On nie mógł wiedzieć, że zniszczy sobie tym życie. W gruncie rzeczy, pewnie zdawało mu się, że w ten sposób w końcu zdobędzie wszystko, o czym marzył. Szkoda, że za takie nadzieje... Zwykle jest kara.
Charles Rivera nie miał niczego. Ani dobrego wyglądu, ani fajnych znajomych, ani nawet tęgiego umysłu. Jego matka była troskliwa ponad miarę, w tym złym sensie, ojciec chciał innego syna... Starsza siostra nie przyznawała się do niego. Nawet pies nie chciał, by ten wyprowadzał go na spacery. Dzieciak ewidentnie potrzebował silnego kopniaka w dupę, żeby się wreszcie otrząsnął. Miał, do diabła, siedemnaście lat!
Podsumowując: ciągle odrzucany i poniżany, a do tego niezbyt inteligentny. Żałosny, mający idiotyczne okulary i wadę wymowy...
No tak, to nie mogło być nic ciekawego. Nie dziwię się, że panienki uciekały w popłochu.
Gdy więc znalazł na cmentarzu, gdzie uciekał przed bardzo-niemiłymi-i-niegrzecznymi kolegami, wskoczył do małego budynku służącego jako budka ze sprzętem, rozbijając przedtem okno. Kłódka nie pozwalała mu na dostanie się do środka w inny sposób.
Tylko po co? Żeby postraszyć olbrzymich jak głazy idiotów kosiarką?
Doprawdy idealny sposób na wręczenie im nowych narzędzi tortur.
W każdym razie - zrobił to. Wreszcie odezwała się w nim jakaś namiastka męskości - no przynajmniej jeśli chodzi o włamanie się na publiczną posesję. Wskoczył do środka, prawie nadział się na coś, czego nie rozpoznał w szale strachu i upadł na ziemię. Skulił się jak najbardziej tylko mógł i czekał. Czuł, że leży na czymś twardym, wżynającym się w jego brzuch, choć zbyt bał się poruszyć. W tamtej chwili - w porównaniu z myślą tego, co by mu zrobili... Taa, to była pieszczota.
Koledzy nie byli mądrzejsi od niego, więc chwilę im zajęło, nim przypomnieli sobie jak brzmi roztrzaskiwane szkło.
Nie za bardzo cieszyli się, że muszą wchodzić przed to okno. Było dosyć maławe. Ich tusza mogłaby utknąć. Ktoś wezwałby policję. A oni bardzo nie lubili mundurowych. Bardzo.
No i mamusia mogłaby się zezłościć.
W końcu jednak złe chłopaczki znalazły się w środku. Zajęło im to około dziesięciu minut. Już nawet mała dziewczynka zrobiłaby to szybciej.
Nie wiadomo, co kotłowało się w móżdżku tego żałosnego, zastraszanego chłopaczka w okrągłych okularach Harry'ego Pottera. Jasne jest jednak, że gdy znaleziono ciała tych obrzydliwych grubasów, koroner policyjny nie potrafił sprecyzować, co ich zabiło. Zostali rozerwani na kawałki jak mięso, które mama przygotowuje małym dzieciom. Nie zrobiło tego żadne zwierzę. A więc kto?
Charles również tego nie wiedział. Jakimś cudem wrócił do domu, położył się wygodnie w miękkim łóżeczku i zasnął, trzymając w dłoniach poszarpany, cienki kamień w niezwykłym, przykuwającym wzrok kolorze brudnego złota.
Pochrapywał sobie słodziutko, aż coś go nie zaniepokoiło. Dokładnie o trzeciej w nocy. Akurat kamień zaczął delikatnie... świecić. I nie, to nie był przypadek.
Obudził się z zadowoleniem. Rozejrzał po pokoju, ziewnął, podrapał się po każdej bezużytecznej części swojego ciała, nim ogarnął, że trzyma w dłoni świecący kamień. Po prostu ideał spostrzegawczości, nie ma co.
Oczywiście, był zakłopotany - jak również zaciekawiony. Wreszcie coś interesującego w jego życiu! Miła odmiana.
No i wtedy stało się coś, przez co każdy przeciętny człowiek odtańczyłby taniec radości, albo coś w tym stylu. Wystarczyła jedna jego myśl, by w zasięgu dłoni pojawiła się rzecz, którą sobie zamarzył.
CZYTASZ
Nauka Kreatywności
Short StoryAkcja polegająca w głównej mierze na rozwijaniu kreatywności, tworzona przez każdą chętną osobę w społeczności wattpadowej :)