8

287 83 8
                                    

Tristan

Zaimponowała mi. W sumie zrobiła to już w chwili, gdy podniosła na mnie swoją laskę. Co za dziewczyna! Niby taka mała, schorowana i zdawałoby się przez to całkiem bezbronna, a jednak skrywająca imponującą moc charakteru. Prawdziwa wojowniczka. Teraz zapunktowała dodatkowo. Była skłonna na największe poświęcenie dla przyjaciół. Wykazała odwagę większą niż niejeden mój towarzysz broni, a tym samym sprawiła, że jej zapragnąłem. Ona musiała być moja, jak każda rzecz, która mi się podobała. I dlatego teraz byłem zachwycony, że postanowiła mi ulec.

– Zrobisz, co zechcę – powtórzyłem za nią schrypniętym od podniecenia głosem, bo brzmiało to jak miła moim uszom obietnica. – A więc umowa zawarta, panno Sheri. Życie tych starców w zamian za twoją wolność. Od tej pory należysz do mnie.

Po tych słowach dałem swoim ludziom znać, by schowali broń i wypuściłem dziewczynę.



Sheri

Należę do... NIEGO?!

Zwariował? Miałam spłacać dług Abbottów, a nie stawać się jego własnością. Przecież ja nie byłam rzeczą, a czasy niewolnictwa w Ameryce minęły bezpowrotnie.

Rażona tym spostrzeżeniem poderwałam się gwałtownie z lady.

– Mam przy sobie prawie dziesięć tysięcy, bo tyle zarobiła moja kawiarnia w zeszłym miesiącu – oświadczyłam zapalczywie, chwytając go za rękę, gdy ten chciał ruszyć do swoich ludzi.

Gangster odwrócił się w moją stronę, po czym spojrzał na nasze splecione dłonie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, że wykazałam się względem niego taką spontanicznością. Moje policzki spłonęły żarem rumieńców. Błyskawicznie puściałam jego rękę. By zakryć zażenowanie, dodałam pospiesznie:

– Nie wiem ile wynosi dług tej księgarni, ale tyle mogę dać wam od razu!

– Sheri, to są twoje pieniądze.

– Nie trać ich na nas! – oponowali Abbottowie, ale nie zamierzałam ich słuchać. Zadeklarowałam się ich bronić, wzięłam na siebie ich zobowiązania. Teraz byłam odpowiedzialna za spłacenie ich wierzytelności, nie mogłam się wycofać ani ich porzucić.

– Proszę... Oto one... – Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam worek z zarobkiem Kawowej rozkoszy, po czym podałam go mężczyźnie.

Może to wystarczy...?

Oby wystarczyło!

Spojrzałam na czarnowłosego błagalnie.



Tristan

Mój wzrok połączył się w jej spojrzeniem. Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Naprawdę jej zależało. Wziąłem worek do ręki, nawet nie zaglądając do jego wnętrza, tylko po to, by następnie włożyć go z powrotem do jej torebki.

– Ale... ale dlaczego? – jęknęła zaskoczona moim zachowaniem.

– Zachowaj je – odpowiedziałem. – Kasa już mnie nie interesuje.

– Nie? – zdumiała się jeszcze bardziej. – To co innego?

Błysnąłem zębami w szerokim uśmiechu, po czym pochyliłem się do niej i wyszeptałem tak, by tylko ona usłyszała moje słowa:

– Ty, skarbie.

Wyprostowałem się szybko, by z lubością kontemplować wyraz jej twarzy. Sheri otworzyła szeroko usta i gapiła się na mnie cielęcym spojrzeniem. Bawiła mnie. Z chęcią zabrałbym ją ze sobą już teraz, ale gdyby mój ojciec dowiedział się o niej na pewno nie pozwoliłby mi przebywać w jej towarzystwie. W jego oczach ona nie byłaby tego godna. Była zeszpecona chorobą. Jego jedyny dziedzic nie mógł zadawać się z kimś takim. Jeszcze paparazzi zwęszyliby w tym tanią sensację i zaczęłoby się piekło. Burmistrz dbał o nienaganny wizerunek swojej rodziny w mediach. Bez względu na to, jak bardzo jego dłonie były umorusane krwią niewinnych, pozory musiały być zachowane. Jego syn miał być playboyem otoczonym wyłącznie pięknem. Kaleka nie pasowała do tej wizji. A ponieważ za bardzo mnie intrygowała, bym oddał ją ojcu na zatracenie, postanowiłem jej odpuścić.

Na razie...

Król MiastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz