6. Nice Party... Really Nice.

173 17 4
                                    

Minął tydzień od koncertu. Zdołałem wrócić do normalności. Z rodzicami nie rozmawiałem... Nie chciałem wracać do tematu, który wszystko zniszczył w moim życiu. Zniszczył życie. Dzisiaj był czwartek, szesnasty lipca, czyli urodziny Luke'a. Długo czekałem na ten dzień. Blondyn był w końcu moim najlepszym przyjacielem i nie mogłem przegapić jego dziewiętnastki. Lucas nie lubił niespodzianek, więc sam organizował imprezę. Zaczynała się o 23:00. Miałem jeszcze dwadzieścia minut, które wykorzystałem na roztrzepanie włosów i znalezienie koszulki z logo Nirvany. Ubrany i ogarnięty zbiegłem na dół, gdzie z salonu zabrałem swój telefon. Założyłem buty, otworzyłem drzwi i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem krzyk mojej mamy.
- Calum! - Zawołała mnie stojąc w progu kuchni.
- Wrócę późno, będę u Luke'a - odkrzyknąłem.
Nie chciałem czekać na jakiekolwiek pytanie czy odpowiedź. Po prostu wyszedłem, trzaskając przy tym drzwiami. Mniej więcej tak wyglądały moje kontakty z rodzicami od czasu koncertu. Nic nie mogłem na to poradzić. Nie chciałem słuchać kazań czy dobrych rad. Potrzebowałem przestrzeni i swobody. Dlatego unikałem rozmów.
Mój przyjaciel mieszkał kilka domów dalej, po drugiej stronie ulicy, więc nie było czymś trudnym, dojście tam na piechotę. Dotarcie na miejsce, zajęło mi nie całe dziesięć minut. Rodziców Luke'a nie było w domu. Podobno wyjechali w interesach na kilka dni, więc do jego "willi" mogłem wejść tak po prostu i na luzie. Okazało się, że impreza zaczęła się wcześniej, ale co się dziwić, nie ma określonej pory żeby przyjść. Kilku ludzi było już nieźle wstawionych, większość tańczyła lub popijała drinki. Przy wejściu zauważyłem Ashton'a obściskującego się z jakąś skąpo ubraną brunetką. Nie był to dla mnie nowy widok, byłem przyzwyczajony. Większość dziewczyn leciała na Ash'a. Dlatego, tylko powiedziałem nieme "hej" i ruszyłem w stronę ludzi. Przedzierałem się przez tłum, dopóki nie dotarłem do kanapy, gdzie siedział Luke Robert Hemmings we własnej osobie, popijając piwo. Alkoholik..
- Witaj Lucas - powiedziałem, opadając na mebel obok niego.
- Calum! - Ucieszył się blondyn i podał mi piwo.
Upiłem łyk z butelki i rozejrzałem się wokół. Myślałem ile dziewczyn jest tutaj tylko dla szybkiego numerku, jak na większości imprez. Obok mnie przeszła jakaś blondynka, dotykając mojego ramienia. Uśmiechnąłem się tylko w jej stronę i wróciłem do alkoholu.
- A gdzie Brittany? - Szturchnął mnie po chwili przyjaciel.
- Hmm? Aaa... Tak. Nie mogła przyjść, podobno jest chora - usprawiedliwiłem swoją dziewczynę.
Odwiedziłem ją kilka dni temu i wszystko było w porządku, miałem nawet z nią przyjść na imprezę... Jednak wczoraj po południu zadzwoniła do mnie, mówiąc, że jest chora i nawet się nie zjawi. Było mi głupio, że musiałem przyjść tu sam, ale jej zdrowie i dobro było dla mnie najważniejsze, dlatego nie naciskałem. Upiłem kolejny łyk piwa, które powoli się już kończyło. Hemmings wstał z kanapy i poszedł tańczyć z blondynką, która przed chwilą mnie zaczepiła. Ashton pomachał mi ze schodów ciągnąc poznaną niedawno brunetkę na górę do sypialni jak mniemam, a ja siedziałem sam w salonie patrząc na wyłączony telewizor. Kiedy to mi się znudziło, znów omiotłem wzrokiem pomieszczenie. Usiadł obok mnie brat Luke'a podając czerwony kubeczek z jakimś drinkiem, którego od razu skosztowałem.
- Fajna impreza - skomentowałem, krzywiąc się po alkoholu.
- Nie widać żebyś się dobrze bawił - mruknął Jack - Zacznij - klepnął mnie w ramię i odszedł w stronę kilku tańczących dziewczyn.
Zacznij się dobrze bawić? Łatwo powiedzieć. To nie takie proste. Nie dla mnie. Przez kolejne pięć minut rozglądałem się po salonie. W końcu wstałem z miejsca i ruszyłem po schodach na górę. Nie było tam zbyt ciekawie. Kilku gości gadających o nowym samochodzie, który jeden z nich kupił oraz te jęki dochodzące z sypialni Luke'a i jego rodziców. Nie zabawiłem tam długo. Już po chwili schodziłem na dół. Byłem w połowie drogi kiedy coś przykuło moją uwagę. W wejściu do kuchni stała Brittany razem z... Michael'em. Jego czarne, farbowane kudły poznałbym wszędzie. Byłem w szoku, nie wiedziałem jak się zachować. Mój przyjaciel podrywał moją dziewczynę. Ona opierała się o ścianę, a on szeptał jej coś do ucha, śmiała się. Po chwili tak po prostu ją pocałował. Jakby była kolejną laską do zaliczenia. Możliwe, że nie ruszyłbym się nawet z miejsca gdyby ten idiota nie włożył jej ręki pod koszulkę. Czułem jak moje mięśnie się napinają. Krew buzowała w moich żyłach. Byłem wściekły. Przecież to nadal była moja dziewczyna.
Podszedłem do całującej się w najlepsze pary i odepchnąłem Clifford'a od blondynki.
- Co ty do cholery robisz Michael?! - Wydarłem się na pseudo przyjaciela.
- Calum... - Szepnęła blondynka za moimi plecami.
- Nie odzywaj się - Warknąłem na nią i po chwili wróciłem do farbowanego chłopaka.
- Co? Coś nie tak Hood? - Spytał z głupim uśmiechem na twarzy, który miałem zamiar zetrzeć.
Starałem się jednak powstrzymać, zwłaszcza, że to były urodziny Luke'a.
- No zgadnij gnoju - kolejny raz go popchnąłem.
Widziałem, że jego to też denerwuje.
- Hmm... No nie wiem... Twoja dziewczyna ma wszystko na miejscu, więc mnie oświeć - zaśmiał mi się prosto w twarz.
Na początku starałem się hamować, ale teraz przesadził. Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Kolejny raz go popchnąłem, po czym zacząłem okładać pięściami. Oczywiście nie był mi dłużny i starał się robić to samo. Clifford już miał się przewrócić, kiedy ktoś złapał mnie za ramiona. Rozpoznałem tą osobę jako Luke'a. Obok Michael'a także z nikąd wziął się Ashton i pomógł mu się pozbierać. Michael starł krew, cieknącą z jego nosa i znów stał na równych nogach, Ash spytał go czy wszystko okay, ten przytaknął i znów na mnie spojrzał.
- Calum, uspokój się - powiedział przyjaciel za moimi plecami.
Uspokój się? Uspokój?! Że to niby miało być takie proste? Luke swoim słowami, tyko bardziej mnie wkurzył. Korzystając z tego, iż był pijany, odepchnąłem go od siebie i uderzyłem pseudo przyjaciela najmocniej jak tylko potrafiłem. Clifford zachwiał się by po chwili upaść na twarz. Kopnąłem go jeszcze w brzuch, ale tym razem zatrzymali mnie Ashton i Luke. Nic nie rozumieli, nie rozumieli dlaczego to zrobiłem ani co on i Brittany zrobili mi. Wyrwałem się z ich uścisku i odszedłem powoli do tyłu. Wszyscy w salonie, kuchni, dookoła... Patrzyli mnie. Patrzyli z przerażeniem i niezrozumieniem.
- Miłej zabawy życzę - uśmiechnąłem się sztucznie, wziąłem piwo z szafki stojącej przy głównym wejściu, po czym wyszedłem z domu Luke'a, trzaskając drzwiami.
Nie miałem zamiaru wracać w takim stanie do domu. Noc była w końcu młoda.
_________________________
Huh! Rozdział siódmy! To chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam, serio.
Liczę na komentarze ;)
Alicze xx

Fame | C.HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz