Odkąd Nathalie ostatnim razem miała na sobie magiczną broszkę z pawim ogonem minął tydzień, ale skutki jej używania i tak ciągle ją prześladowały, nawet jeśli bardzo chciała to ukryć.
Przecież miała wolne, przecież "odpoczywała". A tak na serio to miała ręce pełne roboty, i nie chciała zwalniać tempa tylko ze względu na "głupie zdrowie". Akurat razem z Gabrielem pomagała układać rzeczy na szczycie wielkiej, masywnej, zdobionej drewnianej szafy która dumnie przyozdabiała ścianę sypialni (czytaj: maskowała rozlany na białą farbę sok porzeczkowy, radziła sobie w tym idealnie) gdy znowu stało się to samo. Najpierw zawroty głowy, potem skaczący i drżący w każdym kierunku śwaita obraz przed oczami, aż w końcu duszności i napad kaszlu. Kaszlu, który dosłownie palił jej płuca i gardło, który zabierał każdy oddech i przeradzał go w istną torturę.
Gabriel tylko widząc to natychmiast do niej podbiegł, więc kiedy bezsilnie opadała z drewnianego taboretu poczuła jak podpierają ją ciepłe, męskie dłonie, jak przyciskają ją do siebie i osłaniają, aby nie zrobiła sobie krzywdy.
- Nathalie? Nathalie? Kurwa mać, Nathalie, słyszysz mnie?
Pokiwała tylko głową. Jesteś aż tak ślepy, żeby zobaczyć że ledwo łapie oddech między kaszleniem, więc ciężko żebym się odezwała, Agreste? Serio, wymień okulary. Nathalie lekko uniosła dłoń przed siebie, jak zawsze kiedy chciała pokazać swojemu szefowi, że zaraz jej przejdzie, że zaraz wszystko będzie dobrze. Chciała go uspokoić, chociaż wcale nie czuła, że będzie dobrze. Chryste, ledwo mogła utrzymać tą dłoń przed sobą, tak słaba się czuła.
- Nathalie...
Gabriel zmierzył ją zmartwionym wzrokiem i niepewnie wziął ją w ramiona, żeby nie kucać z nią na podłodze. Chciał jak najszybciej położyć ją na łóżku, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wiedział, że jak ktoś ich zobaczy, będzie naciskać, co dzieje się jego asystentce. A przecież nie powie że "ojej, to skutek tego że terroryzuje Paryż przy użyciu uszkodzonej magicznej broszki która zmienia ją w super-złoczyńcę". Na jego nieszczęście w tym domu nic co wydaje dźwięk nie uchowa się w tajemnicy. Nie trzeba było wiele, żeby dwa wysokie ale chude, rudobrązowe psy wpadły do pokoju szczekając, a zaraz za nimi ich właściciel - w rozpuszczonych długich włosach i samym podkoszulku, Leo we własnej osobie.
- Co wy tu robicie? Natty? HEJ, co sie dzieje?
Chłopak wręcz natychmiast znalazł się obok Gabriela, który akurat kładł swoją asystentkę na miękkiej, świeżo upranej białej pościeli. Nathalie miała ochotę dosłownie rozerwać gardło, czuła się jakby płonęło jej ono, płuca, i w ogóle wszystko co służy do oddychania przy każdym oddechu. Każdym oddechu, który brała słabo, ciężko i bardzo łapczywie. Czy się dusi? Czy całkiem wyżarło jej płuca? Tego nie wiedziała, i w gruncie rzeczy bała sie wiedzieć. Po prostu lekko przekrzywiła głowę, żeby mieć wzrok na obydwu z nich, słabo przymykając oczy, co chwila jeszcze pokasłując i zasłaniając się dłońmi.
- J-ja... nic mi nie jest, spokojnie...
- JAK TO NIC? Natty, przecież widzę, ty...
- Milcz. - syknął na Leo Gabriel, ewidentnie zirytowany jego obecnością. Stanął między kobietą leżącą na łóżku a chłopakiem, mierząc go gniewnym i nienawistnym spojrzeniem - Nie odzywaj się. A najlepiej wyjdź, Nathalie potrzebuje odpocząć. I przede wszystkim CISZY. Będzie chciała, to powie ci co jej jest, nie, to nie. Po prostu stąd wyjdź, i zabierz te dwa pchlarze
Leo zmarszczył brwi. Serio? Aż tak nie umie okazać mu chociaż odrobinki szacunku? Już chciał coś palnąć, kiedy popatrzył jeszcze raz na Nathalie, i coś w nim pękło. Nie. Nie może teraz ciągnąć bezsensownej kłótni i jeszcze bardziej jej męczyć. Może i faktycznie przyda jej się cisza... Bez słowa wywrócił oczami i ręką przywołał do siebie psy.
CZYTASZ
W przyszłość i przeszłość [GABENATH FF]
Hayran KurguNathalie Sancoeur po usilnych prośbach brata zamierza wybrać się do rodzinnego domu. Powrót w te strony będzie jak skok w przeszłość, mieszający się z teraźniejszością i... przyszłością. A w tym wszystkim towarzyszyć będzie jej nikt inny jak (pełny...