Część 10

1.8K 167 46
                                    

Aurora 

Dwa dni po telefonie Harrisona siedziałam w pracy.

Do tej pory nie odpisałam na jego SMSa, nie wiedząc, co mu powiedzieć.

Byłam pewna, że nie wpłynę na odbieranie rzeczywistości przez Harry'ego, dlatego postanowiłam zająć się tym, na co miałam realny wpływ. I jako że nasza relacja z Bearem rozwijała się w swoim tempie, skupiłam się na dzieciakach.

Do tej pory było ich pięcioro.

Dwunastoletni Will, wysoki jak na swój wiek chłopiec o ciemnych blond włosach. Ktoś, kto nie patrzył, czy jest mu dobrze, dopóki jego przyjaciółka Nela, miała wszystko, czego zapragnęła. Nastolatek, który potrafił pobić się w szkole, jeśli ktoś źle skomentował kokardki we warkoczach jego małej przyjaciółki, ale jednocześnie miał w dupie to, że jego rówieśnicy śmieją się z tego, że nie ma rodziców i musi mieszkać w domu dziecka. Chłopiec był cichy, ale miałam przeczucie, że chowa on głęboko w sobie cichą furię. Był zrzędliwy i cichy, podobnie zresztą jak Bear, ale potrafił wybuchnąć, gdy było trzeba.

Dziesięcioletnia Nela była jego przeciwieństwem. Nieco wycofana, ale to wynikało raczej już z nieśmiałości. Nela była definicją dziewczęcości. Codziennie biegała w nowej sukience, będąc niesamowicie szczęśliwą małą kobietką. Dziewczynka wręcz oszalała, gdy Walker kupił jej nową garderobę. A przynajmniej tak wynikało ze słów mężczyzny. I, cholera, biorąc pod uwagę całokształt, cieszyłam się, że Will wziął Nelę pod swoje skrzydła. Uważałam to za słodkie. Zresztą obydwoje potrzebowali tej relacji. Czułam, że Will nie stał się gniewnym nastolatkiem tylko i wyłącznie dlatego, że miał w swoim życiu kogoś, kogo kochał. Nie byłam pewna, czy chłopiec potrafił już nazwać swoje uczucia, ale to nie zmieniało faktu – kochał ją i tylko to się liczyło.

Kolejnym dzieckiem była Katy. Pięciolatka zakochana w swoim piórniku z kredkami i flamastrami, która codziennie zaskakiwała mnie nowym obrazkiem. Ktoś, kto witał mnie z wielkim uśmiechem każdego dnia i sprawiał, że świat był lepszym miejscem.

Oprócz tej trójki w ośrodku mieszkali jeszcze bliźniacy. Benson i Taylor – ośmioletni chłopcy, którym były tylko żarty w głowie. Od samego początku byli rozbrykani i wydaje mi się, że nie do końca nieświadomi tragedii, która działa się tu wcześniej. Po zapoznaniu się z ich dokumentacją szybko zrozumiałam dlaczego. Ich matka walczyła o odzyskanie praw rodzicielskich do chłopców. Było więc tak, jak mówiłam – Hoover traktowało dzieci wybiórczo. Była miła tylko dla tych, które miały możliwości. Bała się bowiem, co mogą powiedzieć, gdy już wyjdą z domu dziecka.

Każde dziecko było idealne na swój własny sposób i wiedziałam, że jeśli znajdą nową rodzinę lub wrócą do obecnej, to będę za nimi tęskniła.

Miałam świadomość, że o dzieciakach z domów dziecka krążą różne opinie, ale uważałam, że ten, kto rozpowiada takie plotki, ma tak wąskie myślenie, że stereotypy przysłaniają mu osąd. Oczywiście dzieciaki miały swoje problemy, ale kto ich nie miał? Cholera, znałam w swoim życiu dziewczynę, która chciała popełnić samobójstwo, bo nie radziła sobie z sytuacją w domu. Z zewnątrz jej rodzina wyglądała na idealną, szybko jednak odkryłam, że to tylko fasada. Że jej rodzice kochali bardziej pieniądze niż córkę i krytykowali ją na każdym kroku, wmawiając jej, że musi być idealna. Że musi się zmienić. Jeść mniej, bo się nie mieści w sukienki. Uczyć się pilniej, bo nigdy nie zostanie dobrym prawnikiem, jak jej ojciec. Przestać się spotykać z najlepszą przyjaciółką, bo ta „dziewczyna z pospólstwa" sprowadza ją na złą drogę. Nie dziwiłam się więc, że nastolatka nie wytrzymała presji i chciała się poddać. Takich przypadków widziałam wiele.

Bear - Angels of death MC / Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz