Zwykły dzień. Kolejny zwykły dzień. Szedłem sobie spokojnie ulicą ze słuchawkami na uszach. No... Okay. Jak na Australię to nie był zwykły dzień. W końcu w Sydney żadko padało. Praktycznie nigdy, ale jakoś nie potrafiłem się tym przejmować. Lubiłem deszcz. Zwłaszcza ciepły deszcz, po którym najczęściej wychodziło słońce... Mówiąc krótko, szedłem na próbę. Na zwykłą próbę z chłopakami. Mieliśmy przećwiczyć trzy nowe piosenki, na najbliższy koncert. Miałem nadzieję, że szybko pójdzie. W końcu miałem zamiaru odwiedzić potem moją dziewczynę Brittany.
Zatrzymałem się pod domem Ashtona i westchnąłem ciężko. Jeśli nasza próba miała się zakończyć kolejną kłótnią, chciałem przestać tu przychodzić. Raz na zawsze.
Niepewnym krokiem podszedłem do drzwi i zdjąłem z głowy kaptur bluzy. Nicisnąłem guzik na drzwiach i do moich uszu znów dotarły dźwięki tej wkurzającej melodii. To był także jeden z powodów dla którego nie lubiłem tu przychodzić. Po kilku minutach przysłuchiwania się tej durnej piosence na powitanie, drzwi otworzyła mama Ash'a.
- Dzień Dobry Pani Irwin! - Uśmiechnąłem się do starszej kobiety.
- Witaj Calum, co tam u twojej mamy? - Spytała przepuszczając mnie w drzwiach.
- Bardzo dobrze, miło, że pani pyta - odpowiedziałem najmilej jak potrafiłem, lubiłem tą kobietę mimo iż była mamą takiego idioty jak Ashton.
Oczywiście idioty w dobrym sensie, w końcu to był mój przyjaciel.
- Bardzo mnie to cieszy, ale wiem, że nie przyszedłeś tu rozmawiać o swojej mamie. Chłopcy są na dole, w garażu - kobieta uśmiechnęła się ciepło i wskazała mi dłonią, drzwi na końcu korytarza.
- Dziękuję - odpowiedziałem.
Bez dalszych wstępów, skierowałem się do piwnicy, dość długim korytarzem. Poprawiłem jeszcze plecak na moim ramieniu i po raz kolejny powtórzyłem w głowie słowa "Spokojnie, tylko się nie denerwuj". Chociaż przyznam, że ich treść była sprzeczna z rzeczywistością. Na próbach nie potrafiłem się nie denerwować, a była to najczęściej wina towarzystwa moich przyjaciół. Momentami, po prostu miałem już dość, tak jak na ostatniej próbie, kiedy krzyczeliśmy na siebie wszyscy, przez to, że Mike nie przyniósł kamery. To zaczynało mnie wykańczać. Kłótnie, ciągłe zdenerwowanie, a potem uśmiech na codzień. Chciałem tylko aby to się już skończyło.
W końcu trafiłem do drzwi. Odsuwając od siebie wszystkie wątpliwości, obawy i niepotrzebne myśli, pociągnąłem za klamkę. Szedlem powoli na dół po schodach, nasłuchując dźwięków strojenia gitary. To mnie uspokoiło. Jednak na dole, uczucie spokoju wyparowało, kiedy napotkałem na swej drodze niezadowolone spojrzenie Michael'a.
Spokój zastąpiło zirytowanie.
- Patrzcie, kto raczył się zjawić - prychnął chłopak z niebiesko-żółtymi włosami.
- Dokładnie - Mruknął Luke, spoglądając na mnie.
On chyba tez nie chciał się kłócić. W przeciwieństwie do reszty. W jego oczach widziałem, że on też jest zmęczony zaistniałą sytuacją. Z tego też powodu, postanowiłem zignorować uwagę Michael'a. Westchnąłem ciężko i kolejny raz spojrzałem na trójkę chłopaków, zajętych bardziej sobą niż próbą.
- Możemy zacząć już próbę? - Spytałem spokojnie, zmieniając temat.
Nie miałem siły na kolejną kłótnię.
Jednak chyba właśnie na to się zapowiadało, bo odpowiedziała mi głucha cisza. Zaczęli mnie ignorować. Świetnie.
- Możemy zacząć? - Powtórzyłem głośniej.
- Próba się właśnie skończyła - odezwał się Ashton z nad perkusji.
- Przecież dopiero przyszedłem - odpowiedziałem mu już nieco mniej spokojnie.
To ewidentnie miało skończyć się kłótnią. Nie było innego wyjścia.
- Ta... Zaczęliśmy wcześniej - uśmiechnął się do mnie sztucznie Michael.
- Beze mnie? - Spokój zaczął znikać z każdym wypowiedzianym przez mojego przyjaciela słowem.
- Jakoś tak wyszło... Przykro mi, Cal. Chyba niepotrzebnie przyszedłeś - wzruszył ramionami Mike.
- Masz rację. I wiesz co? Mam dosyć - odpowiedziałem zdenerwowany i zacząłem się kierować po schodach, na górę do drzwi.
Miałem już dość wszystkiego. Chciałem jak najszybciej wyjść. Chciałem z tym skończyć. Miałem zamiar zrobić coś co planowałem od dawna. Po co miałem się z nimi sprzeczać tylko dlatego, że czerpali z tego przyjemność? To nie miało sensu.
- O czym ty mówisz? - Zdziwił się Ashton.
Na te słowa zatrzymałem się w połowie drogido drzwi. Miałem zamiar mu odpowiedzieć. Chciałem żeby oni wszyscy wiedzieli.
- Odchodzę z zespołu - Warknąłem - I mam szczerą nadzieję, że beze mnie, będzie wam o wiele lepiej - dokończyłem już nieco spokojniej.
Nie czekając na ich odpowiedź, pociągnąłem za białą klamkę i trzaskając drzwiami, wyszedłem z piwnicy.
Wybiegłem z domu Irwina prosto na na deszcz, który jakby na złość zaczął padać ponownie właśnie teraz. A może w ogóle nie przestał?
Spojrzałem ostatni raz za siebie i zacząłem biec. Chciałem znaleźć się już w domu.
Nie miałem zamiaru juz nigdy wracać do tego miejsca.
_________________
Oto drugi. Kolejny wkrótce ;)