XVII.

1.1K 139 4
                                    

Na podłodze siedziało dwoje dzieci. Starszy chłopiec miał maksymalnie 11 lat, a młodszy może 3-4 miesiące. To oznaczało, że kobieta była w ciąży w czasie apokalipsy. Przerażające i niewiarygodne zarazem.
- To jest Drew. - pokazała na starszego chłopca i pogładziła go po włosach, a to- wskazała na niemowlaka - Denis.
Straszy chłopiec odezwał się niepewnie.
- Kim oni są?
Kobieta zamilkła na chwilę, a później powiedziała.
- To są nasi przyjaciele.
Nie za bardzo wiedziałam, co mam zrobić w tej sytuacji, ale pokiwałam głową, a Drew uśmiechnął się nieśmiało. - Gdzie możemy znaleźć te rzeczy?
Delia znowu się zamyśliła.
- Nie mam pojęcia. Przeszukałam tylko pobieżnie ten szpital. Możliwe, że są w piwnicy, ale pewna nie jestem. Mogą być też w każdym z pokoi.
- Od jak dawna tu jesteś?
- Odkąd Denis się urodził.
- Kto odebrał poród?
- Mój mąż.
- Gdzie on jest?
Ashton zadał bolesne pytanie. Widziałam, jak z twarzy kobiety i chłopca odpływa krew, a w oczach świecą łzy.
- Och no tak, przepraszam.
Delia kiwnęła głową i przytuliła maleństwo.
- Ash - przysunęłam się bliżej chłopaka i szepnęłam mu na ucho - trzeba się tutaj rozejrzeć.
Chłopak skinął głową i powiedział do kobiety.
- Delia. - zwróciła na niego uwagę. - Idziemy się rozejrzeć po tym magazynie.
Już odchodziliśmy, kiedy kobieta zerwała się na nogi i krzyknęła.
- Nie! Stójcie!
Odwróciliśmy się zaskoczeni.
- O co chodzi? - spytał mój towarzysz.
- Nie chodźcie po tym magazynie.
- Niby czemu?
Wtedy zauważyłam jakiś ruch obok mnie. Odwróciłam lekko głowę i dostrzegłam mężczyznę. Był ubrany w zniszczoną zieloną narzutę, a na rękach miał pełno blizn, które były idealnie proste.
Samobójca. Przebiegło mi przez myśl.
- Delia? - zwrócił się do kobiety. Zachowywał się normalnie. Za normalnie na taką osobę. - Co to za krzyki? Kim oni są?
- Zawołaj resztę. - powiedziała tylko kobieta.
Po chwili w pomieszczeniu zrobiło się bardzo tłoczno.
Były tu 4 kobiety i 6 mężczyzn, oprócz nas, kobiety z którą walczyłam, jej dzieci i samobójcy.
Wszyscy, którzy przyszli byli ubrane w te dziwne, zielone fartuchy. Każdy był pacjentem tutejszego szpitala.
- To jest Lilijana. - powiedziała matka dzieci, wskazując na pierwszą bardzo chudą kobietę. Zdecydowanie miała za dużo widocznych kości. Choruje na anoreksje.
Następna była bardzo młoda dziewczyna z prostymi czarnymi włosami.
- Natalie. Ma problemy z żyletką.
- Lucky. Jest bulimiczką.
- I Montana. Jest masochistką. Lubi zadawać sobie ból.
Pokiwaliśmy głowami.
- Delia. - zagadnął ją jeden mężczyzna.
- O co chodzi Chuck?
- Nigdzie nie ma Wesi.
Coś mi mówiło to imię, ale nie do końca wiedziałam, co. Stwierdziłam, że to może tylko jakieś déja- vu, ale może...
- Jak to jej nie ma? A w magazynie?
- Nie ma. - przeszukaliśmy wszystkie miejsca, ale jej nie ma.
Matka dzieci pomasowała sobie skronie. - Jak ona wyglądała? - spytałam. Sama byłam zaskoczona własnym pytaniem.
Delia przyglądała mi się chwilę, a później odpowiedziała niepewnie.
- Miała ciemne włosy, była wysoka. Chorowała na schizofrenie.
Przypomniała mi się tamta kobieta i jej słowa.
"Uciekaj! Nie możesz nam pomóc. Oni tu idą!"
Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Jak miałam im o tym powiedzieć? Ash nie skojarzył faktów, a może nie chciał.
Oni tu idą.
Nie pomyślałam, oni już tu są. Chyba czas powiedzieć ludziom prawdę. Zasługują na nią. Szkoda tylko, że to ja miałam to zrobić.
- Słuchajcie - przełknęłam ślinę i spojrzałam na wszystkich. Na ich twarze zastygłe w oczekiwaniu. Być może ich stan psychiczny jeszcze bardziej się pogorszy. - Wesi nie żyje. A nam pozostało już niewiele czasu.

Hej!
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Miłego poniedziałku i do zobaczenia ;)
claire1902


Nie do końca umarli IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz