Rozdział 27. Sprawy rodzinne

119 13 37
                                    

Pov Kochen

- Posprzątałbyś tu raz na rok - westchnęła mama wchodząc do pokoju, jednocześnie pchając drzwiami leżące na podłodze ubrania.

- Sprzątałem na Wielkanoc. Tyle wystarczy - stwierdziłem - ej a studia są konieczne, żeby mieć pracę?

- Biorąc pod uwagę, że uczysz się na weterynarza, to raczej tak - odparła szukając czegoś w szafie.

- Ja nie idę - oznajmiłem wciąż przeglądając instagrama.

- Idziesz, idziesz. My z ojcem nie będziemy cię cały czas utrzymywać - Isabella nadal wyrzucała pojedyncze ubrania z mojej szafy - mam! Przypadkowo schowałam tu swoją koszulkę. Teraz śmierdzi petami i hot dogami z żabki.

- Hot dogi z żabki są akurat dobre - wtrąciłem się - myślisz, że przyjmią mnie na studia fotograficzne po biol-chemie?

- Ja byłam na technikum gastronomicznym. Olivera pytaj. A nie czekaj. On nawet podstawówki nie ukończył... dobra nie było tematu - machnęła ręką wspominając o swoim mężu, jak i moim tacie.

- Nauczycielka od matmy powiedziała, że będę kopał rowy, a teraz zarabiam więcej od niej - prychnął stając w progu - chcesz, to cię przyjmiemy jako sekretarkę albo sprzątaczkę do biura. Akurat brakuje nam osób.

- Nie dzięki - spojrzałem na godzinę - już dwudziesta?! Mecz się zaczął!

Isabella pokręciła głową opuszczając pomieszczenie. Kiedyś zapytałem ją o to, jakie są pozycje w piłce nożnej. Odpowiedziała: "Stojąca i leżąca, jak ktoś go kopnie". Albo na pytanie, czym jest spalony, rzekła: "Spalony, to jest piekarnik, jak Oliver coś w nim piecze". Z taką wiedzą na spokojnie wygrałaby milionerów.

Odpaliłem Barcelonę przeciwko Gironie i zgasiłem światło, aby żarówka nie odbijała się od ekranu.

- JEST! - krzyknąłem, kiedy po pół godziny gry padła pierwsza bramka.

- Nie drzyj tak japy, bo sąsiedzi pomyślą, że niepełnosprawny jesteś - powiedziała brunetka z łazienki obok.

- DWA ZERO! PIĘKNIE KURWA! - zeskoczyłem z łóżka bijąc brawo. W tym samym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Czyżbym rzeczywiście obudził sąsiadów i przyszli zrobić mi kłótnię? Przekonajmy się.

Wyszedłem z jaskini zbiegając po schodach. Przekręciłem zamek, ale na zewnątrz nie ujrzałem Pana Henry'ego z żoną, tylko Yamala.

- Lamine? Co ty tu robisz o tej godzinie? - spytałem zaskoczony. On jednak nic nie odpowiedział. Zamiast tego mnie przytulił. Po sekundzie wyczułem jego łzy na swojej szyi - znowu to samo?

Ponownie nie dostałem ani zaprzeczenia ani przytaknięcia, jednak nie musiałem. Znałem prawdę i to bardzo dobrze.

- Lamine zostaje na noc - rzuciłem na szybko do mamy, która wciąż stała przed lustrem w toalecie, po czym weszliśmy do sypialni.

Często u nas nocował, a tym bardziej, że Isabella wiedziała o jego sytuacji rodzinnej, nie sprzeciwiała się.

- O co tym razem poszło? - dopytałem siadając na łóżku, a on zaraz po mnie.

- Robiłem pranie i jakimś cudem czerwona skarpeta wylądowała w białych rzeczach, a ja tego nie zauważyłem. Oczywiście rozpętała się wojna, bo zafarbowało jej białą wyjściową koszulkę, w której miała być na jutrzejszym spotkaniu - wyjaśnił opowiadajac o swojej rodzicielce, bo matką jej nie nazwę.

Chciałem go przytulić, jednak po chwili syknął z bólu.

- Rzuciła we mnie nagrzanym żelazkiem. Boli jak cholera - złapał się za ramię.

Co, gdyby nie piłka? || FC BarcelonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz