Szedłem ulicą w kompletnie nieznanym kierunku. Piwo już dawno mi się skończyło, więc zostawiłem butelkę na chodniku kilkanaście metrów wstecz. Dookoła świeciły latarnie i szyldy klubów czy sklepów. Jeden bardzo przyciągnął moją uwagę. Ogromny neonowy napis "Queen". Pamiętałem dobrze ten klub. Nieraz przychodzilismy tu z chłopakami się napić. Bez zastanowienia ruszyłem w jego stronę. Wszedłem do środka i rozejrzałem się. Dookoła blask kolorowych świateł, mnóstwo tańczących ludzi, głośna muzyka i bardzo dużo alkoholu. Przecisnąłem się przez tłum spoconych, tańczących ludzi. Po czym siadłem przy barze. Barman od razu mnie poznał i nie pytając co zamawiam, podał mi kolorowy drink.
- Co to? - Spytałem unosząc jedną brew.
- Nie musisz wiedzieć. Ważne, że mocne - uśmiechnął się szeroko.
Wzruszyłem ramionami i bez wahania wlałem zawartość szklanki do gardła. Alkohol palił mi przełyk i rozgrzewał całe ciało. Kaszlnąłem trzykrotnie i poprosiłem jeszcze jedną kolejkę. Potem kolejną... I kolejną. Przy czwartej dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna, kładąc mi tym samym dłoń na prawym idzie. Była szatynką w czarnej krótkiej spódniczce, czerwonej koszulce z nadrukiem i bardzo mocnym makijażem. Uśmiechnąłem się w jej stronę, a ona przygryzła ciemną od czerwonej szminki wargę. Zamówiłem dla niej kolejkę tego świństwa które piłem. Wlała je od razu do gardła i nie krzywiąc się ani trochę oblizała usta. Zdjęła rękę z mojego uda i splotła nasze palce, ciągnąc mnie na parkiet. Staliśmy na samym środku ogromnego lokalu otoczeni kolorowymi światłami, lekko podpici. Po chwili szatynka zawiesiła ręce na moim karku, stojąc tyłem i zaczęła tańczyć. Położyłem ręce na biodrach nieznajomej, a ona wykonywała coraz odważniejsze ruchy, tym samym ocierając się o mnie. Zacząłem szeptać do jej ucha najbardziej głupie rzeczy, które przychodziły mi do głowy, tak jakby muzyka wcale w tym nie przeszkadzała. W końcu wypadło coś odważniejszego.
- Na co czekamy, skarbie? - Spytałem, po chwili przygryzając płatek jej ucha.
Jęknęła cicho. Wiedziałem, że myśli o tym samym co ja. Jednak dalej nie przestawała tańczyć, tym razem nawet przysunęła się tak, iż nie było najmniejszej przestrzeni między nami. Stykaliśmy się ciałami. Zacząłem składać mokre pocałunki na jej szyji. Przed oczami pojawił mi się obraz Michael'a z Brittany. Robiłem wszystko żeby o tym nie myśleć. Nadal to do zrobili było podłe i nie do wybaczenia, alkohol we krwi pozwalał to przeboleć, ale nie całkiem. Zobaczyłem jego rękę pod jej koszulką. Nie mogłem już wytrzymać. Złapałem tańczącą szatynkę za nadgarstek i pociągnąłem w stronę łazienek. Weszliśmy do środka w momencie, kiedy dziewczyna złączyła nasze wargi w namiętnym i gwałtownym pocałunku. Nie mogłem się opierać. Sam tego chciałem. Dlatego pogłębiłem ten kontakt. Nieznajoma wręcz wepchnęła mnie do ostatniej kabiny, zatrzaskując za sobą drzwi. Wciąż składałem pocałunki na jej szyji, a ona z całych sił próbowała przejąć kontrolę. Zdjęła moją koszulkę i rzuciła gdzieś z boku.
- Spokojnie - sapnąłem w jej usta kiedy zaczęła rozpinać pasek od moich dżinsów.
- Jestem Calum - Odezwałem się między pocałunkami.
Dziewczyna zaśmiała się kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Jestem Zoe - powiedziała szybko i zrzuciła swoją koszulkę.***
Po dwudziestu minutach wyszliśmy z łazienek jak gdyby nigdy nic. Kierowałem się do wyjścia, kiedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się "Britt". Od razu odrzuciłem połączenie. Może miałem słuchać o tym jak Michael w końcu ją przeleciał? Co to, to nie. Schowałem telefon do tylnej kieszeni. Wyszedłem przed klub gdzie było kompletnie pusto. Dochodziła godzina druga. Noc nadal była młoda, więc poszedłem do marketu. Kupiłem butelkę wódki, przy sprzedawczyni starając się brzmieć najbardziej trzeźwo jak potrafiłem. Zacząłem iść powoli przed siebie, popijając po łyku z butelki co kilka metrów. Plątały mi się nogi, robiłem wszystko by się nie przewrócić, co mimo starań i tak nastąpiło. Leżałem na chodniku wpatrując się w niebo gdzie widziałem potrójne gwiazdy oraz jakieś samoloty. Po dziesięciu minutach śmiania się do nieba, z trudem dźwignąłem się znów na nogi. Skręciłem w boczną uliczkę, by dojść jakoś na osiedle. Zacząłem śpiewać na całe gardło piosenkę Beyonce - 7/11. Skacząc przy tym, tańcząc i unosząc ręce do nieba. Wódka w połowie drogi się skończyła, więc wrzuciłem pustą butelkę na podwórko, któregoś z moich sąsiadów krzycząc "Don't you drop that alcohol!". Usłyszałem trzask, co znaczyło tylko tyle, iż butelka się rozbiła. Nie przejmowałem się tym i szedłem dalej, tym razem nucąc pod nosem słowa Single Ladies i kręcąc tyłkiem. Zostało mi kilkadziesiąt metrów od domu. Dochodziło w pół do czwartej, mogłem odciągnąć do piątej. Minąłem dom Luke'a, w którym najwyraźniej wciąż trwała impreza. Odchodząc wyciągnąłem środkowy palec w tamtą stronę i zaśmiałem się głośno. Zszedłem na stronę ulicy, na której był mój dom, jednak wszedłem na trawnik sąsiadów. Pech chciał, że mieli za domem oczko wodne, do którego wpadłem. Chciałem już krzyczeć, że się topię, ale... Przypomniałem sobie, że umiem pływać. Więc wyszedłem z wody i przechodząc przez płot dotarłem na własne podwórko. Przemoczony i wstawiony wszedłem do domu. Chciałem być cicho, ale potknąłem się na schodach i przewróciłem. Na moje szczęście nikt nie zareagował. Szedłem dalej. Dwa, trzy, cztery schodki i byłem już na piętrze. W połowie korytarza znów się potknąłem, tym razem upadając na plecy. Zacząłem się śmiać. Z pokoju obok ktoś wyszedł.
- Boże... Calum - usłyszałem cichy, przerażony głos Mali.
Siostra klęknęła przy mnie i pogłaskała po policzku.
- Coś ty ze sobą zrobił? - Szepnęła.
Przez chwilę patrzyłem na jej niezrozumiały wyraz twarzy, ale żołądek przestał odmawiać mi posłuszeństwa. Przekręciłem się na prawy bok i zwymiotowałem. Potem film mi się urwał...
______________________
Siódmy! Jeju, jak to szybko leci. Calum jako Beyonce powraca!!
Polecam posłuchać piosenek wymienionych w rozdziałach, jeśli ktoś nie zna ;)
Widzimy się przy kolejnym!
Alicze xx