Pov: Melanie
Kilka dni temu byliśmy na działce gdzie było bardzo miło. Po tym całym spotkaniu czułam się dobrze. Wręcz bardzo dobrze. Dziewczyny i chłopcy nie pozwolili mi czuć się odrzuconą zresztą jak zawsze. Uwielbiałam wszystkich z ekipy. Każdy był tutaj równy. Byli takimi dla mnie comfort of people i to było w tym najlepsze.
Była jakoś pierwsza w nocy. Wszyscy z dorosłych pili i się śmiali jak powaleni. Za to ja tylko siedziałam i pisałam z Charlotte. Poznałyśmy się przez przypadek. Ja czekałam przed szkołą na brata, a ona już miała iść do domu. Zagadałam do niej i podałam jej mojego Instagrama. Pisałyśmy długo i potem zaczęłyśmy razem wychodzić. Aż nagle ona przyszła z jedną białą różą. Powiedziała mi co do mnie czuje a potem jakoś zaczęłyśmy ze sobą chodzić. Mimo wszystko ona była starsza o dwa lata. Ja aktualnie byłam w siódmej klasie, a ona w pierwszej liceum. Nie przeszkadzało mi to i chyba dla niej też.
Char
Bożeeeee... Przypomniałam sobie coś....Ja
Co się stało?Char
Mam jutro sprawdzian z fizyki... ROZSZERZONEJ...Char
PIERDOLONY MATFIZ 🖕🏻🖕🏻Ja
To po co poszłaś na to? Kochanie, wiem że czasami ciężko ci idzie z myśleniem...Char
Dzieki.Ja
NO WEŹ SIĘ NIE OBRAŻAJ....Zaśmiałam się i odłożyłam telefon. Nie wiedziałam co mam w sumie teraz robić. Nudziłam się.
Spojrzałam w stronę Liama. Wyglądał jakby się czegoś najarał. Dziwiłam mu się, że dawał radę żyć takim trybem. Ćpanie, chlanie, imprezy, a potem to wszystko z niego schodziło i wyglądał jak ,,żywy trup". Pamiętałam jak Marcel znajdował się w takim stanie. Nienawidziłam tego, jako dziecko — którym dalej byłam — nie mogłam w żaden sposób zareagować. Wieczne jego kłótnie z matką. Nie wiedziałam jak on to przeżywał. Był najsilniejszym człowiekiem jakiego znałam. Ostatnio mi powiedział skąd tak na prawdę pochodziła nasza mama. Zaskoczyło mnie to z racji albowiem nasz ojciec nienawidził Rosjan. A nasza rodzicielka nią była. Powiedział bowiem chce mnie nauczyć jakiś prostych słów po Rosyjsku i nauczyć pisać.
Cała trójka z którą się najlepiej dogadywałam gdzieś pojechali. Nie wiedziałam o co im chodzi. Teoretycznie mogłam pójść do Olivii i z nią pobyć, ale nie miałam na to ochoty. Nie teraz. Jedyne na co miałam ochotę było to wrócenie do domu i położenie się w łóżku. Tak bardzo tego pragnęłam.
Obok mnie siadła Lory i objęła mnie ramieniem. Odpaliła papierosa.
- Coś się dzieje? - Zapytała zmartwiona.
- Nie... Znaczy... Nie wiem. Jestem wykończona ostatnimi wydarzeniami. - Mruknęłam trochę niewyraźnie.
- Co masz na myśli?
- Chodzi o to że.... Relacja moja i Marcela się pogorszyła dosyć mocno... Zamknął się w sobie. Znowu. Dniami go nie ma a jak już jest to aby szybko coś zjeść i się z godzinę drzemnąć a potem znowu do jebanej pracy. Wyzwiska od strony klasy się znowu nasiliły przez co mam pieprzony kod kreskowy na rękach. - Przymykam oczy chowając ręce. - Nie chce go tym martwić, bo ma własne zajęcia ale mimo wszystko... Chciałabym z nim chociaż raz porozmawiać. Tak jak było kiedyś. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Nienawidze tego że jestem bezradna na to wszystko. Chciałabym mu w jakiś sposób pomóc, ale nie umiem. To mnie przytłacza. Cały czas widzę się z Charlotte, ale po za nią z nikim innym. Co roku w wakacje jest identyczna sytuacja. Ja siedzę w domu, a Marcel pracuje wszędzie gdzie się da. Potem trafia na kilka dni do szpitala bo ma wykończony organizm... - Skrzywiłam się na wspomnienie z zeszłego roku gdzie niemalże przedawkował amfetaminę. - To jest męczące.