Utopia - Starozytnyfilozof

208 25 8
                                    


Szarość i czerń panowały w umysłach, aż do tamtej chwili. Ciemność rozstąpiła się, ukazując kolorowe witraże, ułożone z kawałków nowych istnień. Ujrzałam ponadludzkie obrazy nowego świata, realniejsze, niż całe minione życie. Nareszcie, obudziłam się. Surrealna rzeczywistość zniknęła na zawsze. Rozchyliłam powieki, lżejsze, niż kiedykolwiek i spojrzałam na promienne twarze Prawdziwych Ludzi, stojących tuż nade mną.

Byli to ludzie nowi, uformowani trochę inaczej. Bóg stworzył ich refleksyjnymi i myślącymi samodzielnie. Oni tego w sobie nie zabili. Niewinni jak dzieci, choć odpowiedzialni za każdy swój czyn. Nigdy nie widziałam spojrzeń tak czystych, nawet u niemowląt. Ich oczy, jakby wyrzeźbione ze szkła, odbijały w sobie kolory witraży. Uśmiechali się szczerze, uczciwie. Cali uśmiechnięci. Całkowicie piękni.

Gdzie byłam i skąd się tam wzięłam? Nie wiedziałam, lecz pierwszy raz czułam, że jestem we właściwym miejscu. Oddychałam powietrzem świeżym, niczym na leśnej polanie, czułam radość niepodobną dotychczas zaznanym uczuciom. Coś nowego, niezwykłego, idealnego. Chyba obudziłam się w utopii.

Nowi Ludzie wyprowadzili mnie z sali szpitalnej. Ponoć było nas wielu, tych zbudzonych. Przychodziliśmy z okrutnego świata do prawdziwości, która miała za zadanie powoli rozgrzewać nasze zlodowaciałe serca. Każda kolejna minuta w tym światku działała kojąco. Powoli zmieniałam się, tworzyłam, jako jedna z nich.

Na imię mi Berenika. Z trudem przetrwałam to, co ludzie nazywają realnym życiem. Każdemu w końcu udaje się obudzić, każdy dociera do momentu, w którym jest już pewien, że to wszystko, to absurdalny sen. Ja zrozumiałam w dniu szesnastych urodzin. Spojrzałam na białą kartkę i pomyślałam: trzeba mi nowego koloru. Zobaczyłam go, pomiędzy bielą śniegu, a czernią otchłani. Wiem, że wielu ocknęło się później, dlatego cieszy mnie, że udało się tak szybko. Chociaż tutaj czas i tak nie miał znaczenia, nikt nie tworzył iluzji godzin, dni i nocy, cieszyłam się, że się od niego uwolniłam. Tu był nowy Eden, nowy, choć tak naprawdę odwieczny.

Zacznijmy od początku, to jest, dla was początku, dla mnie wieczności, jednak będę operować pojęciami, które jesteście w stanie objąć umysłem; wieczność nie jest jednym z nich. Energia, ochrzczona przez was Bogiem, bogami, czy jakkolwiek, zebrała się w jednym miejscu i zaczęła mieszać wszystko z niczym. Mieszała tak długo, aż powstał Wszechświat. Potem stworzyła Świat. Nie ten, który znacie. Tamten nie istnieje. Mój jest prawdziwy. Skąd to wiem? Otóż, mój jest wieczny, a wasz, czyli moje wspomnienie, wiecznie się kończy.

Energia utworzyła kilka projektów Ludzi. Jesteście jednym z nich, niezbyt udanym. Zaszczepiła w was myśli, pytania i pragnienie kreacji. My również otrzymaliśmy te cechy, po prostu spożytkowaliśmy je lepiej. Być może dlatego, że zamiast gonić za wiedzą, ścigamy świadomość. Nasz Świat jest piękny. Wy nie wiecie, co to piękno. Ono wychodzi poza estetykę, jest czymś ponad. Jesteśmy najpiękniejsi i żyjemy najpiękniej, bo ta rzeczywistość nie jest uporządkowanym zbiorem nazw i ich desygnatów. Jest cudownie chaotyczna. Nikt nie udaje, że zna wzór na ideał, dlatego każdy jest ideałem.

Wyszłam w Świat i zobaczyłam barwy, których nie jestem w stanie opisać. Zieleń w apogeum zieloności, kwiaty o woni tak wspaniałej, że aż uwodzącej, mamiącej, hipnotyzującej. Cała planeta spowita w roślinność, której Prawdziwy Człowiek pozwolił się rozwinąć. Ludzie mieszkali pomiędzy gąszczami, w domach jak ze snu- przytulnych, skromnych, ale pięknych, jak ich właściciele. Zwierzęta kochały Ludzi, jak własnych braci. Przypominały te ziemskie; tak samo niewinne i wolne od zbędnych przemyśleń, tak samo waleczne w naturalnych, międzygatunkowych starciach, tak samo wdzięczne swoim przyjaciołom. Dostałam mieszkanie, w którym, zamiast ścian, otaczały mnie półki wyładowane księgami i książkami. Przestrzeń w pokoju mogłam zapełnić, jak tylko chciałam. A wystarczyła mi do tego myśl i kiełkujące pragnienie uzyskania samoświadomości.

Utonęłam tu, w tym bezdennym pięknie. Tonęłam świadomie i szczęśliwie, zapadałam się w prawdziwość, a ludzie-nieludzie, wy, z którymi kiedyś żyłam, przestaliście być choćby wspomnieniem. Kto wie, może kiedyś się zbudzicie, a może zostaniecie martwymi gwiazdami w waszej wizualizacji nieba.



Nauka KreatywnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz