12

203 68 4
                                    

Tristan

– Hej, kotku – zaćwierkała Maya w moim telefonie.

– Hm – mruknąłem od niechcenia, bo kompletnie w tej chwili nie byłem w nastroju do rozmów z kimkolwiek. Komórkę odebrałem mechanicznie, myśląc, że to ojciec. Burmistrz nienawidził być ignorowany, dlatego miałem już zakodowane, by nawet będąc zajętym odbierać połączenia. Wiedziałem co by się stało, gdybym go pominął.

– Pamiętasz, że idziemy dziś do klubu Flowers? – zapytała.

– Ja nie idę – odpowiedziałem krótko nie spuszczając wzroku z trzymanej w dłoni książki.

– Jak to?! – wykrzyknęła tak głośno, że musiałem odsunąć komórkę od ucha, krzywiąc się przy tym z niezadowolenia.

– Mam robotę – warknąłem.

– Znowu? – Dziewczyna nie dawała za wygraną. – To już trzeci raz w ciągu dwóch tygodni, jak mi odmawiasz, a ja nie wiem co jest na rzeczy. Jest mi pan winien wyjaśnienia, panie Stiller...

Nie zamierzałem słuchać bezproduktywnego łajania, zwłaszcza od laski, która roiła sobie, że jest moją panną. Nienawidziłem być czyjś. Wystarczało mi, że byłem ojca, uwiązany do niego niczym pies do swego pana. Musiałem go słuchać i ślepo wykonywać powierzone mi rozkazy. Ale to dotyczyło tylko jego. Więcej zobowiązań mieć nie zamierzałem. Związki z kobietami były przelotne i nie przykładałem do nich żadnej wagi. Jutro zapomnę, jak ta dziunia miała na imię, dlatego bez żadnych sentymentów rozłączyłem połączenie.

I po kłopocie, odetchnąłem z ulgą, wyłączając telefon, po czym ułożyłem się wygodniej na kanapie i gładząc po łbie mojego psa, Szachraja, który wypoczywał wraz ze mną, znów pogrążyłem w lekturze.

Książka Sheri była infantylna, ale mimo dość prostej fabuły i wielu niezbyt fortunnych opisów półświatka, okazała się na tyle wciągająca, że nie mogłem się oderwać. Moją ciekawość co do niej podsycał fakt, że należała do kobiety, która jako jedyna na świecie mi się postawiła. Chciałem wiedzieć co lubi i jaki ma gust, a najwyraźniej ta mała lubiła... gangsterów! I to takich w moim typie – zadbanych, napakowanych, wydzieranych, z wielką spluwą i fiutem w gaciach. Co ciekawe, mimo ciążących im na sumieniach przestępstw i mrocznych czynów, w ostatecznym rozrachunku okazywali się dobrzy dla swojej wybranki. Ciekawy stan rzeczy i chyba mało realistyczny. W końcu ja też byłem mafiosem, a nigdy jeszcze żadna kobieta nie zakręciła mi w głowie do tego stopnia, bym chciał coś w swoim życiu zmienić.

– Paniczu Tristanie? – Głos starego kamerdynera wyrwał mnie z zamyślenia.

– Kurwa – zakląłem, po czym strzepując głowę psa ze swojego torsu wepchnąłem romans pod jedną z wielkich poduch leżących wokół mnie na ogromnej kanapie.

Jednak było coś, co chciałbym zmienić już teraz – poczucie zagrożenia we własnym domu, bo ktoś oskarży mnie o zakazaną przez ojca czynność. I choć miałem do swojej dyspozycji odrębną część rezydencji, nie czułem się w niej swobodnie. Mój rodzic miał szpiegów wszędzie. Trzeba było uważać co się robi i mówi, by nie obudzić w nim gniewu, który zawsze źle się kończył dla osób, na które spadał.

– Tu jestem – oznajmiłem podnosząc się z kanapy, by służący stojący na progu ogromnego niczym hala do koszykówki salonu mnie spostrzegł.

– Paniczu Tristanie, pan burmistrz wzywa pana do siebie – oznajmił kamerdyner.

Skrzywiłem się z niechęcią. Ostatnią rzecz, o której marzyłem to spotkanie z ojcem. Od razu przenalizowałem swój dzień i doszedłem do wniosku, że z pozoru wszystko zrobiłem jak mi kazał. Nie powinien mieć zastrzeżeń. Dlaczego zatem chciał mnie widzieć o tej porze? Czyżby dowiedział się o Sheri? Albo o książce?

Westchnęłam ciężko. Może jednak powinienem pójść do klubu z Mayą?

– Prowadź – rozkazałem, robiąc dobrą minę do złej gry.

Kamerdyner powiódł mnie labiryntem płacowych korytarzy i komnat do centralnej części rezydencji, w której mieściły się apartamenty ojca. Nie lubiłem tu bywać. I choć moje dorosłe serce wciąż było niezłomne, gdzieś na jego dnie czaił się lęk wynikający ze wspomnień przeszłości. Malutki chłopiec panicznie bał się spotkań z tatą. Musiałem więc skryć go głębiej na dnie serca, by nie daj Boże nie dał o sobie znać właśnie teraz.

Weszliśmy do części spa. W hali basenowej o przeszklonym suficie i ścianach, przez które roztaczał się widok na ogrody otaczające rezydencję oraz nocną panoramę Tucson, znajdowało się kilka osób. Nagie prostytutki wylegiwały się na leżakach lub siedziały w jednym z kilku jacuzzi. Pilnowali ich ludzie ojca na czele z jego najwierniejszym sługą, którego imienia nikt nie pamiętał, bo wszyscy zwali go Ptasznikiem przez tatuaż pająka umieszczony centralnie na jego twarzy, który częściowo skrywał blizny, jakimi była pokryta. Szczerze nienawidziłem typa, bo ten nie uznawał mojej władzy i roli u boku ojca, a razy jakie zdawał mi w dzieciństwie na rozkaz swojego pana bolały mnie do dziś. Przeszedłem obok niego dumnie zadzierając głowę, podczas gdy pozostali oddali mi należne honory. Zatrzymałem się dopiero na brzegu basenu. Ojciec oddawał się pływaniu. Przemierzał cały dystans basenu olimpijskiego w tę i nazad z szybkością wprawnego sportowca. Był w tym naprawdę dobry.

Sięgnąłem po ręcznik, który podał mi kamerdyner i cierpliwie czekałem aż burmistrz zaszczyci mnie swoją uwagą. Jedyne co było na plus w całej tej sytuacji, to fakt, że ruch nieco łagodził jego gniew. Jeśli czymś mu uchybiłem i faktycznie gniewał się na mnie, teraz nieco ochłonie.

Po kwadransie zmęczył się na tyle, że postanowił odpocząć. Gdy wyszedł po schodkach na brzeg, podałam mu ręcznik, a kamerdyner okrył jego ramiona szlafrokiem. Ojciec był niższy ode mnie i mimo zamiłowania do pływania, przez alkohol i nadmiar jedzenia zdecydowanie zbyt tęgi. Milczałem, czekając aż odezwie się pierwszy. Zresztą nie tylko ja. Reszta także nie odzywała się, wiedząc, że burmistrz ma być tym pierwszym, który zainicjuje rozmowę. Gdy jedna z obecnych w pomieszczeni u dziwek zaśmiała się nieopacznie w odpowiedzi na jakieś słowa jednej z jej koleżanek, a echo pomieszczenia poniosło jej głos donośnym echem, do akcji wkroczył Ptasznik. Olbrzym podszedł do nich i zderzył je czołami, po czym za włosy wyciągnął rozhisteryzowane z pomieszczenia.

Patrzyłem na tę scenę niewzruszony. W tym domu przemoc była na porządku dziennym. Byłem nią faszerowany od dziecka. Te laski same były sobie winne, nie uszanowały gościny mojego ojca.

– Zabierzcie te kurwy. Chcę się rozmówić z Tristanem na osobności – rozkazał burmistrz, a jego ludzie wyprowadzili w ślad za Ptasznikiem resztę prostytutek.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: a day ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Król MiastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz