życiowych wraz z Benzemą.

- Miło się rozmawiało przez te dwie i pół godziny, ale serio muszę już uciekać - wstałem z miejsca - pewnie jeszcze wpadniemy na siebie pod sklepem. Na razie!

Gdzie ja to w ogóle miałem iść? A tak do Pedriego. Pogoda o dziwo nie przypominała wcześniejszych letnich upałów, ale to akurat na plus. Wkurwiało mnie to codziennie męczenie się z trzydziestoma stopniami.

- Geju jebany nie będziesz dzisiaj tutaj siedział do północy. Wyciągam cię stąd, jeszcze nie wiem gdzie, ale gdzieś na pewno. Nie przyjmuję odmowy - zakomunikowałem wchodząc do środka.

- Umówiłem się już dzisiaj z Ferranem na wyjście - odparł z zawahaniem w głosie.

- No to szybka zmiana planów, pójdziesz z Pablem. Kompletnie zapomniałem, że mam dzisiaj z psem do dentysty i w ogóle to ja już muszę iść, bo się spóźnię. Miłego dnia pedały! - powiedział na jednym wdechu chwytając za bluzę i tyle my go widzieli.

- Jak ty idioto nawet psa nie masz - Gonzalez pokręcił głową - chuj jebany. Tak mnie kurwa wystawić?

- Yyy - popatrzyłem na niego niezrozumiale. Wystawić? Jego? A to w jakiej niby sprawie? - o czym ty mówisz?

- O niczym - westchnął - dobra, to gdzie chcesz niby iść? - spytał od niechcenia.

- Teraz to już nigdzie - założyłem ręce na piersi - obrażam się. Z nim to już wszystko wcześniej planujesz, a jak chodzi o mnie to nagle zacząłeś mieć wyjebane! Ja stąd wychodzę!

Co, gdyby nie piłka? || FC BarcelonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz