Rapid
Zapukałem we frontowe drzwi i postawiłem opakowanie z butami sportowymi, a tuż przy nich frytki z Macdonalds, oczywiście byłem debilem, gdy wpadłem na ten genialny pomysł. Nie wiedziałem, co mi strzeliło do głowy, ale i tak patrząc z perspektywy czasu, chyba w ogóle moje szare komórki w tamtym momencie nie pracowały. Wystarczyło trochę wyobraźni! Logiczne powinno być dla mnie, że nim dowiozę te smażone ziemniaki, one będę już zimne!
Wskoczyłem do samochodu i obserwowałem wejście. Przez dłuższy czas nikt nie otwierał drzwi i już zaczynałem się zastanawiać, czy oby na pewno dostatecznie mocno zapukałem, jednak po chwili coś zaczęło się dziać. Zapalone światło z korytarza domu, które było ledwie dostrzegalne z mojego miejsca dało mi nadzieję, że może jednak ktoś usłyszał.
Drzwi się otworzyły, w głębi ducha miałem nadzieję, że to będzie ona, ale jak było widać, nie można mieć wszystkiego. W drzwiach stanął mężczyzna, prawdopodobnie ojciec dziewczyny. Spojrzał na wycieraczkę, a po chwili zaczął skanować okolice w poszukiwaniu wariata, który podrzucił im zdechnięte frytki. Na całe szczęście, mój samochód miał przyciemniane szyby i to na tyle, że nie mógł mnie dojrzeć, tak mi się przynajmniej wydawało.
Mężczyzna podniósł buty, frytki i ruszył w stronę furtki. Patrzył wprost na mnie, ale przecież nie mógł mnie zobaczyć. Nie mógł, prawda? Włączyłem zapłon i ruszyłem moim Chevroletem z piskiem opon. Dopiero po fakcie zdałem sobie sprawę, że faktycznie dziwnie mogło to wyglądać. Ktoś podrzuca do ich domu opakowanie z butami i frytkami. Samochód stał praktycznie pod ich domem, więc nie było sposobu, by ten facet się nie domyślił.
Gdy wracałem do siebie w głowie miałem cały czas obraz Star z tym facetem. Jakaś dziwna zazdrość opanowała mój umysł. Tak zapewne wyglądała relacja w większości rodzinach, a mi jedynie dane było to oglądać w telewizji. Mój dom różnił się od jej domu pod każdym możliwym względem. Star miała to, o czym zawsze marzyłem. Miłość. Ja tak naprawdę nie miałem pojęcia, czym ona była.
Następnego dnia, tułałem się po korytarzach szkoły. Zastanawiało mnie, czy założyła te buty, czy w ogóle myślała kto jej je podrzucił. Byłbym błaznem, gdybym zaprzeczył przed samym sobą, że nie interesowały mnie odpowiedzi na te pytania. To była już czwarta przerwa i tym samym pora na lunch, a jej dalej nie widziałem i źle się z tym czułem, ale nie chodziło o to, że nie mogłem jej spotkać, tylko o to, że ta dziewczyna przejęła moje myśli zupełnie tego nieświadoma.
Eric patrzył na mnie, tak jakby chciał prześwietlić mój umysł, ale nie wiedzieć dlaczego, nie chciałem dzielić się z nim tymi informacjami. Był mi niczym brat, w zdrowiu i chorobie. Wiedział o mnie wszystko, ale tę jedną część, mojej głowy chciałem zachować tylko dla siebie. To wspomnienie, które nawiedzało mnie ostatnio, jak walczyła będąc jeszcze dzieckiem z moim ojcem sprawiło, że moje postrzeganie jej osoby się zmieniło. Sam nie wiedziałem do końca, co o tej całej sytuacji myśleć, a wprowadzając w to przyjaciela czułbym, że ją zdradzałem. Jebany paradoks. Ona kiedyś była moim przyjacielem i mimo że była mglistym wspomnieniem, wręcz praktycznie znikomym to czułem w stosunku do niej, jakiś niewyobrażalny szacunek.
Dostrzegłem ją. Stała przy szafce. Zlustrowałem ją bardzo dokładnie. Miała spięte w koński ogon brązowe włosy. Ubrana, dokładnie, jak każda inna uczennica tej szkoły w mundurek, ale na niej wydawał się leżeć idealnie, nie tak, jak u innych. Błądziłem wzrokiem po jej sylwetce, jak jakiś ćpun. Kurwa, przecież to zwykła dziewczyna. Oszukiwałem sam siebie, bo w duchu wiedziałem, że do zwykłej to jej było daleko.
Ona, ona, była nie do podrobienia. Mój wzrok powędrował w dół jej ciała, zatrzymując się na dość dłuższą chwilę, na jej udach. Kurwa, co się ze mną działo? Nigdy nie czułem potrzeby, by się zagłębiać w anatomię kobiety, ale na wszystkie anioły, ona miała nogi bogini. Przetarłem dłońmi twarz, w złości na siebie samego. Jakie nogi? Jakie anioły? No nie, nogi zajebiste, a anioły, niech więcej nie tworzą takich chochlików, bo moja rasa wygnie, z przemęczenia. Bo jak długo można obserwować, czyjeś nogi? Ale zaraz, czy ona miała na sobie Conversy?
Nie założyła butów, które jej wczoraj wieczorem podrzuciłem. Mocno ubodło to w moje ego. Postanowiłem ruszyć się z miejsca. Powolnym krokiem zbliżałem się do Star. Grzebała w swojej szafce zupełnie nieświadoma, że się zbliżałem. Dość intensywny zapach cytrusów uderzył w moje nozdrza, oczywiście, musiała pachnieć, jak cytryna.
Chyba wyczuła moją obecność, bo obróciła głowę w moim kierunku. Star nie należała do niskich, ale i tak stając ze mną twarzą w twarz musiała zadrzeć ją do góry.
– Star – rzuciłem. – Niezłe buty.
– Dobrze, że jesteś. – Obróciła się w stronę szafki i wyciągnęła reklamówkę i pudełko, dokładnie te samo, które zostawiłem jej pod domem. – Mam coś dla ciebie i słuchaj, dzięki za wczoraj. – ściszyła głos.
– Każdy zachowałby się identycznie. – Wzruszyłem ramionami. Ta rozmowa była niezręczna!
– Powiedzmy, że każdy. – Przewróciła oczami. – Tutaj masz buty, które wczoraj mi pożyczyłeś, a to. – Wskazała na trzymane pudełko ręku. – Ktoś zgubił pod moim domem, podejrzewam, że mogło ci wypaść.
– Dlaczego to robisz?
– Co robię?
– Dlaczego nie chcesz wziąć tych cholernych butów? – Nie było sensu ściemniać, że nic o tym nie wiedziałem.
– Bo nie mogę ich przyjąć! – podniosła głos.
– Ale dlaczego? Duma ci nie pozwala? Powiem ci jedno. Będąc w tej szkole, schowaj ją głęboko. Oni wyczują, kim jesteś, skąd pochodzisz i uwierz mi na słowo, zjedzą cię jeszcze przed lunchem.
– Chcesz mi powiedzieć, że tu nie pasuje? – Złość wylewała się z jej słów.
– Nie, chcę cię tylko uświadomić, że tych ludzi interesuje jedno! Grupa społeczna! – Schyliłem się, by spojrzeć jej głęboko w oczy. – Chcę powiedzieć, że tutaj każdy udaje. Rozumiesz? Nie przetrwasz, jeżeli nie będziesz grać w tę samą grę.
– Aaa...– nie wiedziała, co odpowiedzieć na mój atak, który miał na celu uświadomienie jej reguł gry.
– W czym masz zamiar grać? W Conversach? Dobrze wiesz, że trenerka nie wpuści cię na boisko.
– Ale Rapid – moje imię w jej ustach brzmiało cholernie dobrze. – Nie jestem głupia, wiem dokładnie ile one kosztowały. Byłeś wczoraj, widziałeś i wiesz, że nie mam jak ci oddać.
– Uznajmy, że to prezent na nowy start. – Uśmiechnąłem się łagodnie.
– Wybacz, ale nie mogę tego przyjąć – stanowczy ton jej głosu mówił mi, że tak łatwo nie odpuści. Chwyciłem ją za ramiona i twardo powiedziałem.
– A ja mam w dupie, czy możesz, czy nie! Nie przyjmuję reklamacji, buty są twoje. – Wyrwałem jej z ręki reklamówkę, w której zapewne były moje buty, w których wróciła do domu.
Wczoraj zobaczyłem ją pierwszy raz od lat i wczoraj byłem świadkiem, kiedy twardo kroczyła korytarzami szkoły, ale też widziałem jej upadek. A dzisiaj, dzisiaj widziałem, jak się miota, jak duma nie pozwala jej wziąć tych cholernych butów, a może to wstyd? Sam już nie wiedziałem.
Podniosła wzrok i dostrzegłem, że podjęła decyzję, miałem nadzieję, że w końcu zrozumiała, iż to są tylko buty, nie proszę jej, by skoczyła przecież z mostu.
– Oddam ci kasę, ale w ratach. Nie będzie to szybko, ale ... – Nie pozwoliłem jej dokończyć.
– Jak ma cię to uspokoić, to spoko. – Zgodziłem się, bo dalsza dyskusja nie miała sensu. I tak, nie wziąłbym od niej kasy, ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
– Serio, frytki?
– Smakowały?
– Nie. Były zimne. – Wspomniane frytki, rozluźniły atmosferę między nami.
– Następnym razem będą ciepłe. Chyba.
– Nie podrzucaj mi już nic więcej – ton jej głosu się zmienił. Ona była zawstydzona.
Patrzyłem na nią i chciałem ją zapewnić, że to był ostatni raz, jak zajechałem pod jej dom, ale słowa nie mogły opuścić ust. Nie wiedziałem co się działo ze mną, ale nie mogłem dać jej słowa, bo czułem, że to byłoby kłamstwo.
– Rapid! – głos Erica przeciął korytarz. Obróciłem się w jego kierunku i machnąłem dłonią, że już idę.
– Ja też muszę iść. Dziękuję za to. – Podniosła pudełko ku górze.
– Nie ma za co.
Obróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę przyjaciela. Minę miał nietęgą. Wiedziałem, że miał rację, ja to kurwa wiedziałem, ale nie mogłem jej zostawić samej, na pastwę tego bydła. Zbyt wiele działo się w tej szkole, bym zostawił ją na pożarcie.
– Jutro oddasz jej swoją bluzę? – rzucił Eric.
– Skończ.
– Nie mieszaj się!
– To ty się nie mieszaj! Oddała mi buty i tyle.
– Ona będzie problemem.
– Ale nie twoim! – uciąłem dyskusje.
Oczywiście, że będzie moim problemem, bo nie mogłem się trzymać od niej z daleka.
Minęły trzy dni odkąd z nią rozmawiałem. Trzy dni, kiedy to mijaliśmy się na korytarzach bez zaczepek. I to był trzeci dzień, jak stoję wieczorem pod jej domem. Nie wiedziałem, dlaczego tu byłem. Jakaś dziwna siła skutecznie ciągnęła mnie na te osiedle. Nie robiłem nic złego, ot zaparkowałem i przechadzałem się w tą i z powrotem. No może nie tak całkiem przechadzałem, jak zakradałem się na jej posesję. Za każdym razem, czułem, że ktoś wie dokładnie co robiłem, jednak nikogo nie dostrzegałem.
Podszedłem pod okno, tak jak to robiłem przez ostatnie dni i wtedy moje serce zaczęło szybciej bić. Ktoś tu był. Wiedziałem, czułem obecność. Rozglądałem się na boki i wtedy doszedł do mnie głos warczenia psa.
– Możesz ciszej się zakradać? Już trzeci dzień straszysz mi psa. – głos dochodził z boku domu. Nie należał on do osoby dorosłej, raczej dziecka.
Zacząłem się cofać, bo właśnie zostałem przyłapany.
– Serio, musisz popracować przed włamaniem, bo zmarłych byś pobudził z takim chodem. – Zatrzymałem się w miejscu i obróciłem. Czy ja właśnie uciekałem przed dzieckiem? Ruszyłem w kierunku, z którego dochodził głos.
Dostrzegłem malutką werandę i byłem pewny, że kiedyś jej nie było. Musiała zostać dobudowana do domu. Stał na niej fotel, a w nim postać z psem u boku. Całe szczęście już nie oddawał ten kundel odgłosów warczenia. Podszedłem bliżej i zobaczyłem chłopca. Mógł mieć dziesięć może jedenaście lat. Czy Star miała brata? Nie mogłem sobie tego przypomnieć.
– Sam tu siedzisz? – Zagadałem, a chłopak nie obrócił twarzy w moim kierunku. Spoglądał w dalszym ciągu w stronę domu.
– Od trzech dni, ty mi towarzyszysz. – A to mały cwaniaczek.
– Nie jestem złodziejem! – obruszyłem się, że mianował mnie na złodzieja.
– To może frajerem?
– Sam jesteś frajer.
– Koleś, to nie ja zakradam się pod czyjś dom.
– Ja tylko ...
– A na dodatek jakiś frajer zostawił na wycieraczce zwiędnięte frytki, czaisz? Na buty było go stać, ale już na zestaw z Maca to nie.
– Co tu robisz? Gdzie twoi rodzice? Wiedzą, że nocami służysz za osiedlowy monitoring? – Zmieniłem temat, bo ten mały gnojek zaczynał mnie obrażać.
– A czy twoi rodzice wiedzą, że wieczorami zakradasz się pod domy koleżanek?
– Skąd wiesz, że jestem kolegą Star?
– Nie trzeba się uczyć, żeby powiązać kropki. Podrzuciłeś jej buty, a ona sama przyznała, że to sprawka kolegi ze szkoły. – Czyli Star nie ma tajemnic przed rodzicami, to chyba dobrze. Ja się bałem mówić cokolwiek.Mamy Andrew i od teraz będzie go dużo więcej! Kochani, rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, chyba, że będziecie krzyczeć i wołać to ruszę z szybszą publikacją 🤭. Pamiętajcie, by zostawić po sobie ślad⭐.
CZYTASZ
Rapid Star
Fiksi RemajaOdebrano mi szczęście, ale w zamian dano gwiazdę, której blask przyświeca mi każdego dnia. Nadszedł jednak dzień, w którym musiałam podjąć decyzję, na powrót odnaleźć szczęście, lecz kosztem tego był czas z gwiazdą. Jestem Star i to chyba będzie mo...