IV.

1.7K 194 8
                                    

Wbiegłam do domu, trzymając się za krwawiący bok. Czułam ból, ale nie dałam tego po sobie poznać. Chciałam pomóc innym, jednak z każdym krokiem było gorzej. Pamiętam tylko, że doszłam do kanapy w salonie i padłam na nią . Później zapadła gęsta i nieprzenikniona ciemność.
Kiedy się obudziłam obraz rozmazywał się, ale z każdym mrugnięciem był coraz wyraźniejszy. Po kilku chwilach zobaczyłam nad sobą kilka osób. Rozpoznałam Zack'a i Wiktorię. Po kilku kolejnych mrugnięciach uświadomiłam sobie, że tylko oni są w pokoju. Podniosłam się. Musiałam zemdleć tylko na chwilę, bo widziałam, że oboje odetchnęli z ulgą.
- Ma narkozę? - spytał mój brat. Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi, ale najwyraźniej pytanie nie było skierowane do mnie, bo odpowiedziała Wiktoria.
- Tak.
- W porządku. - Zack popatrzył na mnie i słabo się uśmiechnął.
Za chwilę poczułam ukłucie igły, a później cały świat znowu się rozmazał.
Obudziłam się w swoim łóżku, a na krześle obok mnie siedziała Wiktoria. Spała.
Jej prawie białe włosy, zasłaniały jej połowę twarzy. Miała lekko rozchylone usta. Niewiele się zmieniła odkąd ostatni raz się widziałyśmy. Może to i dobrze wiedzieć, że niektóre osoby nigdy się nie zmieniają.
Wstałam cicho, żeby jej nie obudzić. Wyszłam z pokoju i jak najciszej potrafiłam zeszłam po starych schodach. Kiedy stanęłam na parterze, zdałam sobie sprawę, że jest noc. Światło księżyca wpadało do salonu i oświetlało niewielki kawałek korytarza. Już wiedziałam, że nie wygram ze swoim pragnieniem. Musiałam wyjść z domu.
Ciągle czułam w boku przeszywający ból, dlatego nie zamierzałam się oddalać. Chciałam wejść na płaski dach i trochę popatrzeć w niebo.
Nie miałam pojęcia, co się tutaj dzieje, ani kto sprawuje wartę.
No i nie wiedziałam również, ile osób do nas dołączyło.
Nie byłam aż taka głupia, żeby sądzić, że zostaniemy z Zackiem sami, po tym, co się stało. Poza tym, naprawdę tęskniłam za Wiktorią i cieszyłam się, że znów się spotkałyśmy.
Wyszłam z domu i cicho zamknęłam drzwi. Przemknęłam przez podwórko, ale zaraz o czymś sobie przypomniałam. Wróciłam do domu i wzięłam swoją broń. Leżała na komodzie w salonie, dokładanie tam, gdzie ją wczoraj położyłam.
Ponownie wyszłam z budynku i skierowałam się na tyły domu. Postawiłam starą, ale ciągle dobrą drabinę i wdrapałam się na górę, uważając, żeby nie nadwyrężyć biodra. Nie chciałam powtórki z rozrywki.
Ułożyłam się wygodnie na dachu i zapatrzyłam w niebo. Było czyste.
Nigdy nie umiałam rozpoznać żadnych gwiazdozbiorów, ale uwielbiałam sobie wyobrażać, co mogą oznaczać. To była taka moja gra, na nudne nocne warty. Pomagała mi nie zasnąć. Zawsze się sprawdzała.
Nie zauważyłam, że nie jestem sama. Najwyraźniej ktoś jednak pełnił wartę, bo usłyszałam cichy szelest materiału i postać, która stała nade mną z pistoletem. Nie był on wymierzony we mnie, ale mimo to zadrżałam.
Nigdy nie lubiłam broni palnej.
- Nie powinnaś wstawać z łóżka. - powiedział cichy, ale stanowczy głos. Nie rozpoznałam go. Na pewno nie był to Zack.
Wstałam i spojrzałam na chłopaka. Po krótkiej chwili, wiedziałam, że jest to ten sam osobnik, który był dzisiaj? z Wiktorią.
Boże, ja nawet nie wiedziałam, ile czasu upłynęło od mojego ostatniego okresu przytomności.
- A ty nie powinieneś wtrącać się w nie swoje sprawy. - W świetle księżyca, chłopak prezentował się całkiem nieźle. Wiedziałam jednak, że to nie może mnie rozpraszać. Nie znałam go i nie zamierzałam mu ufać.
Ufałam tylko sobie i tylko na siebie liczyłam.
Nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. Miałam ochotę mu przywalić. Nie wiedziałam, dlaczego budzi we mnie takie uczucia. Zwykle byłam tylko nieufna, ale ten chłopak mnie irytował samą swoją obecnością.
Pewna, że nie będę mieć spokoju, wstałam i zamierzałam zejść z dachu, ale powstrzymał mnie cichy głos chłopaka. Może i bym go nie posłuchała, ale w jego głosie brzmiało coś, co kazało mi się zatrzymać.
Znieruchomiałam i wtedy to usłyszałam. Ciche charczenie psa, tyle, że tak różne od normalnego.
Błyskawicznie przyległam do dachu. Chłopak zrobił to samo, posyłają mi takie spojrzenie, jakby wiedział już, co to jest.
Bo to na 100% nie był zwykły pies.
Nawet nie wiedziałam, że zwierzęta też mogą się zmieniać. Przez te trzy lata, nie spotkałam ani jednego zwierzęcia, które byłoby przemienione w zombie. Najwyraźniej ten nowy świat, jeszcze nie raz miał mnie zaskoczyć.
Chłopak przystawił karabin do oka spojrzał na zwierzę. Widziałam, że jest skupiony i gotów do strzału.
Kiedy pies w końcu nas namierzył i wyszczerzył kły, chłopak strzelił. Rozległ się cichy wystrzał, bo miał założony tłumik, pies padł na ziemię.
Obok niego poległ zombie.
Spojrzałam na niego, wstałam i zeszłam z drabiny, a później poszłam dalej w ciemność. W swoje miejsce, gdzie mogłam pomyśleć.
Lecz znowu byłam nieostrożna i nie zauważyłam, że ktoś idzie moim śladem.

Cześć :)
Nie bijcie za ten nudny rozdział, na który musieliście tyle czekać ;-;
Zdradzę wam jednak, że mam wizję i w kolejnycb rozdział akcji nie zabraknie :)
Na razie dziękuje za te 100 wyświetleń i się z wami żegnam.
Dobranoc! :*
claire1902

Nie do końca umarli IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz