7

315 93 8
                                    

Sheri

– Brawo, szefie!

– Zrób porządek z tą bezczelną dziewuchą!

– Rozdepcz kalekę jak pluskwę! – dopingowali napastnika jego ludzie, a do mnie dopiero teraz, gdy znalazłam się w pozycji leżącej z brunetem górującym nade mną, dotarło co zrobiłam.

Boże! Dlaczego zadziałałam tak impulsywnie? Dlaczego go uderzyłam! Przecież to oczywiste, że on będzie chciał się odegrać. Ale to chyba dlatego, że znów wróciły wspomnienia. Tym razem jednak nie byłam już bezbronnym dzieckiem, jak tamtego dnia. Chciałam i musiałam się bronić, a nade wszystko chronić bliskie mi osoby, czego przed laty nie mogłam zrobić, bo byłam na to za mała. Ale przecież z tym człowiekiem nie miałam szans. Był taki wielki, w pełni sprawny, wysportowany. Wyglądał na maszynę do zabijania, w dodatku należał do bandy podległej burmistrzowi. Rozniesie mnie na strzępy za to, że ośmieliłam się podnieść na niego dłoń i sama będę sobie temu winna. Jedynym plusem był fakt, że na chwilę potwory przeniosły uwagę z biednych staruszków wprost na mnie. Teraz mogliby uciec. To była idealna szansa dla państwa Abbott, bo nikt w pomieszczeniu nie zwracał na nich uwagi. Tylko, że oni trwali wciąż w swoich ramionach, z przerażaniem patrząc na to, co robi ze mną jeden z ich oprawców.

– W nogi! – krzyknęłam do nich, ale ci nawet się nie ruszyli.

– Nie zostawimy cię, Sheri!

– Nigdzie nie idziemy bez ciebie – odparli, co unieruchamiający mnie mężczyzna skwitował drwiącym parsknięciem.

– Na nic twoje poświęcenie. To głupie barany – oznajmił. – Widzę jednak, że łączy was silna więź. Skoro tak bardzo chcesz ich ratować i im pomóc, dam ci tę szansę.

Jego oczy zawęziły się w małe szparki. Coś knuł. To nie ulegało wątpliwości, ale czy mogłam się wahać? Dech rwał mi się do ciężarku jego ciała, a moje nozdrza drażnił zapach męskich perfum. Czarnowłosy napierał na mnie z mocą. Chciałam wyrwać się z pułapki, a nade wszystko pomóc Abbottom.

– Co mam zrobić? – jęknęłam.

Na ustach mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech. Bardzo, ale to bardzo demoniczny. Cokolwiek mi zaproponuje będzie to coś wyrafinowanie złego, ale przecież nie mogłam zostawić tych bezbronnych staruszków samych sobie. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

– Przejąć ich długi – zasyczał mi do ucha gangster, owiewając moją małżowinę ciepłem swojego oddechu.

Długi...

To słowo paraliżowało moje ciało strachem. Za długi zginęli moi rodzice, a ja stałam się kaleką już na zawsze. A więc Abbottowie zalegali z pieniędzmi burmistrzowi, jak kiedyś moi bliscy. Znałam konsekwencje takiego stanu aż za dobrze i bałam się ich do tego stopnia, że nawet gdy nasz biznes ledwo prosperował, robiłam co mogłam, by moja babcia miała pieniądze na comiesięczny haracz dla goryli Króla Miasta. Gdy zmarła, parłam na rozwój, aby już nigdy nie musieć obawiać się najścia potworów z ratusza. Chciałam mieć względem nich czyste konto i żyć jak najdalej od nich, tymczasem los rzucił mnie wprost w ich łapska. Czy raczej zrobiłam to nieopacznie sama...

– No, mała? Jaka jest twoja decyzja? – Brunet wyszczerzył się do mnie w kpiarskim uśmiechu. W tej chwili jego uroda zeszła na boczny tor. Był bestią, która śliniła się nade mną. Zdawało mi się, że widzę kły, którymi zamierzał mnie rozszarpać...

– Sheri, nie wikłaj się w to! To nie twoja sprawa, odpuść – krzyczeli staruszkowie.

– Ja... – bąknęłam, grając na zwłokę.

Co robić? Brnąc w to, czy jakoś się wykpić? Nie miałam pojęcia jak wysokie są długi Abbottów, ale skoro zwabiły tu takich, jak ten, który mnie unieruchamiał, musiały być znaczne. Posiadałam pewne oszczędności na koncie w banku. No i teraz... przy sobie! Boże, miałam prawie dziesięć tysięcy! Może to wystarczy, by ich uratować i uwolnić samą siebie ze szpon tego gangstera?

Nie zdążyłam jednak wyartykułować swojego stanowiska, bo czarnowłosy uznał moje milczenie za wahanie i zwrócił się do swoich kumpli:

– Co tak stoicie? Przyspieszcie proces decyzyjny... panny Sheri!

Mafiosi w mig pojęli jego zamysł i wszyscy błyskawicznie chwycili za broń, po czym wymierzyli nią w klęczących między nimi księgarzy.

O Boże! Oni ich zabiją!

Ogarnęła mnie panika. Kolejnej irracjonalnej śmierci na swoich oczach nie zniosę!

– Nie! – krzyknęłam, starając się podnieść, co jednak było niewykonalne, bo gangster nie odpuszczał wciąż przyciskając mnie do blatu. – Nie róbcie im krzywdy!

– Ale zrobimy, jeśli nadal będziesz się wahać, złotko – stwierdził z sadystycznym rozbawieniem brunet, a jeden z jego ludzi chwycił starego sprzedawcę za brodę, po czym władował mu lufę pistoletu do ust.

On go zastrzeli...

Znów zobaczę krew!

Znów zginie ktoś mi bliski, jak tamtego strasznego dnia w moim rodzinnym domu!

Nie, nie, nie... nie mogłam do tego dopuścić!

Poczułam, że tym razem nie panuję nad łzami.

– Przejmę ich dług! Przejmę... Tylko nie pozwól zrobić im krzywdy! – krzyknęłam rozdzierająco.

– Bez względu na jego wysokość i... sposób zapłaty? – zapytał potwór.

– Tak – jęknęłam płacząc. – Zrobię, co zechcesz, ale niech tym staruszkom nic się nie stanie. Oni... Oni nie zasłużyli na śmierć! Jeśli masz kogoś zabić, to mnie. Zrób to, ale im odpuść. Błagam...

Jeśli miałam umrzeć dziś, to przynajmniej z czystym sumieniem. Podążę do rodziców i babci, umierając ze świadomością, że nawet w ostatniej chwili nie przestałam być wierna wartościom, które mi wpoili – szlachetności i wstawianiu się za potrzebującymi pomocy.

Król MiastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz