Bawiłam się folijką z tabletkami, a raczej ich połową. Trzy dni temu, gdy kac usiłował mnie zamordować i obudziłam się poraz drugi, na szafce znalazłam pudełko leku na rzucanie palenia. Nie miałam wątpliwości skąd się znalazło i po co, choć wcale uzależniona od palenia nie jestem. Mimo to biorę skrupulatnie tabletki. Teraz właśnie wróciłam od wizyty od chłopaków i odmówiłam papierosa od Taehyunga. Jeśli Kookie tak bardzo mi nie ufa w nikotynowej kwestii i mu zależy, bym rzucała nieistniejące uzależnienie, to to zrobię. Na dodatek się nie starał odkładać karton tak, jak był wcześniej, po kontroli ile łyknęłam już tabletek. Zrobił to, gdy mnie nie było. Od tamtego dnia też nie rozmawialiśmy nic a nic. Nawet go nie widziałam. Dopiero dziś po powrocie mignął mi w kuchni. Zobaczę co robi. Może nie ucieknie.
Im bliżej byłam, tym bardziej czułam przyjemny zapach jedzenia. Jak przeczuwałam, znów coś gotował. Podeszłam trochę bliżej poświęcając dużą uwagę, by nie podejść zbyt blisko. Nie chciałam znów przekraczać granic. O dziwo, to on był pierwszym, który się odezwał:
- Nie robię nic specjalnego. Zwykły serowy makaron. Będziesz chciała?
- Mogę spróbować - odpowiedziałam zdystansowana. Kookie sam nawiązujący ze mną kontakt w dobrym nastroju i dzielący się jedzeniem to dość nietypowa sytuacja w ostatnim czasie.
- Zmęczona jesteś, co? Wydarzyło się coś ciekawego? - zagadnął pogodnie, gdy zobaczył, że nie planuję dalszego odzywania się. To było jeszcze dziwniejsze.
- Podpuścili Namjoona do wypicia wody z kibla. Nic poza tym. A u ciebie nic się niezwykłego nie wydarzyło? Jesteś... Bardziej szczęśliwy niż dotychczas - po dłuższej chwili odważyłam się zadać to pytanie.
- Wydarzyło, owszem. - spojrzał na mnie z uśmiechem. Już nie dotykał swoich garnków - I to coś naprawdę świetnego.
Przemieszał wszystko nim się odczepił od kuchenki i podszedł blisko. Wyjątkowo blisko. Złapał moją twarz w swoje dłonie, a ja się w niego wpatrywałam nie rozumiejąc co się dzieje. Odczułam rosnącą temperaturę oraz tętno.
- Jestem z ciebie dumny, skarbie - łagodnie poprawił ustawienie mojej głowy, by móc złożyć buziaka na czole. Jeśli do tej pory miałam nadciśnienie, to teraz był to zawał. Punkt na czole intensywnie mrowił, gdy się odsunął. Kciukami łagodnie pocierał policzki - Cieszy mnie niezmiernie to, że bierzesz te tabletki.
- Mogę dostać jeszcze jednego? Odmówiłam papierosa - poprosiłam nieśmiało.
Nie trzeba było mu powtarzać. Ochoczo na nowo to zrobił, lecz tym razem się nie odsuwał. Trzymał gorące usta przyciśnięte do mojego czoła. Cały był gorący. Emanował ciepłem. Nie miałam pojęcia, czy słyszalne dudnienie należało do mojego, jego czy naszych serc. Taka mała rzecz, a robi z człowiekiem takie rzeczy. Naszą chwilę przerwał dopiero zapach przypalającego się jedzenia. Gdy tylko wrócił na wcześniejsze stanowisko odczułam chłód i wcześniejsze mrowienie, lecz na policzkach wysoka temperatura wciąż się utrzymywała. Kiedy na nowo podniósł na mnie wzrok się zawstydziłam i odwróciłam głowę szukając czegoś, czym mogłabym się na szybko zająć.
- Tak jak kiedyś. Tyle, że kończyło się co najwyżej na przytulasach - zaśmiał się.
- Przed chwilą byliśmy na siebie obrażeni - mruknęłam.
- Mówiłem, że nie będzie żadnych przytulanek, dopóki nie zrezygnujesz z fajek. Okazało się, że skrupulatnie bierzesz swoje tabletki, więc postanowiłem na moment uchylić ten zakaz. Nie masz mi tego za złe? Mogę się ograniczyć, jeśli jestem za bardzo nachalny. - jego ton był przesycony zadowoleniem.
Pokiwałam przecząco głową czując jak temperatura policzków drastycznie wzrasta. Mimo to nie potrafię znaleźć w sobie siły na odejście.
- W chwili, gdy zdecydowałeś się wyżyć na moim pośladku to zbytnio o tym nie myślałeś - rzuciłam mimowolnie przypominając sobie tą sytuację z jeszcze szybszym tętnem. Nie ukrywam, że podobało mi się.
- Chcesz znów? - spytał bez ogródek.
- Ta rozmowa schodzi na bardzo zły tor - zawstydzona zmieniłam temat.
- Cóż, mi się podoba. Z tego co Widzę tobie również, tylko uporczywie nie chcesz się przyznać
- Rób ten makaron - ponowiłam próbę.
- Skończyłem chwilę temu. Mam dla ciebie mnóstwo czasu.
- A co ty taki odważny? - rzuciłam tym razem nie usiłując zmieniać tematu, a trochę uspokoić jego figlarny nastrój.
Kookie z rozbawieniem westchnął. Choć mój wzrok był utkwiony w ścianie obok, nie umknął mi moment, kiedy arogancko podszedł i oparł się dłońmi o blat o dwóch moich stronach. Automatycznie spojrzałam w jego twarz. Błyszczące czarne oczy. Drobne kurze łapki w kącikach. Charakterystyczny uśmiech. Zbyt dobrze znałam to spojrzenie. Czułam się jak topniejące masło w środku lata. Ciepło się najzwyczajniej rozpływało po moim ciele zaczynając od klatki piersiowej.
- Mogę być szczery? Tak do bólu, bezlitośnie szczery? - zgodziłam się kiwnięciem głowy - Zakochałem się w tobie. Myślę, że miało to miejsce już może koło dziesięciu, jedenastu lat temu. Może dwunastu. Ciężko mi sobie przypomnieć czasy, w których nie byłem w tobie zakochany. I widzę, że chyba nie jestem w tym sam. Dlatego tym razem to ja chcę być tym odważniejszym. I dlatego tak się z tobą droczyłem nie raz. Pytanie, czy pozwolisz mi się podroczyć jeszcze troszkę?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyłam się na niego z szeroko otwartymi oczyma i buzią. Czyli jednak. Nie zjebałam aż tak. Wciąż coś we mnie widzi. Niepotrzebnie się załamywałam. Po czasie udało mi się zrobić jakikolwiek ruch. Uśmiechnęłam się i przytuliłam. Zacisnęłam ramiona wokół jego szyi. Kookie za to uznając to za zgodę najpierw poklepał mnie po pośladkach, na co się zaśmieliśmy, a dopiero później odwzajemnił uścisk. Staliśmy długo ciesząc się z tego momentu. Ja napawając się jego ciepłem i nieustępującym lawendowym zapachem. On z twarzą w moich włosach składając na nich co jakiś czas drobne pocałunki.
- Tym razem nikt ani nic nie stanie między nami. Dopilnuję. Będę niczym Bruce Lee - mruknął.
- A ja nauczę się stawiać granicę między przyjaciółmi a partnerem. Żeby znów nikt nie przecisnął się tam, gdzie nie trzeba - odpowiedziałam.
Mogliśmy zrobić to już wcześniej. Ja mogłam zrobić to już wcześniej. Gdybym nie zachowywała się względem wszystkich jak dziewczyna do towarzystwa, to może skończyłoby się to inaczej. Yoongi miał w tym rację. Chłopak i przyjaciele nie mogą być na równi. Wtedy ktoś się wpierdoli i wszystko zniszczy. Teraz, gdy odczułam to dokładnie na swojej skórze, będę tego unikać jak ognia. Chłopaków będę traktować odpowiednio i Kooka będę traktować odpowiednio. Jestem zmotywowana. Dam radę. A jak nie to wierzę, że Kookie mi pomoże wraz z Taehyungiem. Kawał z niego spasłej świni, ale bywa pożyteczny. Nie mogę się negatywnie nastawiać.
- Będziesz spał dziś ze mną? - poprosiłam cicho.
- Będę. Lecz najpierw kolacja. Nie na darmo stałem tyle czasu przy garach.
Odsunął się i od razu wyciągnął z szafki dwa talerze. Przyglądałam się temu z wielkim uśmiechem. Oficjalnie wróciliśmy. Po kilku latach cyrku i pół roku opowieści kryminalnych. Raczej trochę minie, nim w końcu przyjmę to do wiadomości.
CZYTASZ
Boy in Luv
FanfictionJedna kobieta, siedmiu mężczyzn i tysiące ARMY. To nie najlepsze połączenie. Paring: Jungkook, epizodycznie Yoongi