Rozdział 20. Camping w lesie

161 14 103
                                    

Pov Pau

- Nie przejmuj się. Jak kocha, to wróci - pocieszałem Guiu, któremu uciekła wiewiórka.

- Zostawiła mnie na dobre - nadal wypłakiwał mi się w ramię - Grażyna, dlaczego mi to zrobiłaś?

Przeszedł obok nas Hector rzucając mi współczujące spojrzenie. Mógłby pomóc chociaż. Od pół godziny siedzę na kanapie wysłuchując jego problemów na temat tej rudej myszy.

- Ej, co wy na to, żeby... - zaczął Diego zjawiając się na naszym tarasie.

- Nie - przerwał mu Fermin, który spał w hamaku.

- Nawet nie wiesz, co chciałem powiedzieć - westchnął - co wy na to, żeby zrobić camping?

- Myślę, że to zajebisty pomysł! - krzyknąłem bez namysłu - Marc, będziesz mógł odnaleźć Grażynę! I wreszcie dasz mi święty spokój!

- Masz rację! Dobra, to kiedy idziemy? - odparł zadowolony.

- Możemy nawet i teraz - odpowiedział Kochen - Cole z Philem powiedzieli, że załatwią namioty ze śpiworami oraz mieli je tam rozłożyć. Pisali do mnie godzinę temu, ale teraz dopiero odczytałem, więc może coś już zrobili.

- IDZIEMY DO LASU! - oznajmiłem wchodząc po schodach, gdzie siedziała reszta chłopaków.

- Lasu? Tego lasu, w którym są dziki? - spytał Arda.

- Kurwa nie przemyślałem tego - uderzyłem się w czoło - jest opcja, żeby dzik był wegetarianinem? Nie chcę zostać zjedzony żywcem.

- Idioci dziki nie jedzą ludzi - dołączył do nas Lopez - jak wy im nic nie zrobicie, to one wam tak samo.

- Ty skąd to wiesz? - zapytał Fort szukając czegoś pod łóżkiem.

- Po pierwsze jest to podstawowa wiedza, a po drugie byłem kiedyś harcerzem i mieszkaliśmy z dzikami czy innymi sarnami w jednej drewnianej chatce - wyjaśnił - raz się obudziłem, a obok mnie leżał łoś. Chłopacy mówili, że znaleźli go rannego i nie mieli co z nim zrobić. Miałem wolne miejsce koło siebie i już wiecie, jak to się skończyło.

- Nie zostanę zjedzony przez dzika! - mój okrzyk radości pewnie było słychać na zewnątrz.

Po dwudziestu minutach wszyscy poszliśmy w stronę lasu. Nawet Fran odwiązał Pabla i szedł grzecznie przy Ferminie.

Obszar nie był wyjątkowo duży, więc dość szybko znaleźliśmy kuzynów Diego.

- Jak udało wam się namówić leśniczego do wejścia tutaj? - spytał Pedri.

- Skorzystaliśmy z faktu, że spał i zajebaliśmy mu klucze do furtki, dlatego jest otwarta. Inaczej byśmy tu nie weszli - wytłumaczył Phil.

- I zostawiliśmy mu czteropak na biurku - dodał Cole - my złodziejami nie jesteśmy. To godna wymiana.

Przynieśli tu trzy namioty czteroosobowe, jednak nas było więcej. Z tego powodu w dwóch z nich musiało być po pięć osób. Trafiło akurat na nas, ponieważ żaden z Fodenów nie chciał spać z Gavim, Pedrem, Ferranem i Franem. A raczej chodziło o samego Gaviego. W pozostałych namiotach byłem ja, Hector, Arda, Marc oraz Fermin. Co za tym idzie, w trzecim składzie był Kochen, Lamine, Brahim, Cole i Phil.

- Kto idzie poszukać ze mną Grażyny? - Guiu popatrzył na wszystkich dookoła.

- Blondyna na pewno jest chętna - popchnąłem Lopeza w jego stronę.

- Właśnie. Chodź Fermi - brunet złapał go za rękę, po czym zniknęli.

- Umie ktoś z was to rozkładać? - Torres patrzył się na zwinięty materiał.

Co, gdyby nie piłka? || FC BarcelonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz