xxii.

2.7K 272 30
                                    

Noel

Jechaliśmy zupełnie inną drogą niż wtedy, gdy spacerowałam z Fioną i przypadkowo trafiłam na ludzi Harolda. Wciąż modliłam się za biedną duszę dziewczyny, która wtedy nie potrzebnie straciła życie.
Może to ja powinnam wtedy je stracić?
Oszczędzono by mi wszystkich przeszkód, które musiałam przejść. Śmierć wybawiłaby moje serce od rozczarowania z jakim teraz się zmagało. Nie musiałabym tak cierpieć, wracając na dwór mojego wuja. Wiem, że powinnam była się cieszyć z powrotu, w końcu nie musiałam bać się dłużej o atak ze strony króla Anglii, ale czy jest się z czego cieszyć, gdy wiesz, że nigdy nie zobaczysz osoby, na której tak bardzo ci zależało? Czy to złe, że cieszyłam się z wyjazdu do Anglii? Byłam gotowa to zrobić, bo kochałam go, nadal kocham. Chciałam z nim być pomimo trudnego życia, które by nas czekało, pragnęłam go pod każdym względem nie patrząc na to czy był biedny czy bogaty. Chciałam zostać jego żoną i wydać na świat jego dzieci - teraz on tego nie chciał. Oddałam mu moje serce, pobawił się nim, po czym rzucił na podłogę i zdeptał, jak nic nie warty śmieć.

*

- Jesteśmy na miejscu, Noel - oznajmił Joseph.
Nawet na niego nie spoglądając, pokiwałam głową i zeszłam z konia na ziemię. Krótko po tym John stanął na przeciwko mnie, próbując uśmiechnąć się szczerze - nawet jego cała ta sytuacja przerosła.

- Dziękuję za wszystko - powiedziałam cicho, spoglądając w jego oczy.

- Nie musisz mi za nic dziękować, moje dziecko - poklepał mnie po ramieniu, po czym przyciągnął do siebie, pozwalając mi wtulić się w jego ciało.

- Będzie dobrze, Noel - szeptał w moje włosy - Obiecuję, że wkrótce zapomnisz o rozczarowaniu, odnajdziesz swoje szczęście w życiu.

- Na to już jest chyba za późno - wybełkotałam, odsuwając się od niego - Żegnaj John.

Pozwoliłam kilku łzom spłynąć po moich policzkach, nie mogąc już dłużej kłębić swoich emocji.

Podeszłam do Joe i pomimo wszystkiego, co kiedyś było miedzy nami, przytuliłam go.

- Oh, Noel. Nigdy nie sądziłem, że tak to się skończy - powiedział.

- Ja też nie - uśmiechnęłam się smutno.

Chciałam odejść w stronę wejścia do zamku, ale bardzo istotna sprawa nasunęła się w mojej głowie. Chwyciłam w dłoń medalion, który cały czas wisiał na mojej szyi i przeciągnęłam go przez głowę. Przyjrzałam się mu po raz ostatni, napawając się pięknem wspomnień, które zawierał.

-Joe mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytałam nieśmiało.

- Oczywiście - oznajmił od razu.

Podałam mu naszyjnik, który trzymałam w garści, kładąc go na wierzchu jego dłoni. Rzuciłam w jego stronę ostatnie spojrzenie, gdy pózniej szybko odwróciłam wzrok w stronę Josepha.

- Zwróć mu go, proszę - mówiłam - I powiedz, że przepraszam.

- To nie ty powinnaś przepraszać - odparł ostro. Zmarszczka na jego czole wskazywała na dezaprobatę.

- Mimo wszystko powiedz mu to, co powiedziałam, błagam.

- Jak sobie życzysz - oznajmił - Żegnaj Noel.

- Żegnaj.

Harry

Nastał już wieczór. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie słyszałem na zewnątrz żadnych głośnych rozmów, ani pijackich śpiewów. Tylko gdzie nie gdzie usłyszeć można było ciche pomruki.
Westchnąłem głęboko, wiedząc, co dokładnie jest tego przyczyną.
Nie chciałem o tym myśleć, nie chciałem zadręczać się tym jakim byłem potworem. Teraz, gdy byłem sam i nie przeszkadzał mi żaden szmer mogłem w spokoju przywołać w pamięci to, co do niej powiedziałem - to jakim bydlakiem się okazałem.
W pewnym momencie zdawało mi się, że słyszę jej śpiew - często śpiewała, gdy haftowała coś z jedwabnych nici. Zawsze, gdy wracałem wykończony z treningu jej przyjemny śpiew witał mnie od samego progu.
Usłyszałem głośny dźwięk opadającej kotary. Od razu zwróciłem głowę w tamtą stronę, licząc na to, że zobaczę jej piękną twarz. Byłem gotów rzucić jej się do stóp i błagać o wybaczenie.

- Można? - odezwał się Joe, rozczarowując moje ciche pragnienia.

- Wejdź - odezwałem się, po raz pierwszy od południa, odwracając głowę.

- Odstawiliśmy Noel na zamek - oznajmił. Moje serce zabiło szybciej, nie mając wcześniej pojęcia, że wyjechali z obozowiska.

Moja Noelle była już daleko stąd, a ja nawet nie wiedziałem, kiedy wyjechała. Nie miałem czasu naprawić tego, co zepsułem.

- Mówiła coś? - zapytałem, w głębi duszy licząc, że wspomniała o mnie. Jesteś chory Harold.

- Kazała przekazać, że przeprasza - odezwał się. Zacisnąłem usta w cienką linię, tłumiąc w sobie krzyk.

- Coś jeszcze?

Przez chwilę nie otrzymałem odpowiedzi i kiedy myślałem, że wyszedł on zjawił się tuż obok mnie, chwytając za moją dłoń. Położył na niej dość ciężki i chłodny w dotyku przedmiot.

- Prosiła bym ci to zwrócił - powiedział, odsuwając się ode mnie i idąc w stronę wyjścia.
Mój oddech uwiązł w gardle, gdy uświadomiłem sobie, co trzymałem w swojej dłoni.

- Mam nadzieję, że jesteś zadowolony ze swojej decyzji - rzucił na odchodne, opuszczając mój namiot.

Znalazłem w sobie odrobinę odwagi, by spojrzeć na przedmiot w mojej garści. Czułem, że tracę grunt pod stopami, gdy dostrzegłem mój rodzinny medalion, który jej podarowałem. Poczułem jak ponownie ogarnia mnie pustka i jak łza spływa po moim policzku. Zamknąłem oczy i usta, blokując łzy i tłumiąc szloch. Byłem kompletnie zagubiony i załamany.

- Co ja narobiłem?

***
oj :(

Piszcie co myślicie x

Darling // h.s. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz