VI.

1.6K 186 2
                                    

- Niki! - wrzasnął Zack, kiedy weszłam do domu. Był wściekły i wcale tego nie ukrywał. Słaniałam się na nogach i byłam słaba. Nie miałam zamiaru słuchać brata, który rzekomo udawał, że się mną przejmuje. Minęłam go, a on znowu krzyknął. Nie zwróciłam na to uwagi, tylko poszłam na górę, z której właśnie schodziła Wiktoria. Minęłam zaskoczoną dziewczynę, a ta nawet nie próbowała mnie zatrzymywać.
Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi.
Padłam na łóżko i usnęłam. Nie miałam nawet siły na myślenie, o tym, co się stało.
Obudziło mnie poranne światło.Zakryłam głowę poduszką, chcąc jeszcze pospać, ale najwyraźniej nie było mi to dane, bo usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- No nie. - powiedziałam do siebie. - Zabiję go, ale najpierw się wyśpię.
Wstałam i powlokłam się do drzwi. Otworzyłam je i nawet nie patrząc na intruza, znowu padłam na łóżko. Ulżyło mi, kiedy usłyszałam głos Zack'a. Myślałam, że to znowu ten chłopak.
- Zmęczona jesteś, co? - zapytał.
Miałam ochotę mu przyłożyć. Oczywiście, że byłam zmęczona, głupie pytanie.
- Rozumiem, że tak. - odpowiedział za mnie. - Prześpij się jeszcze. - Zack zamierzał wyjść, ale kiedy stanął w drzwiach, odwrócił się jeszcze i powiedział. - Aha, i jak będziesz chciała się umawiać na randki, to mi po prostu powiedz, a nie wychodź w środku nocy.
Chłopak wyszedł, zamykając drzwi i zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.
Z wrażenia, aż usiadłam. Momentalnie się we mnie zagotowało. Nie miałam pojęcia, co ten chłopak sobie wyobrażał, ale zdecydowanie, na za dużo sobie pozwalał.
Wiedziałam już, że nie zasnę. Oczywiście przez tego kretyna.
W wyniku frustracji rzuciłam poduszką w zamknięte drzwi i wstałam. Zaczęłam chodzić po pokoju. Po kilku chwilach do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Z upływem czasu, coraz bardziej mi się podobał. Nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam się do siebie uśmiechać.
Miałam już pewien plan.
*****
Podeszłam do chłopaka stojącego przy drzewie. Uśmiechał się, jakby właśnie mnie się spodziewał. Jezu, jak on mnie irytował.
- Słuchaj. - warknęłam, kiedy podeszłam do niego na wyciągnięcie ręki. - Odwal się ode mnie jasne?
I nie czekając na jego odpowiedź, odeszłam.
*******
Stałam, opierając się o jeden z budynków. Próbowałam ochłonąć, ale dość kiepsko mi to wychodziło, bo przed oczami ciągle miałam oczy tego chłopaka, jego ładny uśmiech i włosy. Nie! Stop!
Miałam się uspokoić, a nie jeszcze bardziej denerwować. Wzięłam kilka głębszych oddechów i zamierzałam właśnie wejść na dach i poobserwować okolice, kiedy usłyszałam głos, który rozpoznałabym wszędzie i o każdej porze.
To było głos szefa gangu. Szybko oceniłam odległość w jakiej się znajdowałam i ukryłam się za starym kontenerem na śmieci.
Po chwili na placu w pełnym słońcu stanęła dziesięcioosobowa grupa mężczyzn. Wyglądali dokładnie tak samo, jak trzy lata temu, na korytarzu w bloku, w którym mieszkałam.
Te same skórzane kurtki, te same tatuaże i te same twarze bez wyrazu.
- Tu go znaleźliście? - zapytał szef gangu. Słyszałam go bardzo wyraźnie. Ja miałam na nich doskonały widok, ale oni nie mogli mnie zobaczyć.
- Tak. - odpowiedział jeden z kolesi, stojący naprzeciwko niego. - Był w połowie zjedzony.
- Niech to szlag. - zaklął szef. - To mógł być każdy.
I miał rację, pomyślałam. Oni nie mieli pojęci, że to ja. To mogła być horda, jakaś przejeżdżająca grupa albo no cóż ja. Tylko, że oni nie mili pojęcia, że ja tu jestem. Zastanawiałam się jeszcze, jakim sposobem ciało faceta znalazło się na ziemi, skoro ja zabiłam go na dachu, ale to nie był mój problem. Po chwili do głowy jednak przyszła mi myśl, że być może się zmienił i spadł, tylko, że wtedy nie wiedziałam, kto miałby go zjeść.
Pi zombie.
No jasne, facet się zmienił, zaczął chodzić po dachu, spadł, a wtedy pojawiły się pi zombie i go zjadły. Czyli kolejny punkt dla mnie. Bardzo cenna informacja.
Pi zombie jadło wszystko, co się ruszało, w odróżnieniu od zwykłego zombie, który jadł tylko to, co było żywe. No dobrze, może te psy jednak nie jadły wszystkiego, co się ruszało, bo nie jadły zwykłych zombie, ale poza nimi, to chyba nie było już żadnego wyjątku.
Ta wiedza mogła uratować mi życie.
Dalej obserwowałam gang w nadziei, że zdradzi mi miejsce swojego pobytu.
Niestety facet, który nimi dowodził, powiedział tylko.
- Rozejrzyjcie się trochę. Za godzinę chcę was widzieć w bazie z gotowym raportem.
Mężczyźni pokiwali głowami, a szef odszedł. Po chwili usłyszałam dźwięk zapalanego motoru.
Siedziałam ukryta za kontenerem myśląc tylko, czy mężczyźni będą tędy przechodzić.
Po niedługim czasie usłyszałam zbliżające się kroki. Serce waliło mi jak oszalałe.
Zack miał rację, zbyt często wpakuję się w kłopoty.
Na widok Tego chłopaka, zamarło mi serce.
To był Luke.
Oczywiście zmienił się. Miał na sobie ciemno-brązową skórzaną kurtkę, czarne buty na grubej podeszwie, pistolet w kaburze i tatuaż na szyi. Przedstawiał on nóż ociekający krwią. Skrzywiłam się na ten widok.
On również był zaskoczony. Wpatrywał się we mnie, tak jakby nie mógł uwierzyć, że to naprawdę ja. Nie ukrywałam tego, że i ja się zmieniłam.
Po czasie, który wydawał mi się wiecznością, on w końcu stwierdził.
- To ty.
Kiwnęłam głową. Nie było sensu ukrywać prawdy, skoro on już ją znał.
On również skinął głową i odszedł, wcześniej wciskając mi do ręki zwinięta kartkę papieru.
Pokręcił się jeszcze chwilę w pobliżu, żeby nie było podejrzane, że tak długo stał w jednym miejscu, a później szybko się oddalił.
- Zbieramy się. - krzyknął do innych.
Po niecałej minucie, usłyszałam odpalane motory.
Odczekałam jeszcze chwilę, tak dla bezpieczeństwa, a później wyszłam ze swojej kryjówki. Spojrzałam na kartkę trzymaną ręku, a później wcisnęłam ją do torby. Musiałam na spokojnie to wszystko przemyśleć, a dopiero później przeczytać wiadomość od Luke'a.
Chłopak zachowywał się tak, jakby spodziewał się, że wkrótce mnie spotka. A ten zwinięty kawałek papieru w mojej torbie, tylko to potwierdzał.
Ruszyłam w kierunku domu, próbując poukładać sobie w głowie ostatnie wydarzenia.
Po drodze nie napotkałam ani jednego zombie, co było miłą odmianą, po ostatnich przeżyciach.
Doszłam do domu i otworzyłam drzwi. Nie spotkałam nikogo w holu, więc przeszłam dalej. Na widok tylu ludzi w salonie, zatkało mnie. Na fotelu siedział Zack, a obok niego na kanapie Wiktoria i ten irytujący chłopak. Po drugiej stronie na sofie siedziała ciemnowłosa dziewczyna i ciemnowłosy chłopak. Za nimi kryła się mała dziewczynka. Na moje oko mogła mieć cztery, może pięć lat.
Spojrzałam na nich, a później na Zack'a, domyślając się, że to jego sprawa.
- Gdzie byłaś? - zapytał.
- Nigdzie. - odparłam lakonicznie. - Poza tym to nie twoja sprawa. - odpowiedziałam i zamierzałam wyjść, ale brat szybki jak błyskawica doskoczył do mnie, złapał za nadgarstek i warknął do ucha.
- To mój pieprzony interes, gdzie chodzisz. Jeśli się nie zmienisz Niki, to do niczego nie dojdziemy. Przestań w końcu być dzieckiem.
Wkurzył mnie.
- Ja jestem dzieckiem?! - wyrwałam mu się i na niego wrzasnęłam. Nic mnie nie obchodziło, że ci ludzie się na nas gapią. - A kto przez trzy lata, udawał, że mnie nie ma, a ostatnio nagle zaczął się mną przejmować?! Ja nie jestem dzieckiem Zack. To ty zachowywałeś się, jak dupek, a na mnie mówisz, że zachowuję się nieodpowiedzialnie. Wiesz co, mam gdzieś taką rodzinę.
Zobaczyłam, że zabolały go moje słowa, ale nie dał po sobie tego poznać. Tylko ja to zauważyłam.
- Gdybyś nie była dzieckiem - zaczął chłopak - rodzice i Marcin by nie zginęli. To była twoja wina! - krzyknął.
Poczułam, jak jego słowa trafiają we mnie, jak tsunami. W moich oczach stanęły łzy, a wszystko z tamtego dnia znowu wróciło.
Wiedziałam, że to była moja wina. Tak cholernie żałowałam, że nie mogłam im pomóc, że nie mogłam zginąć razem z nimi.
Widziałam, że chłopak gorąco chce cofnąć swoje słowa, ale takie właśnie było nasze ludzkie życie. Najpierw coś mówimy, a dopiero później zastanawiamy się nad mocą wypowiedzianych przez nas słów.
Wybiegłam z domu, zalewając się łzami i odganiając obrazy, które raz za razem przesuwały się w moim umyśle. Wypadłam z domu, słysząc jeszcze, jak Zack krzyczy moje imię.
Niestety, teraz było już za późno.
Wszystko wróciło.

Nie do końca umarli IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz