prologue

11K 504 29
                                    

Wprowadzenie:

On był jednym z najbardziej odważnych i dzielnych wojowników jakich miała Anglia.

Ona była siostrzenicą króla upadającej Irlandii.

Wojna nigdy nie była dobrym czasem na miłość, a jednak ich dwójka mimo wszystko ją odnalazła i zachowała w sobie aż do końca.

Dwa fronty. Dwaj wrogowie. Dwie zupełnie różniące się osoby. Jedna miłość.

*

Nie mam pojęcia jak długo trzymali mnie w zamknięciu. Siedziałem w więzieniu za nadmierne zakłócanie porządku i za zabicie jednego z żołnierzy w czasie, gdy nie trwała żadna wojna. Nic nie poradzę na to, że jestem impulsywnym człowiekiem, a to że tamten napatoczył się wtedy to już nie była moja wina.

Siedziałem w jednej celi z kilkoma innymi mężczyznami, którzy nie chcieli przyznać się do tego za co siedzą.

Jedynie Joseph - jedyna osoba, która otwarcie ze mną rozmawiała, przyznał się, że napadł na bank i udało mu się ukraść część pieniędzy ze skarbca i schować je w miejscu, gdzie nikt nie byłby w stanie ich znaleźć.

-Już nie mogę doczekać się aż stąd wyjdę. - oznajmił nagle jeden z moich współtowarzyszy. Oderwałem swój wzrok, który wbity był w obraz malujący się zza oknem celi i spojrzałem w jego stronę.

-Czemuż to? - zapytał inny.

-Tęsknię za moją ukochaną. - oznajmił ten pierwszy, wywołując tym samym śmiech Josepha, podczas, gdy na mojej twarzy pojawił się uśmieszek.

Miłość nie jest zbyt odpowiednia na takie czasy jakie panowały. Nasz król zapowiadał, że zamierza ruszyć na królestwo Irlandii, stoczyć z nim wojnę i przejąć tamte tereny.

Znając angielskie prawo, wszyscy więźniowie będą zmuszeni, by iść na wojnę. W takich czasach nie warto się do nikogo przywiązywać, bo słabym punktem jest wtedy dobro ukochanej osoby, a także łatwo zranić tą drugą osobę.

-Miłość jest dla frajerów. - skomentował Joe, otrzymując za to gardzące spojrzenia innych. Nie interesując się nimi, podszedł do mnie i usiadł naprzeciwko mnie. -Może ty też chcesz mi powiedzieć, że w domu czeka na ciebie kobieta, a ty tęsknisz za nią?

Pokręciłem przecząco głową i zaśmiałem się cicho. Zanim zdążyłem coś powiedzieć usłyszeliśmy cichy szloch, dobiegający z rogu celi.

Oboje odwróciliśmy w tamtą stronę głowy i dostrzegliśmy płaczącego chłopaka, który jeszcze chwilę temu powiedział nam, że tęskni za jego wybranką.

-Pizda z ciebie, Thomas. - po raz kolejny skomentował Joe.

-Daj mu już spokój. - uderzyłem go w ramię, odwracając jego uwagę na mnie.

-Ta jego dziewucha zapewne już dawno puściła się z jakimś bogatym fagasem. - pokręcił z dezaprobatą głową, szepcząc. - Wszystkie takie są.

Chciałem coś powiedzieć, ale moją uwagę zwróciło brzdękanie masywnych kluczy.

-Styles! - krzyknął strażnik, swoim tonem wprawiając wszystkich, poza mną i Joe, na baczność.

-To chyba muszę być ja. - odpowiedziałem kpiąc i śmiejąc się cicho przy tym. Bawiło mnie zachowanie wszystkich strażników, którzy myśleli, że mogą wszystko.

-Rusz swój tyłek i idziemy! - bez słowa podszedłem do niego nie odrywając od niego wzroku. - Słuchaj piękniutki, jeśli nie chcesz, bym poobijał tą twoją śliczną buźkę, będziesz szedł szybciej.

-Skąd ten pomysł, że się ciebie boję? - zapytałem go pewnym głosem, patrząc mu prosto w oczy.

Zapewne nie myślał, że ktoś raczy mu się postawić, bo już po chwili prowadził mnie w tylko jemu znajome miejsce, co chwilę nie popychając i doprowadzając mnie tym samym do białej gorączki. Gdybym tylko miał moją broń...

*

-Król chce cię wiedzieć. - oznajmił, wpychając mnie do środka pomieszczenia. - Masz zachowywać się z szacunkiem.

-Jasne. - burknąłem cicho.

-Oh, sir Harold jak dobrze cię widzieć. - w całej sali jego głos rozniósł się echem. Nienawidziłem tego człowieka. Myślał, że może mieć wszystko i uważał się za pana wszechświata.

-Wiesz w jakim celu cię tu wezwałem? - zapytał, siadając na swój tron i uśmiechając się chytrze.

-Właśnie nie wiem, ale jak mniemam już wkrótce mnie uświadomisz. - odpowiedziałem, krzyżując ręce na piersi. Król spojrzał na mnie, marszcząc przy tym brwi. Zapewne nie podobał mu się sposób w jaki się do niego zwracam. Kłamstwem byłoby też, gdybym powiedział, że interesuje mnie, co mu się podoba, a co nie.

-Odważny jesteś, a właśnie takich ludzi, jak ty potrzebuję. Zatem pozwól mi naświetlić całą sytuację. - odpowiedział, splatając swoje palce razem i podpierając na nich swój podbródek. - Chcę podbić Irlandię i przyłączyć ją do mojego królestwa.

-Jaki to związek ze mną? - zapytałem, unosząc brew. Wiedziałem doskonale do czego zmierza.

-Ty mój przyjacielu, jesteś najlepszym i niepokonanym wojownikiem, który zamieszkuje Anglię. - oznajmił, wstając nagle i podchodząc bliżej mnie. - Chcę, żebyś stanął do walki w imię mojego królestwa.

-Dobrze wiesz, o królu, że ja nie jestem twoim poddanym. Jestem niezależny.

-Owszem. Wiem to doskonale. - potwierdził. - Ale pomyśl. Gdy już wygramy wojnę spadnie na ciebie sława, kobiety będą rzucały się na ciebie, a twoje imię zapamięta cały świat.

-Poza tym otrzymasz wolność i nie będziesz skazany na więzienie. - uniosłem brew do góry, przyglądając mu się z ciekawością. - Zastanów się nad tym. - odparł, odchodząc z powrotem w stronę tronu i gestem ręki, dając strażom znak, że mogą mnie odprowadzić do celi.

-Czekam na odpowiedź do jutra, sir Haroldzie.

Darling // h.s. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz