Obudziłam się z niewyraźnym uczuciem, jakby wczorajszy dzień był tylko złym snem. Ale ból rozchodzący się po moim ciele przypominał mi o rzeczywistości. Obce łóżko, w którym się znajdowałam, było twardsze, chłodniejsze, nie przynosiło ukojenia, choć miejsce to emanowało bezpieczeństwem. Otworzyłam oczy, rozpoznając szarości pokoju Dantego, które jakby odbijały mój nastrój. Otoczenie było surowe, oszczędne, pozbawione wszelkich ozdób, ale w jakiś sposób dawało mi poczucie stabilności, której tak bardzo teraz potrzebowałam. A jednak czułam się jak intruz, nie na swoim miejscu, jakbym zbyt głęboko wtargnęła w jego prywatność.
Obraz pana Crawforda leżącego bezwładnie na stole operacyjnym pojawił się w mojej głowie. Nie żył. To proste zdanie, brutalnie prawdziwe, uderzyło mnie jak kolejna fala zimna. Zawiodłam. Mimo że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, to nie wystarczyło. Powinnam być silna – jako rezydentka, lekarz, człowiek – nie mogłam pozwolić sobie na słabość, ale teraz każda myśl o nim rozbijała mnie na kawałki.
Wstałam, odrzucając kołdrę, która była dla mnie niczym ciężar. Sięgnęłam po torbę stojącą obok łóżka i bez słowa ruszyłam do łazienki. Zimna woda, która spłynęła na moją twarz, była niczym cios. Stałam tak chwilę, pozwalając, aby przeszywające zimno wymusiło na mnie przebudzenie, pomogło zmyć resztki wczorajszych emocji. Zamknęłam oczy, próbując oczyścić umysł, ale obrazy z sali operacyjnej wracały jak echo. Wciąż widziałam na monitorze ten ostatni, powolny rytm jego serca, aż do tej przerażającej, nieprzerwanej linii.
Po chwili wyszłam z łazienki, starając się wyglądać na gotową. Byłam zmęczona, ale czekała mnie jeszcze praca. Musiałam wrócić do siebie, do swojego mieszkania, gdzie znajdowały się wszystkie moje rzeczy. Wsiadłam do samochodu, próbując skupić się na drodze, ale myśli o panu Crawfordzie pojawiały się wciąż na nowo, jak dręczący film, który nie chciał się zatrzymać.
W swoim mieszkaniu pozwoliłam sobie na chwilę bezwładnego siedzenia na kanapie, wpatrzona w przestrzeń. Zmęczenie i pustka przeszywały mnie na wskroś. Byłam sama. Cicho, bez świadków, mogłam na moment rozpaść się na kawałki. Wzięłam szybki prysznic, po którym w końcu poczułam się jak człowiek, choć tylko odrobinę. Zrobiłam sobie kubek kawy i zjadłam coś na szybko, nawet nie pamiętając, co to było. Wszystko zdawało się mechaniczne, bez smaku.
Kiedy w końcu dotarłam do szpitala, Lincoln czekał na mnie w korytarzu. Jego twarz zdradzała mieszankę zaniepokojenia i lekkiej irytacji, jakby nie do końca wiedział, czy jest bardziej zły, że tu jestem, czy bardziej zmartwiony moim stanem.
– Myślałem, że dziś odpoczniesz, Grace – powiedział, mrużąc oczy, gdy przechodziłam obok.
– Wujku, nie mogę pozwolić sobie na odpoczynek. Muszę pracować – odpowiedziałam, zatrzymując się przed nim, choć czułam, że powinnam po prostu minąć go bez słowa.
– Grace, wiem, że przeżywasz trudny czas – jego głos złagodniał, a oczy nabrały dziwnego blasku, którego nie rozumiałam. – Ale to nie jest coś, co minie od razu. Strata pacjenta... To najcięższa lekcja, jaką przychodzi nam przechodzić.
Poczułam, że coś w moim wnętrzu drgnęło. Lincoln miał rację, a ja wiedziałam, że miał doświadczenie, by to rozumieć. Zawahałam się, nie wiedząc, czy chcę słuchać, ale jednocześnie pragnęłam, żeby mówił dalej.
– Wiesz, twój ojciec i ja przeżywaliśmy podobne chwile – zaczął, opierając rękę na oparciu krzesła obok. – Przez te lata obaj traciliśmy pacjentów. Pamiętam, jak pierwszy raz to mnie spotkało. Twój tata był wtedy przy mnie, powtarzał, że każda przegrana uczy nas więcej, niż zwycięstwa. Takie doświadczenia są bolesne, ale one nas kształtują.
Poczułam, jak fala emocji uderza we mnie ponownie. Oczy mi się zaszkliły, a głos ugrzązł w gardle. Tego właśnie mi brakowało – świadomości, że nie jestem sama, że to część tej pracy, tak trudna, jak nieunikniona.
– To boli, wujku – wyznałam, nie zważając na łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach.
– Wiem, Grace. I wiem, że ból nigdy nie zniknie całkowicie, ale to oznacza, że naprawdę zależy ci na pacjentach. A to jest najważniejsze – powiedział, kładąc mi dłoń na ramieniu. Jego dotyk był lekki, ale przyniósł mi więcej ukojenia, niż byłam gotowa przyznać.
Przytaknęłam, próbując uspokoić oddech. Przeszłość mnie nie definiuje. Musiałam to sobie powtarzać. Wstałam, jeszcze lekko chwiejna, ale gotowa, by wrócić do obowiązków. Wir pracy wydawał się teraz jedynym miejscem, w którym mogłam odnaleźć spokój.
Godziny pracy mijały, wypełnione kolejnymi pacjentami, notatkami i rozmowami z personelem. W sali, gdzie leżał nowy pacjent, poczułam nagły przypływ emocji. Miał podobne objawy, jak pan Crawford. Gdy spojrzałam na niego, obrazy z sali operacyjnej wróciły. Musiałam się uspokoić.
Lincoln wszedł do sali w momencie, gdy walczyłam z emocjami.
– Grace, ja się tym zajmę – powiedział, zauważając, jak ciężko mi było.
Podziękowałam mu spojrzeniem, ale czułam, że to nie wystarczy. Musiałam zmierzyć się z tymi uczuciami, zamiast je tłumić. Przez chwilę stałam w drzwiach, a moje serce biło mocniej. Ta walka wewnętrzna zdawała się nie mieć końca.
W końcu po długiej zmianie, czułam się wyczerpana, ale duma z pracy napawała mnie jakimś wewnętrznym spokojem. Gdy opuściłam budynek, zauważyłam Dantego czekającego na mnie z kubkiem kawy.
– Myślałem, że ci się przyda – powiedział, wręczając mi napój. Jego oczy były pełne zrozumienia.
– Dziękuję – odpowiedziałam, a w moim głosie słychać było wdzięczność. Miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się lepiej.
– Wiesz, może powinniśmy wyjść gdzieś na kolację. Zmienić otoczenie, rozluźnić się – zasugerował Dante.
Przez moment wahałam się, ale w końcu skinęłam głową. Może to była dobra okazja, aby na chwilę oderwać się od myśli o pracy i o panu Crawfordie. W miarę jak zmierzch zapadał, czułam, że może nadchodzi zmiana. Może uda mi się znaleźć równowagę między pracą a emocjami, które wciąż były dla mnie tak trudne.
W restauracji, gdzie usiedliśmy przy stole, Dante był pełen energii, opowiadając mi różne historie z jego życia. Uśmiech na jego twarzy sprawił, że poczułam się swobodniej. Zrozumiałam, jak ważne są te chwile, jak pozwalają oderwać się od przytłaczających myśli. Może tak naprawdę to przyjaźń z Dante'm była tym, czego potrzebowałam najbardziej.
Pod koniec wieczoru, gdy wyszliśmy z restauracji, spojrzałam w niebo, które przybierało ciemne odcienie. Uświadomiłam sobie, że życie nie może być tylko wypełnione pracą i stresem. Muszę znaleźć czas dla siebie, dla ludzi, którzy mnie wspierają.
– Dziękuję za dzisiejszy wieczór, Dante. Naprawdę mi pomogłeś – powiedziałam, a w sercu czułam lekkość.
– Zawsze tu jestem, Grace. Wiesz, że możesz na mnie liczyć – odpowiedział, a w jego głosie brzmiała szczerość, która sprawiła, że poczułam się jeszcze lepiej.
Może w końcu uda mi się wybaczyć sobie i zaakceptować to, co się wydarzyło. Może to będzie długi proces, ale z każdym dniem stawałam się silniejsza. Musiałam tylko znaleźć w sobie siłę, by stawić czoła kolejnym wyzwaniom.
![](https://img.wattpad.com/cover/378913056-288-k960529.jpg)
CZYTASZ
The Accidental Match
Romansa"The Accidental Match" Grace zawsze była chaosem w ruchu - roztrzepana, spontaniczna, z głową w chmurach. Jej życie to niekończąca się lawina zapomnianych terminów, dziwnych pomysłów i zaskakujących zwrotów akcji. Dla kontrastu, jej brat Alex jest s...