Część 14

578 153 14
                                    


Aurora

Przez całą drogę patrzyłam na nasze złączone ręce i nie mogłam się nadziwić. Nie byłam małą kobietą. Przerastałam większość ze znanych mi dziewczyn o głowę. W związku z tym moje palce były długie i chude. Mimo wszystko w jego dłoni moja wydawała się niewielka. Wręcz filigranowa.

Kontrast pomiędzy nimi był widoczny już na pierwszy rzut oka. Nawet moja blada skóra wyróżniała się na jego brązowej i miejscami stwardniałej. Skoro więc wszystko mówiło mi, że jesteśmy tacy inni, to dlaczego miałam przeczucie, że to między nami jest takie właściwe.

Znałam wagę jego gestu.

Bear nie był facetem, który położył by na mnie ręce ot tak. Nie był tym, który przystawiałby się do mnie na imprezie i nie rozumiał, że teraz chcę potańczyć sama lub z koleżankami. Nie był tym, który ocierałby się o mnie w komunikacji miejskiej lub pozwoliłby sobie na coś więcej tylko dlatego, bo byłam dla niego miła.

Jego gest mówił wyraźnie, że mi ufa. Że chce być bliżej mnie.

Że się w końcu przełamuje i chce przenieść naszą relację na wyższy poziom.

Nie mogłam powiedzieć mu nie.

Od kiedy złapał mnie za rękę, między nami zapanował dziwny rozejm i spokój. Jakbyśmy zostawili naszą kłótnię za sobą i skupili się na tym co było. Tu i teraz.

Dopiero gdy Bear zaparkował samochód. Rozejrzałam się po okolicy. Definitywnie nie znajdowaliśmy się pod moją kamienicą. Miasto nie było duże, ale wciąż byłam tu nowa. Byłam pewna, że w tej część jeszcze mnie nie było. Wyglądało wręcz jakbyśmy znajdowali się na skraju miasta. Było tu kilka budynków, ale za nimi była tylko ciemność.

Ten dom przed nami był pokaźny. Dwupiętrowy. Biały z dużym garażem i żwirową drogą prowadzącą do drzwi, która oświetlona była przez małe solarne lampy.

– Gdzie jesteśmy? – zapytałam, gdy Bear pomógł mi wyjść z samochodu, łapiąc za moją dłoń.

– Mój dom – stwierdził, a ja wróciłam wzrokiem do budynku. Gdy podeszliśmy bliżej, zapaliła się przed nami lampa z wbudowaną czujką. Oświetliła ona frontowy ogródek.

I było na co popatrzeć. Wszystko tu miało swoje miejsce. Mimo że było widać, że przez dwa miesiące nikt nie przystrzygł trawnika, to reszta naprawdę trzymała się świetnie. Musiałam obiektywnie przyznać, że ktoś spędził nad nim długie godziny.

W środku było podobnie.

Gdy tylko weszłam do salonu zaatakowały mnie białe ściany i jasne meble.

Wszystko tu jednak było odrobine bezduszne. Niby były meble, ale to były tylko meble. Szara kanapa, biała komoda i telewizor, zasłony do ziemi, kominek i biblioteczka. Było tu niby wszystko, ale też nic. Nie było tu nic wyrazistego. Jakiegoś koloru lub drewnianych detali, które ociepliłyby wnętrze.

To była przestrzeń wyjęta z kolorowego magazynu. Zadbana i czysta. Jakby ktoś chciał zbudować tu dom – i nie mówię tu o czterech ścianach – ale niekoniecznie mu to wyszło.

Brzmiało to bardzo chłodno, ale nie było tu sterylnie i pedantycznie, a po prostu estetycznie i minimalistycznie. Ktoś mógł się odnaleźć w takiej przestrzeni, ale bardziej pasowała do ludzi po pięćdziesiątce. Takich, którzy mają pokaźne konto bankowe i chodzą w garniturach i garsonkach. Nie do samotnego bikera, który nosi skórę i sprane dżinsy.

I to był dom kawalera? Gdzie się podziało małe mieszkanko na trzecim piętrze z ciuchami walającymi się po podłodze?

Usiadłam na kanapie i odłożyłam torebkę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: a day ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bear - Angels of death MC / Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz