xxi.

2.6K 239 4
                                    

Noel
Długo nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Siedziałam na podbitym skórą krześle i wpatrywałam się w moje dłonie. Po tym, jak John zaprowadził mnie do niego, wyszedł by znalaźć dla mnie czystą sukienkę.
Pozwolił mi w samotności ubrać się i oporządzić. Byłam niezmiernie wdzięczna za jego dobroć, bo gdyby nie on zapewne wracałabym teraz na zamek mojego wuja owinięta samym prześcieradłem.

John podsunął mi pod nos wywar z ziół przygotowany przez Mochniego, który ze smutnym uśmiechem na twarzy odwiedził nas, by sprawdzić czy wszystko w porządku.

Byłam niemal w stu procentach pewna, że wszyscy ludzie Harolda widzieli, a przynajmniej słyszeli to co się wydarzyło. Bałam się wyjść na zewnątrz, by skonfrontować się z nimi. Było to pewne, że prawie każdy z nich życzył mi wygnania - w końcu Harry przedstawił mnie w jak najgorszym świetle.

-Noel, jak się czujesz? - zapytał John, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Spojrzałam prosto w jego oczy, a łzy były chyba dla niego idealną odpowiedzią na jego pytanie. Czułam się okropnie - upokorzona, zraniona, zdewastowana.
Usłyszałam jak wzdycha głośno, gdy na nowo przeniosłam wzrok na swoje dłonie.

-Jesteś gotowa, by wyruszyć w drogę? - zapytał, na co pokiwałam tylko głową. Nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego słowa.

Wstałam z miejsca mimo bólu w kolanach i podążałam za Johnem w stronę wyjścia, a następnie w miejsce gdzie czekały na nas przygotowane konie.
Przechodząc obok namiotu Harolda spojrzałam w stronę wejścia i tylko mocniej zaciągnęłam zęby, by stłumić w sobie łzy.
Gdy podeszliśmy do trzech wierzchowców wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że koło nich stał Joseph - przyjaciel Harolda, który przez cały ten czas zdawał się mnie nienawidzić. Co było jednak większym zaskoczeniem to to, że praktycznie każdy z ludzi Harry'ego stał i wpatrywał się we mnie.

Joseph podszedł do mnie, obejmując mnie ramionami. Odsunął się po chwili i uważnie przyjrzał się mojej twarzy.

-Wszystko w porządku? - zapytał.

-Dlaczego zmieniłeś zdanie?

-Zauważyłem ile szczęścia dałaś mu w tak krótkim czasie - oznajmił, na nowo łamiąc moje serce na w wzmiankę o nim - Szczęście mojego przywódcy jest moim priorytetem, godzę się z każdą jego decyzją i nigdy nie podważam jego zdania, jednak tym razem nie rozumiem dlaczego wypuścił ze swojego życia jedyną garstkę dobra, która w nim pozostała.

Uśmiechnęłam się do niego smutno, zmuszając się by powstrzymać płacz przynajmniej do czasu, gdy wyjedziemy poza teren obozowiska.

Rozejrzałam się dookoła, obserwując jak każdy obecny mężczyzna uśmiecha się do mnie i kłania mi się, być może w geście pożegnalnym.

Joe i John pomogli wsiąść na konia po czym samo zajęli miejsca na dwóch pozostałych. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na  ludzi i na to, co zostawiałam w tyle. Harry nie pojawił się, widocznie był tak obrzydzony moją osobą, że nie był nawet w stanie ostatni raz spojrzeć mi w oczy.
Co bolało najbardziej? Fakt, że zostawiałam za sobą drugą połowę mojego serca, którą jak wcześniej myślałam, zostawiłam w odpowiednim miejscu i u właściwego człowieka.

***
biedna Noel :(
Wkrótce dodam kolejną część z perspektywy Harry'ego.

Btw wybaczcie, że tak długo nic nie dodawałam ale nie miałam czasu. Starałam się trochę zarobić w te wakacje i gdy wracałam z pracy miałam też inne obowiązki :(
Teraz na dodatek dochodzi do wszystkiego szkoła. Mam nadzieję, że zrozumiecie :)

Piszcie co myślicie xd

Darling // h.s. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz