Przez pierwszą chwilę Alice nie mogła rozpoznać miejsca, w którym się znalazła. Wciąż ściskała pozytywkę, która zapewniła jej tyle przygód, że miała już ich dość na dłuższy czas. Rozglądając się po uporządkowanym gabinecie, starej tiarze przydziału na biurku oraz portretach dawnych dyrektorów Hogwartu, zdała sobie sprawę, że jest w Hogwarcie. Tym bardziej czuła się niepewnie, nie wiedząc, w jakim czasie się znalazła. Jednak pusta rama obok portretu Armanda Dippeta. Z innej ramy ciekawsko spoglądał Phineas Nigellus Black.
— Nadal go nie ma — stwierdził, gładząc swój ciemny wąs. — Rzadko kiedy się zjawia.
O ile Alice nie przejęła się tymi słowami, tak Sapphire spuściła wzrok na swoje buty. Widząc młodą siebie, zaczęła myśleć o swoim życiu, zwłaszcza tej części skradzionej przez Grindelwalda, tak poprowadziła ją miłość. Posłuchała serca i za to została zamieniona w kamień na wiele lat, tracąc rodzinę i przyjaciół. Żałowała, że nie miała od tamtego dnia okazji porozmawiać z Albusem. Sapphire odłożyła Biblię na biurko, tuż obok tiary. Musiały odnaleźć profesor McGonagall i Eris, by ustalić kolejne kroki w sprawie Koryfeusza. Sukinsyn przez te wszystkie lata był kotem!
Sapphire westchnęła ciężko, jakby chciała uwolnić się od ciężaru wspomnień, które nagle spadły na jej ramiona. Wystarczyło jedno spojrzenie na starą tiarę przydziału, by przypomniała sobie czasy młodości, gdy była uczennicą Hogwartu, pełną nadziei i wiary w to, że magia może naprawić wszystko. Tamte dni wydawały się teraz tak odległe, prawie jak sen, z którego brutalnie została wyrwana przez Grindelwalda i jego żądzę władzy.
— Musimy działać — powiedziała w końcu, przerywając ciszę, która zawisła w gabinecie. Phineas Nigellus, widząc jej determinację, uniósł brew, ale nic nie powiedział. Był znany z tego, że raczej obserwował, niż angażował się w sprawy, które go nie dotyczyły bezpośrednio.
— W takim razie odszukajmy profesor McGonagall. Ile nas nie było? — zapytała portret dyrektora.
— A skąd mam niby wiedzieć?
— Jak zwykle milusi — sapnęła Alice.
Wybiegła z gabinetu dyrektorki, omal nie przewracając się na ziemię, gdy na kogoś wpadła. Tylko dzięki szybkości i zręczności tajemniczej osoby nie upadła. Silna dłoń oplotła się wokół jej talii, przyciągając dziewczynę do siebie. Mimowolnie oparła dłoń na czyjejś klatce piersiowej. Towarzyszące przez chwilę znajome uczucia sprawiło, że pomyślała o Draco, ale gdy uniosła głowę i spojrzała w roziskrzone, zielone oczy, na moment zapomniała o oddychaniu.
Powoli odsunęła się od chłopaka, który na jej widok uśmiechnął się szeroko, tak jak miał w zwyczaju.
— Cześć, Alice — przywitał się, poprawiając swoje okulary w czarnych oprawkach. — Wszystko w porządku, gdzie tak pędzisz?
— Harry? — zdziwiła się. Nie spodziewała się widoku Pottera w Hogwarcie po tym, jak odpuścił ostatni rok, decydując się od razu na szkolenie aurorów, zapewnione dzięki pokonaniu Voldemorta. — Przybyłeś tu z innymi aurorami?
No tak, przecież aurorzy mieli się tu zjawić.
— Ja, Ron, Parkinson i jeszcze kilka osób.
— Ron i Parkinson razem? — zapytała Alice, unosząc brew w zaskoczeniu. — To chyba niecodzienny duet.
Harry roześmiał się, rozluźniając atmosferę.
— Powiedziałbym, że niecodzienny to mało powiedziane. Ale walka z mrocznymi czarnoksiężnikami zmienia ludzi. Pansy jest teraz jedną z najlepszych aurorów. Chociaż Ron nadal ma swoje zdanie na jej temat... — dodał z szerokim uśmiechem. — W każdym razie, jesteśmy tu, by wesprzeć waszą misję. Profesor McGonagall mówiła, że miałaś swoje zadanie z...

CZYTASZ
Imperius
FanfictionTRYLOGIA ZAKLĘĆ NIEWYBACZALNYCH - TOM 3 Alice, Eris i Sapphire zwalczyły swoje demony przeszłości, ale najtrudniejsze zadanie dopiero przed nimi. Ani Gellert Grindelwald ani Lord Voldemort nie stanowią już zagrożenia, ale zarówno świat magii jak i...