Część 12

995 147 21
                                    


Aurora

– Odzywał się do ciebie? – zapytała ściszonym głosem Ellie.

Zatrzasnęłam szufladę mocniej niż powinnam.

Dlaczego to MNIE zadawali takie pytania? Znaliśmy się przecież z Bearem najkrócej. Co prawda nasza znajomość była bardzo intensywna przez te kilka dni, ale chyba było jasne, że facet nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. W końcu wyjechał bez słowa. Zabrał ze sobą tylko Travisa.

Skoro on mnie nie poinformował o wyjeździe, dosłownie zostawił mnie w środku chaosu, to ja również nie chciałam wiedzieć, co się z nim działo. A przynajmniej udawałam, że mnie to nie obchodziło.

Wciąż przed oczami widziałam jednak jego minę, gdy wychodził z ośrodka. Wyglądał jakby roztrzaskało mu się całe życie. I miałam przeczucie, że poczuł się tak przeze mnie.

Czy byłam w szoku? Kurwa! Oczywiście, że tak!

Czy byłam na niego zła? Cholera, nie. Nie miałam tego uczucia w sobie. Nawet gdy już miałam czas o tym wszystkim pomyśleć. Nie mogłam być przecież hipokrytką i działać wybiórczo. Może i nie byłam zanurzona w tym świecie od samego początku, ale zdążyłam się zorientować, że klub nie działał do końca legalnie.

Zresztą wiedziałam, co Walker zamierzał zrobić z tym gościem, gdyby nie wtrącił się w to wszystko Bear. Przecież by go nie wypuścił po tym, jak facet groził dzieciakom, chciał wciągnąć mnie w swoje brudne interesy, a potem jeszcze powiedział, że wróci za jakiś czas po następne dzieci.

Nie podchodziłam na luzie do kwestii zabijania. Broń boże. W ostatnich latach przeżyłam jednak swoje. Niektórzy ludzie nie zasługiwali na życie i pewnie gdybym miała wystarczająco siły, to sama przyłożyłabym rękę do ich śmierci.

To nie przez strach odsunęłam się wtedy od Beara. W zasadzie to był odruch bezwarunkowy. Nawet po tym wszystkim byłam pewna, że ten facet nigdy, by mnie nie skrzywdził. W zasadzie to byłam pewna, że zabił tego człowieka niejako w moim imieniu. Przecież nie mogłam udawać, że było inaczej.

Jednak sposób w jaki tego dokonał i moje chaotyczne emocje w tamtej chwili... wszystko to spowodowało, że moje ciało zareagowało, zanim zdążyłam pomyśleć.

Jezu, on skręcił mu przecież kark. Tak po prostu... Pyk. I tyle.

Bear powinien przyjść po tym wszystkim do mnie. Powinniśmy porozmawiać. Przebrnąć przez to, co się wydarzyło, razem. A on tak po prostu zostawił mnie samą.

Cóż, czysto teoretycznie samą. Wszędzie bowiem widziałam członków klubu. Czasami bałam się otworzyć lodówkę, bo obawiałam się, że ktoś z niej wyskoczy. Nie czułam się komfortowo z ludźmi Walkera biegającymi za mną. A to powinno być, kurwa, ironią. W końcu Bear w tej roli nigdy mi nie przeszkadzał.

Na początku myślałam, że to Walker zmusił swoich ludzi do łażenia wszędzie za mną. Po dwóch tygodniach takiej zabawy miałam tego dość. Udałam się więc do niego z żądaniem, by odwołał swój rozkaz. Tyle że to nie on go wydał. W rzeczywistości nie było żadnego rozkazu. Walker stwierdził tylko, że Bear poprosił kilku przyjaciół z klubu, by mieli na mnie oko – a oni tylko spełniali jego prośbę. Nie mógł więc nikomu niczego nakazać.

To przez jakiś czas dawało mi nadzieję na to, że Bear wróci. W końcu nie prosiłby ich o to, gdyby nie miał takiego zamiaru. Cóż, dawało...

Dokładnie trzy dni temu jednak minęły dwa miesiące od kiedy wyjechał. Dotarło do mnie, że nie mogę rozglądać się na boki jakby w oczekiwaniu, że ni stąd ni zowąd Bear pojawi się na swojej straży i znowu zacznie mnie obserwować. To prowadziło donikąd. Nie mogłam czekać na cud, który mógł się nigdy nie wydarzyć.

Bear - Angels of death MC / Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz