13

390 18 1
                                    

Minęło wiele tygodni od mojego spotkania z terefere. Wiele godzin przegadanych na team speaku na kanale Jasia, co pozwoliło mi bardziej poznać całe terefere. Wiele minut kłótni z moim bratem. Bratem, którego mam już serdecznie dość. Tak się złożyło, że aktualnie robię za jego opiekunkę. Rodzice wyjechali wczoraj na wesele siostry żony brata dziadka...Czy coś takiego. Nie zabrali nas, bo zaczynamy w poniedziałek rok szkolny. Znów zaczyna się udręka, męczarnia... Jakby tego było mało przez te ostatnie dni wolności jesteśmy kontrolowani przez naszą ulubioną sąsiadkę. Przychodzi do nas z samego rana, traktuje nas jak przedszkolaki i wychodzi późnym wieczorem. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem kucharką, ale przez te kilka dni z głodu byśmy nie pomarli. Zamówiłabym pizze czy chińszczyznę... Raz na rok można sobie pozwolić na niezdrowe żarcie.

••*••

Promienie słoneczne ogrzewały moje ciało. Fale uderzające o brzeg plaży wydobywały przepiękny odgłos. Tylka ja, słońce i woda. Idealnie. Z opalania pod palmami na Hawajach wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zaspana wstałam i ubierając szlafrok zbiegłam po schodach zerkając przy okazji na zegar wiszący w kuchni. Kilka minut po dziesiątej. Rzeczywiście, normalna godzina na odwiedziny. Odkluczyłam drzwi i zanim się obejrzałam kobieta przed czterdziestką z wysokim czarnym kokiem i wielkimi czerwonymi oprawkami na nosie wtargnęła do środka.

-Mam nadzieję, że zjedliście śniadanie. - zdejmując swoje wysokie czarne botki powiedziała kobieta nie oczekując na odpowiedź- A gdzie Maksik?

-Szczerze mówiąc...Dopiero się obudziłam. - odpowiedziałam wiercąc wzrokiem podłogę.

- Słoneczko, idź go obudzić. - z wymuszonym słodkim głosem rozkazała sąsiadka wieszając swój krwistoczerwony płaszcz.

- Obudzę go i pójdę się wykąpać. - zerknęłam na nią kątem oka i wbiegłam po schodach. Zapukałam do drzwi od pokoju brata i weszłam nie czekając na zezwolenie. Siedział podparty kilkoma poduszkami z laptopem na kolanach.

- Jędza przyszła.- rzuciłam krótko i podeszłam do jego biurka.

- Czyli muszę się ogarniać? -zapytał nie odrywając wzroku od ekranu.

-Dobrze by było. -nie spoglądając na niego zebrałam wszystkie puste butelki krzątające się po pokoju i wrzuciłam do kosza pod biurkiem. - Posprzątałbyś tu kiedyś.

- Przecież to nie bałagan. - zamknął laptopa i wstał leniwym krokiem z łóżka. Wygonił mnie ze swojego pokoju, więc zmuszona byłam wrócić do siebie. Przygotowałam w co się ubiorę i zabrałam ubrania do łazienki. Wyłączyłam się z tego świata. Czułam tylko zapach cytrynowego szamponu do włosów i intensywnego truskawkowego żelu do ciała. Wsłuchiwałam się w uderzające krople wody, gdy usłyszałam donośny krzyk Maksa. Szybko spłukałam pianę z ciała i zakręciłam strumień. Wysuszyłam ciało i przebrałam się w zaplanowane wcześniej ciuchy. Wyszłam z łazienki szukając wzrokiem Maksa i naszej ulubionej sąsiadki. Gdy przekroczyłam próg kuchni Maks zajadał się tostami. Przysiadłam się do niego ciągle przyglądając się sąsiadce. Czy ona...? Dlaczego trzyma w dłoni ścierkę? Nie dość, że robi za przedszkolankę to jeszcze za sprzątaczkę?

-Nie musi pani sprzątać. - starałam się, aby mój głos był jak najbardziej uprzejmy.

- Mówiłaś coś, słoneczko? - kobieta odwróciła się w naszą stronę. Chciałam powtórzyć co przed chwilą powiedziałam, ale pani Antoniewicz zmierzyła nas wzrokiem, przyciskając brodę do szyi, w wyniku czego zyskała drugi podbródek, więc ugryzłam się szybko w język.

- Żyć po bożemu to żyć w czystości. - oznajmiła, pochylając się ku mnie z wszechwiedzącą miną.

-Tak, proszę pani -powiedziałam słysząc w głowie głos mamy, przypominający mi, żeby zawsze okazywać szacunek starszym.

Pani Antoniewicz zaszczyciła mnie swoim przebaczającym uśmiechem, po czym niedbałym gestem machnęła butelką z płynem do czyszczenia szyb.

- Przywiozłam ze sobą Wioletkę. Pójdziecie po nią? Możecie pooglądać telewizję, ale cichutko.

- Tak, proszę pani -odpowiedzieliśmy, mimo że nie mieliśmy telewizora. W zeszłym tygodniu podczas burzy piorun strzelił nam w antenę. Straciliśmy trzy telewizory.

Z radością opuściliśmy kuchnię, ale spotkanie z Wioletą nam się nie uśmiechało. Wioleta którą wszyscy oprócz jej matki nazywali Makaron, ze względu na jej łudząco przypominające do przysmaku Włochów kręcone włosy ma siedemnaście lat i zapewne przyszła do nas tylko dlatego, że musiała. Poznałyśmy się już kilkanaście lat temu, to chyba oczywiste, skoro jesteśmy sąsiadkami. Nigdy się nie lubiłyśmy, dlatego też rzadko wychodziłam na podwórko. Wysoka blondynka z kręconymi włosami sięgającymi za ramiona, intensywnymi niebieskimi oczami i bladą cerą kiedy zobaczyła, że wchodzimy do salonu przewróciła oczami, zrobiła wielkiego różowego balona i ze zdegustowanym stęknięciem opadła na sofę.

- Cześć. - z uśmiechem powitałam naszego gościa

- Nawet telewizora nie macie. Co wy tu robicie całe dnie? Nie powiecie mi chyba, że gracie w karty. - powiedziała ironicznym głosem

- Ola nie umie grać. Wygrywa jedynie w "wojnę" ale i tak słabo jej to idzie. - Maks wydał moją tajemnicę. Z Wiolety gardła wydobył się głośny przeraźliwy śmiech. Spaliłam buraka i odwróciłam się na pięcie. Przeskoczyłam dwoma skokami schody i zamknęłam się w pokoju. Włączyłam komputer i rozsiadłam się wygodnie na krześle obrotowym. No i co, że nie umiem grać w karty? No i co, że nie znam tych wszystkich nazw. Pik, karo, kier... Kto to w ogóle wymyślił? A może ona nie umie grać w karty? Może i Maks jest najlepszy w pokera w całej rodzinie, ale jest spasionym grubasem. A Wioleta gdy się wścieka wygląda jak buldog! O!

Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwięk wiadomości na facebook'u.

Dominik Nowakowski
Cześć. Nie wiem czy mnie pamiętasz (a może nie chcesz pamiętać) ale gryzły mnie wyrzuty sumienia przez cały ten czas. I chyba powinniśmy się spotkać. Przepraszam, że tak się zachowałem. Czasami ponoszą mnie emocje. Przez całe wakacje chciałem Ci to napisać, ale sądziłem, że uznasz mnie za totalnego świra. Chciałbym się spotkać, aby porozmawiać z Tobą. Tylko porozmawiać.
Chcę tylko byś to przeczytała. Jeśli odmówisz, zrozumiem. 

Zatkało mnie. Czy to ten Dominik, którego "poznałam" przez Nathana? No pewnie, że ten. Bo kto inny? No i nie wiem co odpisać. Zgodzić się, odmówić?

Przymierzałam się do odpisania, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Gdy od wciśnięcia "wyślij" dzieliło mnie kilka sekund do pokoju wbiegł mój brat. Zamknął szybko drzwi, oparł się o nie plecami i zsunął się po nich z dłońmi na twarzy.

- Płaczesz?- wstałam i podeszłam do niego spokojnym krokiem. Kucnęłam obok niego, a gdy chciałam poprawić mu kosmyk spadający na jego czoło wstał i podszedł do komputera. Zanim się zorientowałam co właśnie zaszło siedział na moim miejscu i czytał wiadomość.

- Ola ma chłopaka! - uśmiechnął się i wykrzyczał melodyjnym głosem.
Zamknęłam mu dłonią usta.

-To nie jest mój chłopak! Nawet się nie znamy!. - wytarłam obślinioną dłoń od jego śliny w jego koszulkę

-To czemu napisałaś tutaj- przybliżył się do monitora - "Chętnie:) Zaproponuj gdzie i jak, dostosuję się."

- Słuchaj mały śmierdzielu.- pociągnęłam go za koszulkę na znak, aby wstał - Nikt. NIKT. Nie może o tym wiedzieć.

- Ale powiesz mi jeśli coś z tego będzie, prawda?

Westchnęłam głośno i wskazałam dłonią na drzwi.

- Nie złość się tak. Jak coś to możesz mnie o wszystko zapytać, jestem mistrzem w sprawach miłosnych.

Tym razem przewróciłam oczami tak mocno, że aż mnie to zabolało.

-Dobrze, panie profesorze.

Posłał mi buziaka i zamknął drzwi. Słyszałam jak krzyczy "wszystko u niej w porządku".


Let's fall in love || JDąbrowskyWhere stories live. Discover now