18.Nikt sie tego nie spodziewal

4 1 12
                                    

Pov: John

*dwa dni przed porwaniem*

Wracałem ze szkoły tą samą ścieżką co zawsze. Wojtek miał wydać na świat znowu nowe potomstwo (japierdole) a te które już było, siedziało u moich rodziców. Niby wszytko było ok, ale... Coś mi nie pasowało. Mimo, ze moja rutyna przebiegała praktycznie identycznie jak wcześniej czułem się obserwowany... Na dodatek pokłóciłem się ze starymi. Oni chcą żebym był ze wszystkiego dobry, nei mówię, że nie chce być, ale ich obsesja jest już chora. Ostatnio dostałem -5 zamiast 6 a matka zrobiła awanturę taką jakbym co najmniej nie zdał klasy. Ojciec nawet mnie nie bronił mimo tego, że on mniam łagodniejsze podejście do ocen. Niby mnie kochają a widać, że faworyzują moją młodsza siostrę. Na dodatek matka ma chyba romans bo spotkałem ją ostatnio na mieście jak wychodziła ze sklepu elektronicznego, na jej nieszczęście zauważyłem jak chowa nowy telefon do torby a z jej starym było wszytko ok i używała go przy rodzinie.

Wieczorem stwierdziłem, że jebie szkole i zamiast położyć się spać o 22 to poszedłem o 3. Ciekawsza opcją wydało mi się granie w brawl stars niż nauka o kolejnych paciorkowcach czy innej delcie (ją akurat świetnie znałem i umiałem bo uczeszczałem do kółka napalonych matematyków w podstawówce). Ojciec się darł a matka miała już wyjebane pewnie myślała o jakiś kochasiach, a z resztą wyjebane w nią.

Rano chciałem zostać w domu, ale Maks mój przyjaciel poprosił mnie żebym przyszedł do szkoły bo chuja umie na Fizykę i chciał żebym go pouczył. Szczerze mówiąc miałem powiedzieć żeby spiepszal bo mi się nie chce, ale miałem u niego dług wdzięczności za uratowanie przed typiarą która na mnie leci. Nie znam jej dobrze chociaż co nieco ją kojarzyłem prawdopodobnie mieszkamy w tym samym miescie. Zamiast iść do szkoły chciałem isv do Motorka, ale trudno. 🤷‍♂

Wracając z tego więzienia intelektualnego spotkałem moją mamę z moimi kidosami na spacerze ewidentnie nie chciało się jej chodzić z nimi już któraś godzine więc poprosiła mnie żebym je przejął. Nie zdążyłem nic powiedzieć bo ta już uciekła.

-aha. -powiedziałem cicho z nie zadowoleniem.
-t-tatus możemy na plac zabaw? - zapytał Belzebub. Japierdole kto go tak skrzywdził.
- nie głupku, tacie pewnie się już nie chce chodzić z nami na plac bo jest po szkole. - odpowiedxiala moja kochana Elżbietka, nie ukrywam jest ona moją ulubienicą bo w porównaniu do tych debili myśli.
- eh prawda nie chce mi się, ale póki nie będziecie odpierdalać jakiejś maniany na tym placu zabaw pójdę z wami- odparłem. Nie chciałem z siebie robić największego złola na świecie a przy okazji mógłbym się trochę opalic bo od kad tylko pamiętam nazywali mnie chińczykiem czy tam azjatą przez moje czarne włosy i blada cerę. A jak się opale to może przestaną.

*na placu zabaw*

Kidosy biegały i się wygłupiali, ale na tyle cicho, że mogłem zrobić zadania na ławce w spokoju. Tak jest praktycznie koniec roku a te stare szmaty zadają nam zadania, robią testy itp.
Na chwilę sposcilem dzieci z oczu i nagle zniknęły. Pomyślałem, że robią sobie ze mnie żarty, ale to do nich nie pasuje. Stwierdziłem, że muszę ich poszukać. Szukałem i szukałem i co? Gówno. Nie było ich nigdzie. Jeszcze chuj z Balzebubem i Kapitoliną czy jak jej było, ALE MOJEJ KOCHANEJ ELZBIETKI NIE BYŁO. Już chciałem wezwać Maksa na posiłki, alecz nagle urwał mi się film. Poczułem jakiś smród, wstrząsy itp. Gdy się ocknolem było ciemno na zewnątrz. Prawdopodobnie zemdlałem na jakieś 5 godzin. Chciałem wstać, ale coś mnie powstrzymywalo, a dokładniej lina. Siedziałem w opuszczonej kamienicy. Było chłodno jak na początek czerwca, ciemno i dało się wyczuć pleśń pokrywajacą niektóre rzeczy.

Po jakimś czasie moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności i mogłem już dostrzec moje dzieci związane w koncie. Każde miało jakieś zadrapania prawdopodobnie chciały się jakoś bronić, ale im się nie udało. Wnet do wnętrza pomieszczenia weszła jakaś postać, prawdopodobnie a nawet na pewno nasz oprawca. Zamaskowany osobnik zaswievil latarkę i jakieś świecę. Ale one nie były normalnie ustawione. ONE STAŁY NA JAKIMŚ OŁTARZU Z MOIM ZDJĘCIEM. Światło padało tak, że mogłem z grubsza opisać postać która przed chwilą przyszła. Był dość wysoki, ale i tak niższy ode mnie dobrze zbudowany (bo nie można mówić, że gruby) i miał maske... Krowy? I jakieś basic ubrania luzna koszulkę i spodnie. Wszytko w ciemnych kolorach.
Po chwili odezwaa się.

Spocone Opowiesci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz