Cofałam się do tyłu, po kolei likwidując przeciwników. Myślałam tylko o tym, jaka zmęczona już jestem, a trupów ciągle przybywało. W końcu zdałam sobie sprawę, że nie ma innej opcji, jak ucieczka.
Ścięłam ostatnią głowę i rzuciłam się do odwrotu. Biegłam wąskim korytarzem, a za chwilę wbiegłam do okrągłego pomieszczenia. Teraz nie miałam wątpliwości. Zgubiłam się.
Błądziłam korytarzami, a każdy wydawał mi się taki sam. Przynajmniej ich zgubiłam, pomyślałam ponuro, bowiem teraz miałam inne zmartwienia. Zastanawiałam się, ile to już dni minęło odkąd opuściliśmy nasz dom. Mogłam mieć tylko nadzieję, że Zack dobrze się trzyma.
- Niki! - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się. W moją stronę biegł jakiś mężczyzna. Uniosłam nóż, ale on nie miał broni. Zastanawiałam się, skąd zna moje imię. Zastygłam w ruchu, kiedy zdałam sobie sprawę, kto to jest.
Luke.
Co on tutaj robił?
- Luke - wydusiłam w końcu. - Ale co...jak...? - nie umiałam składnie złożyć pytania.
- Spokojnie. - powiedział z bladym uśmiechem. - Musimy się stąd zbierać. Oni zaraz tu będą.
Dopiero po chwili oświeciło mnie, o jakich Nich mówi.
- Co? O czym ty mówisz?
- Dalej - wziął mnie za rękę i pociągnął. - Nie mamy czasu.
Biegłam za nim, ledwo nadążając. Najwyraźniej doskonale znał korytarze i wszystkie te zakręty, bo prowadził mnie, ani razu na nic nie wpadając, a to o czymś świadczyło.
W końcu chłopak się zatrzymał za kolejnym zakrętem. Uniósł palec do ust, czym dał mi do zrozumienia, że mam przestać tak głośno oddychać, po czym bezgłośnie się oddalił. Chciałam za nim krzyknąć, ale w porę przypomniałam sobie, że mam być cicho. Tsa...
Usłyszałam odgłos odbezpieczanej broni i delikatnie wysunęłam głowę zza zakrętu. Naprzeciwko siebie stali Luke i Ash mierząc do siebie. Nie myśląc w ogóle, co robię, wybiegłam i stanęłam z rozłożonymi rękami, oddzielając ich od siebie.
- Niki! - wykrzyknęli cicho oboje. - Odsuń się stąd!
Ciekawa synchronizacja czasowa, pomyślałam i powiedziałam spokojnie.
- Odłóżcie broń. Oboje.
Spojrzeli na mnie, jak na wariatkę, ale nie odsunęłam się, tylko cierpliwie czekałam, aż zrobią to, o co ich poprosiłam. Chłopcy nieufnie i ostrożnie odłożyli swoje pistolety, a wtedy ja odwróciłam się do Asha i rzuciłam mu się na szyję. Zrobił kilka kroków w tył z zaskoczenia, ale też mnie przytulił. Luke patrzył na to wszystko z dziwnym wyrazem twarzy. W końcu odsunęłam się od blondyna.
- To jest Luke - przedstawiłam mojego starego przyjaciela - a to Ash - wskazałam na blondyna.
Oboje dość niechętnie i z ociąganiem podali sobie dłonie, a chwilę potem szybko się od siebie odsunęli. Nie miałam im tego za złe. Już od pierwszej chwili wiedziałam, że raczej nie będą przyjaciółmi. Oczekiwałam od nich tylko tolerowania siebie nawzajem.
- Musimy iść. - powiedział Luke.
Kiwnęłam głową i pobiegliśmy za oddalającym się chłopakiem. Zauważyłam, że biegnie do wyjścia i zatrzymałam się.
- Niki! Co z tobą?!
- A leki Ash? A gips? Ja nie mogę bez tego wrócić.
- Ale to już jest w samochodzie.
- Co? O czym ty mówisz?
- Niki - powiedział zniecierpliwionym tonem Luke - o co chodzi?
- To dość długa historia.
- Domyślam się. - mruknął.
Teraz do rozmowy wtrącił się Ash.
- Znalazłem jakąś terenówkę na podziemnym parkingu i przeniosłem tam wszystko.
Szczęka mi opadła.
- Ale kiedy?
- To nieistotne! - wykrzyknął. - Musimy iść.
- A co z tymi ludźmi?
- Niki oni już są martwi.
- Ja ich tutaj nie zostawię. - oświadczyłam stanowczo. Najwyraźniej oboje o tym wiedzieli, bo wydali jęk i w tym samym momencie zmierzwili sobie włosy. Byli bardzo podobni.
- 10 minut i nie ma nas tutaj. - oznajmił Luke i oboje zawróciliśmy w ciemność.
CZYTASZ
Nie do końca umarli II
ParanormalPo trzech latach od wykrycia wirusa zmieniającego ludzi w zombie, wszystko się zmieniło. Świat, jaki znaliśmy przestał istnieć. Czy na zawsze? Razem z moim bratem próbuję przeżyć i nie dać się zjeść. Nie jest to łatwe. Mam jeden cel, znaleźć i zabi...