3

350 96 4
                                    

Sheri

Pod księgarnią zastałam cztery zaparkowane motory. Były czarne, lśniące i potężne. Ich boki ozdobiono srebrnymi płomieniami. Zaniepokoiły mnie. W Tucson tylko jedna grupa dysponowała podobnym sprzętem – ludzie Króla Miasta, dlatego ostatni dystans do sklepu przemierzyłam najszybciej jak tylko byłam w stanie przez moje niedołęstwo i, jak się okazało, złe przeczucie mnie nie myliło. W środku zastałam czterech osiłków, ubranych w pasujące kolorystycznie do motorów kombinezony, którzy znęcali się nas państwem Abbot i zamówioną przeze mnie pozycją.

Ten widok mną wstrząsnął. Poczułam straszną irytację. I chyba to właśnie ona sprawiła, że wstąpiła we mnie odwaga, o którą w życiu, bym się nie podejrzewała.

– Ja czytam takie książki i ja je kupuję w tym sklepie! – krzyknęłam wściekle, po czym wykorzystując konsternację mężczyzn ruszyłam pospiesznie w ich stronę, starając się nie potknąć. Gdy się denerwowałam, moje ruchy robiły się jeszcze bardziej niezgrabne i słoniowate. Musiałam być ostrożna i skupiać się na stawianych krokach, choć nie było to łatwe, bo w mojej duszy panowała istna nawałnica uczuć.

Gdy udało mi się zrównać z zaskoczoną moją obecnością grupą, wyrwałam książkę z rąk trzymającego ją dryblasa i wskazałam na płaczących staruszków, klęczących na ziemi. Widok ich łez łamał mi serce, ale krew na twarzy pana Abbota, którego znałam od dzieciństwa i z którym zawsze przyjaźniła się moja babcia, sprawiła, że współczucie i wzruszenie zeszły na dalszy plan, wyparte przez jeszcze większą złość.

Jak oni śmieli podnieść na nich rękę?!

– To jest moja książka, a to... To jest sklep, w którym od lat robię zakupy, bo kocham czytać, więc też w pewnym sensie jest mój. Jeśli nie przyszliście tu po książki, wynoście się i zostawcie tych biednych ludzi w spokoju. Oni nic wam nie zrobili. To pewne!

Nie wiem na co liczyłam, ale musiałam jakoś wyrzucić z siebie emocje, które kłębiły się w moim ciele. Pewnie lepiej by było gdybym się zamknęła, a najlepiej w ogóle nie wchodziła do sklepu i nie przerywała gangsterom ich procederu, ale to kłóciłoby się z wartościami, które wpoiła mi babcia. Bezbronnym i słabszym zawsze należała się pomoc. I choć sama należałam do tej grupy, w tej chwili, niesiona irytacją, czułam się iście mocarna.

Król MiastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz