Wybiegłam z domu i skryłam się w cieniu drzew, chociaż i tak nie potrzebowałam ochrony. Było ciemno. Mój wzrok po chwili przyzwyczaił się do panującej ciemności.
Miałam na sobie czarne spodnie, ciemną koszulkę i skórzaną kurtkę. Mimo, iż był kwiecień było zimno. Włosy związałam w koński ogon. W uszach miałam kolczyki z czaszkami, a na szyi zawieszony srebrny wisiorek, który znalazłam w jednym z przeszukiwanych samotnie domu. Miałam pomalowane oczy na ciemny odcień, tak, że kiedy je zamykałam, byłam prawie niewidoczna. I oto mi chodziło. Bo nie ukrywałam się tylko przed zombie. Nie na nie polowałam. Od czasu, kiedy moja rodzina zginęła wiele się zmieniło.
Zaczęłam ostro trenować i mówiąc nieskromnie, byłam naprawdę dobra. Dorównywałam siłą niejednemu chłopakowi, a przy tym byłam szybka i zwinna. No i nigdy się nie bałam. Czasami jednak miałam chwilę słabości. Wtedy płakałam, ale nikt tego nie widział. Nikt nie widział moich łez. Może to i dobrze.
Ukryta za drzewem czekałam na trupy. Jak zawsze nie odczuwałam żadnych emocji. To też była zmiana, jak we mnie nastąpiła.
Nic się nie działo. Westchnęłam z irytacją i pobiegłam dalej od domu, w którym razem z Zackiem tymczasowo mieszkaliśmy. Nikt do nas nie dołączył, mimo, że spotkaliśmy kilka grup. Ja nie mogłam mieszkać z innymi ludźmi. To wydawało mi się nierealne, po tym, co się stało. Było po prostu niewłaściwe.
Kiedy odbiegłam nie musiałam długo czekać na zombie. Zjawiły się od razu i nie było ich mało. Nie przeraziło mnie to. Byłam opanowana i spokojna, nie tak jak kiedyś. Może puls mi trochę przyspieszył, a adrenalina w żyłach dała o sobie znać, ale poza tym, było tak jak zawsze. Na plecach miałam zawieszony długi, zagięty nóż. Znalazłam go w jednym z warsztatów, na osiedlu przemysłowym, od razu mi się spodobał. Miał ostrą krawędź, zdolną ściąć dwie głowy naraz, jeśli się wiedziało, jak go używać, a ja wiedziałam. Dodatkowo miałam kilka mniejszych noży i dwa sztylety. Jeszcze jedną większą broń, ukryłam pod kurtką za paskiem. Był to mały rewolwer. Jeśli chodzi o broń to strzelanie z takiego sprzętu, sprawiało mi największą trudność, a było największą zaletą mojego brata. To dlatego ja walczyłam bliżej przeciwnika, a on wolał się trzymać z daleka i zachować dystans.
Pierwszy trup, już leżał u moich stóp. Zamachnęłam się drugi raz i ścięłam głowę dwóm kolejnym. Ścinając kolejną głowę, wyjęłam mniejsze noże i rzuciłam nimi w ścięte głowy. Cofałam się do tyłu, likwidując przeciwników.
Po piętnastu minutach zostałam sama na polu walki.
Wróciłam tylko po moje noże i nie oglądając się za siebie, odeszłam.
******
- Cześć. - przywitałam brata, zamykając drzwi. Dom jak zawsze był cichy i pusty, ale ja umiałam rozpoznać, kiedy ktoś był w środku. A dzisiaj Zack był. Siedział na kanapie w salonie i czytał książkę.
- Hej. - mruknął. Nie spytał się jak było, czy coś mi się stało. Tak jakbym mogła już nie żyć. To też zmieniło się po jakimś czasie. Przestał się interesować, a dopóki wracałam wszystko było w porządku, przynajmniej tak mi się wydawało.
Wyszłam z salonu. Nie mogłam znieść tego milczenia. Poszłam do kuchni. Wzięłam małego batonika i znowu wyszłam z domu. Właściwie nie mogłam nazywać tego miejsca domem, więc powinnam powiedzieć, że wyszłam z tego budynku, tak byłoby lepiej.
Ponownie poszłam na plac, na którym wcześniej spotkałam zombie. Teraz leżały tam tylko ciała. Był to pusty kawałek przestrzeni, otoczony przez budynki, w których kiedyś pracowali ludzie.
Aż trudno w to uwierzyć, że tamten świat się skończył. Że dzieci nie chodzą do szkoły, a dorośli do pracy. Że nie ma problemów typu: Co dzisiaj ubrać? Albo co dzisiaj zjeść?
Mimo wszystko, tęskniłam za tamtym prostym życiem, które wydawało mi się trudne i skomplikowane. Tęskniłam za...
Nie! Zapomniałam, że nie wolno mi rozmyślać, bo kiedy człowiek rozmyśla, to powraca do przeszłości i wtedy rozkleja się. A ja nie mogłam sobie pozwolić na dekoncentrację.
Stały tam też pojedyncze kawałki zardzewiałego płotu i jakieś nieliczne drzewa. Było dużo pola do manewru.
Weszłam na dach jednego z budynków i rozejrzałam się po okolicznym terenie. Nie widziałam nigdzie żadnych żywych ludzi. Wszędzie tylko trupy.
Wyjęłam lornetkę ze torby, którą zawsze nosiłam przy sobie.
Czarna, płócienna torba, bardzo pojemna, przydatna i wytrzymała. Nienawidziłam plecaków, mimo, że kiedyś je nosiłam.
Usiadłam na jakiejś skrzynce i dalej obserwowałam okolicę. Miałam nadzieję, że dostrzegę tam któregoś kolesia z gangu.
Nie musiałam się nawet wysilać, żeby schodzić z dachu, bo jeden z kolesi sam do mnie przyszedł. Poruszał się cicho, ale mój wyszkolony niedawno słuch, przydał się i nie przeoczył niczego.
Oczywiście nie dałam się zaskoczyć. Od miesięcy układałam w głowie plany. Przyszedł czas by je zrealizować.Cześć :)
Wiem, że może wam się nie spodobać, to co teraz napiszę, ale bardzo możliwe, że wkrótce przestanę tutaj pisać. Wyłącznie z osobistych powodów. Ale to jeszcze nic pewnego, także na razie się nie martwcie ;)
Nie mam zielonego pojęcia kiedy kolejny rozdział. Postaram się dodać, jak najszybciej, ale wiecie...szkoła ;-;
No to tyle :) Nie zanudzam dłużej. Trzymajcie się! :*
claire1902
![](https://img.wattpad.com/cover/47272232-288-k522706.jpg)
CZYTASZ
Nie do końca umarli II
Siêu nhiênPo trzech latach od wykrycia wirusa zmieniającego ludzi w zombie, wszystko się zmieniło. Świat, jaki znaliśmy przestał istnieć. Czy na zawsze? Razem z moim bratem próbuję przeżyć i nie dać się zjeść. Nie jest to łatwe. Mam jeden cel, znaleźć i zabi...